Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

za granicą

Dystans całkowity:51584.50 km (w terenie 1323.85 km; 2.57%)
Czas w ruchu:3093:25
Średnia prędkość:16.68 km/h
Maksymalna prędkość:72.10 km/h
Suma podjazdów:444607 m
Maks. tętno maksymalne:130 (66 %)
Maks. tętno średnie:150 (76 %)
Suma kalorii:23072 kcal
Liczba aktywności:689
Średnio na aktywność:74.87 km i 4h 29m
Więcej statystyk

Skały Adrszpaskie

  58.34  03:15
W nocy coś popadało, bo drogi były mokre. Wiało dość mocno. Ruszyłem zgodnie z planem do miejscowości Adršpach. Zaliczyłem trochę błota i nierównych dróg, wiatr mną wytarmosił, ale pojawiło się słońce. Przy okazji też trochę pokropiło.
Na miejscu mieli zadaszony parking na rowery. Wszedłem na szlak zielony. Ludzi było bardzo mało, choć pod koniec wpadłem na wycieczkę szkolną. Skały sięgające nieba robiły wrażenie. Natura urządziła się tu rewelacyjnie. Jedyną ujmą była najwęższa ścieżka między skałami o nazwie Mysia Dziura, która miała tylko 50 cm szerokości. Przejścia w Błędnych Skałach są węższe.
Po dwugodzinnym spacerze ruszyłem w drogę powrotną. Prognozowany był opad popołudniu, ale pozwoliłem sobie na powrót inną drogą. Słońce zdążyło zniknąć za chmurami. Budowa drogi szybkiego ruchu wpłynęła na nieprzejezdność szlaków, więc skierowałem się na Okrzeszyn. Rozważałem jeszcze jazdę szlakami w terenie, ale nie chciałem zmoknąć i przeszła mi chęć na kolejne podjazdy. Pojechałem przez Chełmsko, a deszcz przyszedł dopiero wieczorem.
Ze względu na załamanie pogody zdecydowałem się zakończyć wyjazd na półmetku, więc jest to ostatni wpis tej wyprawy. Jesień w jej trakcie szybko zmieniła się w brązy, ale skalne miasta bardzo mi się spodobały. Na pewno jeszcze wrócę w te strony.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Czechy, kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, rowery / Fuji, terenowe, wyprawy / Jesień 2025, za granicą

Listopadowy październik

  61.18  03:26
Dzisiaj krótko. Było pochmurno z lokalnymi przejaśnieniami. Zjechałem do Radkowa. Nie było najgorzej, choć po drodze pojawiło się lekkie zamglenie. Wjechałem na szlak i pojechałem przez Czechy wzdłuż linii kolejowej. W międzyczasie słońce kompletnie przepadło. Przejechałem przez Mieroszów i wymyśliłem sobie drogę redukującą podjazd. Pojechałem jeszcze kawałek przez Czechy. W międzyczasie zaczęło padać. Chmura na radarze wolno sunęła. Przeczekałem to pod wiatą. Potem dokręciłem do Lubawki. Pod koniec zaczęło mżyć, a krajobraz przypominał typowo listopadowy. Tylko jeszcze trochę złota na drzewach dało się gdzieniegdzie dojrzeć.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Czechy, kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, rowery / Fuji, terenowe, wyprawy / Jesień 2025, z sakwami, za granicą

Skalne miasto Ostaš

  51.60  03:22
Było pochmurno. Pojechałem poszukać śniadania w tej wymarłej wiosce, bo zajazd miał beznadziejną obsługę gości. W międzyczasie wyjrzało słońce. Niestety wiało.
Ruszyłem po szlaku do Czech. Zjazd był nie taki chłodny. Potem trafiłem na kilka podjazdów przez tutejsze uformowanie terenu. Na brak podjazdów na pewno nikt tu nie narzeka. Za to ruch był niewielki.
Dotarłem do osady Ostaš znajdującej się pod szczytem o tej samej nazwie. Zostawiłem rower i wspiąłem się na szczyt, na którym ulokowany jest skalny labirynt. Finezyjne formy skalne znane z polskiej części Gór Stołowych wzbijały się wysoko nad głową. W kilku miejscach na szlaku trzeba było się przeciskać między skałami. Obszedłem cały szlak niebieski i zszedłem do dolnego labiryntu. Tam szlak zielony doprowadził mnie do Kociego Zamku, skały z ciasnym korytarzem prowadzącym do ciasnego wnętrza.
Ten spacer zmęczył mnie bardziej niż chodzenie po Tatrach. Ruszyłem szlakami w drogę powrotną. Chciałem jeszcze zobaczyć Białe Skały. Zabrałem ze sobą rower na szlak, ale często musiałem go przenosić ponad licznymi korzeniami. Zobaczyłem jeszcze parę skał i zszedłem do szlaku rowerowego. Miałem po nim objechać torfowisko, ale zniechęciła mnie jakość zabłoconej drogi. Ruszyłem do Karłowa coś zjeść i wróciłem do noclegu.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Czechy, kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, rowery / Fuji, terenowe, wyprawy / Jesień 2025, za granicą

Orlické hory

  58.47  04:08
Nad ranem złapał przymrozek. Na szczęście było słonecznie, więc gdy wyszedłem, nie było tak źle. Nawet zrobiło się cieplej niż wczoraj, chociaż mijałem oszronione trawy czy skute lodem kałuże.
Ruszyłem po szlakach w Góry Orlickie. Celem były Czechy, więc przekroczyłem granicę na niewielkim przejściu i od razu odczułem różnicę. Większość szlaków była utwardzona. Miejscami jakość miała wiele do życzenia, ale porównując to ze stroną polską, było bardzo wygodnie. Ludzi brak. Przynajmniej do czasu, gdy dotarłem na szlak biegnący na Wielką Desztnę (czes. Velká Deštná). Tam z kolei były tłumy, jak na Morskie Oko. Pojechałem i ja, wspiąłem się na wieżę i porobiłem parę zdjęć.
Czas uciekał. Zjechałem z gór. O dziwo zjazd nie był tak zimny, jak wczorajsze. Przejechałem kilka wiosek, docierając do ostatniego podjazdu. Za nim czekał zjazd po fatalnej jakości szlaku. Było ślisko i niewygodnie. Na koniec jeszcze znaki pokierowały mnie na ulicę w remoncie. W Czechach bardziej mi się podobało.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Czechy, kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, rowery / Fuji, terenowe, wyprawy / Jesień 2025, za granicą

Midleton – Youghal Greenway

  61.54  03:28
Było ponuro i deszczowo, gdy się obudziłem. Zjadłem śniadanie i spakowałem się, a po opadzie pozostały tylko mokre ulice. Dzień zapowiadał się dobrze.
Wjechałem na drogę na dawnej linii kolejowej, którą otworzyli w tym roku. Była wygodniejsza niż wczorajsza, ale nadal wydaje mi się, że Limerick Greenway miał lepszy asfalt. Było płasko, ale bez ciekawych widoków.
Nie dojechałem do końca szlaku, a zaczęło lać. Wróciłem na EuroVelo 1, który wiódł drogami lokalnymi. Na krótko, bo nie chciałem rozwlekać podróży. Tak pojechałem, że za wcześnie skręciłem. Trochę przeraził mnie limit prędkości 120 km/h, bo zwykle na krajówkach są do 100 km/h, ale zakazu nie było, a znak mówił Cork. W ten sposób znalazłem się na drodze przypominającej autostradę. Pobocze było bardzo szerokie, ale ruch duży. Padał deszcz, więc za każdym autem unosiła się mokra chmura, ale kto się tam przejmował zachowaniem dystansu. Dziwi mnie brak wypadków.
Dojechałem do zjazdu i wtedy zorientowałem się, że planowałem wjechać na krajówkę w innym miejscu, a wzdłuż przebytej drogi biegła jakaś równoległa droga dla rowerów. Nic się nie stało, tylko łańcuch nabrał trochę brudu, który zalegał na poboczu.
Znalazłem się w Corku. Bez nawigacji ciężko się jechało (zerkanie na telefon w deszczu nie jest łatwe). Trochę pobłądziłem, ale dotarłem do sklepu sportowego, gdzie miałem zamówiony karton. Wciąż padało, więc umówiłem się, że wrócę później. Pojechałem do akademika, w którym miałem pokój. Zameldowałem się i przestało padać. Odebrałem karton, chwilę się przespacerowałem po mieście i spakowałem na jutrzejszy lot.
Koniec ponad 3-tygodniowej podróży, podczas której pokonałem 2,1 tys. km. Irlandia ma piękne wybrzeże. Deszcz mniej męczył niż w Szkocji, bo na początku częściej mżyło niż padało. Zaskoczył mnie brak kleszczy, które w Szkocji były codzienną zmorą. Gdyby tylko nie te drogi otoczone wałami ziemno-kamiennymi z bujną roślinnością, które zasłaniały wszystko dookoła, włącznie z widokiem na nadjeżdżające pojazdy. Brakowało też poboczy. Ludzie nie zawsze byli przyjaźni. Nierzadko doświadczałem agresji drogowej. W Szkocji czułem się lepiej. Tylko Szkocja ma zabójczo strome podjazdy.
Problemów z rowerem nie miałem wiele. Odklejająca się owijka, jeden kapeć, pęknięta rama (ale o tym jeszcze będę pisał). Podczas pakowania zauważyłem też luz na suporcie. Szprychy przetrwały, bo je wszystkie wymieniłem na lepsze. Czyli trzeba budować własne koła, bo producenci wsadzają najtańszy badziew, byle koło się trzymało.
Kategoria kraje / Irlandia, po dawnej linii kolejowej, rowery / Fuji, wyprawy / Irlandia 2025, z sakwami, za granicą

Waterford Greenway

  124.05  07:06
Dzisiaj obudziło mnie słońce na bezchmurnym niebie. Nie trwało to jednak długo, bo chmury pojawiły się zanim zdążyłem wysuszyć namiot z porannej rosy.
Zorientowałem się, że do Corku miałem kawał drogi. Musiałem więc przejechać dziś dłuższy dystans. Zacząłem też ciąć szlak EuroVelo 1. Trafiałem na wystarczająco spokojne drogi. Wiatr był niewyczuwalny. Słońce jeszcze od czasu do czasu się pojawiało.
Przepłynąłem zatokę promem i dostałem się do miasta Waterford. Chwilę pokropiło, co wykorzystałem na zakupy. Potem dotarłem do atrakcji dnia – drogi położonej na miejscu dawnej linii kolejowej. Obok biegła też czynna linia kolejki wąskotorowej, o czym dowiedziałem się później. Przy okazji zaczęło padać.
Kolejka uciekła mi, gdy droga na chwilę odbiła od torów, ale złapałem ją później, gdy wracała ze swojej krótkiej trasy. Zakręt dalej znajdowała się też stacja końcowa.
Na 20. kilometrze szlaku przestało padać. Na 40. znów zaczęło kropić. Podobno linia była jedną z najpiękniejszych w kraju. Szkoda, że aura nie pokazała tych widoków. Na trasie były 3 wiadukty, z czego do dwóch udało mi się zjechać. Był też tunel. Standardowo rowerzyści mają obowiązek przeprowadzić przez niego rower. Dopiero końcówka szlaku, po osiągnięciu wybrzeża, pokazała odrobinę swojego piękna.
Znów się rozpadało. Miałem do pokonania podjazd. Na nim deszcz zmienił się w gęstą mgłę, która przepadła dopiero po wytraceniu wysokości. Za to znów zaczęło kropić. Już mniej uciążliwie, ale przeszkadzało to do końca dnia.
W okolicy nie było żadnych kempingów akceptujących namioty, więc zatrzymałem się w domu gościnnym. Przynajmniej mogłem wyschnąć.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Irlandia, po dawnej linii kolejowej, pod namiotem, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Irlandia 2025, z sakwami, za granicą

Wietrzna Irlandia

  76.11  04:56
Padało, gdy się obudziłem. Zamknąłem oczy i obudziłem się parę godzin później. Nadal kapało na namiot, więc niechętnie z niego wyszedłem, leniwie zjadłem śniadanie i po powrocie zastałem niemal suchy namiot. Wiatr go wysuszył, gdy przestało padać. A wiało na tyle mocno, że wyrywało śledzie z kamienistego gruntu. Rozerwało mi też łącznik w stelażu namiotu, ale dało się to naprawić.
Ruszyłem na południowy wschód, żeby wrócić na szlak EuroVelo 1. Wały otaczające irlandzkie drogi spisywały się i wiatr boczny tylko świszczał nad głową, nie utrudniając mi jazdy. Do czasu, bo tylko wjechałem na szlak, który biegł na zachód, to wygody się skończyły.
Mozolnie pokonywałem kilometry. Na niebie chmury walczyły ze słońcem. Pojawiły się też takie granatowe, ale poza mżawką i krótkim deszczem nie było niczego, co widziałem w prognozie pogody.
Zahaczyłem jeszcze o wiadukt kolejowy na prawie nieczynnej linii kolejowej i dotarłem na kemping na farmie. Były swojskie zapachy, scena z muzyką i nawet wiatr ustał.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Irlandia, pod namiotem, rowery / Fuji, wyprawy / Irlandia 2025, z sakwami, za granicą

Na drugą stronę Irlandii

  22.05  01:24
Padało chwilami, ale wiatr zdążył przesuszyć namiot, gdy zbierałem obóz. Słońce ledwo przeciskało się przez chmury. Ruszyłem do Sligo. Tuż pod marketem lunęło. Nawet nie zdążyłem zaparkować. Przeczekałem najgorsze pod daszkiem sklepu, a po zakupach ruszyłem na stację kolejową.
Pierwotnie planowałem po dwóch tygodniach podróży ruszyć przez Irlandię. Poznałem ten kraj wystarczająco, by stwierdzić, że nie będzie mi się to podobało. Zyskałem więc tydzień, by dokończyć poznawać wybrzeże. Jest to również mój trzeci plan, bo drugi zakładał podróż z miasta Galway. Miałem jednak tak duże tempo, że nie wiedziałbym, co zrobić z czasem. Dodatkowo konieczna była przesiadka wymagająca zmiany stacji na oddaloną o kilka kilometrów, bo mają taki dziwny układ sieci kolejowej. W ten sposób znalazłem się w Sligo.
Tutaj chyba każda stacja jest dozorowana. Nie można było wejść na peron przed określoną godziną. W pociągu miejsca na rowery były dwa, ale takie dziwne, że bałem się o błotnik, bo nie dało się roweru ustawić, by się na nim nie opierał. 3-godzinna podróż do stolicy przebiegła bez niespodzianek. Za oknami nie widziałem niczego szczególnego. Trochę popadało, trochę słońce podsmażyło. Parę dni temu rowerzysta powiedział, że kazali mu złączyć sakwy, bo dozwolona była jedna szuka bagażu, ale nikt się mnie nie czepiał. Pociąg 4-wagonowy (wagony od A do C, a nie 271, 272, 273 itd.), spalinowy, bezprzedziałowy, tylko brudny.
W Dublinie miałem ponad 2 godziny na przesiadkę. Oczywiście wykorzystałem ten czas na zwiedzaniu. Straszne miasto. Skrzyżowanie na skrzyżowaniu, a do tego cuchnie. Kilka razy pokropiło, ale za mocno oddaliłem się od stacji i w końcu lunęło. Znów musiałem suszyć się w pociągu.
Mojego pociągu nie było na żadnym ekranie. Pytałem obsługi, ludzie też pytali, bo nic nie wiadomo. Nadjechał opóźniony, ogłoszony jedynie z megafonów. Nie tylko w Polsce jest bałagan. Komfort był mniejszy, bo na trasie trochę telepało, a do tego panowało istne zoo: dzieciaki drące się na cały głos, każdy telefon wydawał inny dźwięk, by to zagłuszyć, a konduktor nawet się nie zjawił. Dziki to kraj. Za to widoki na linii były fantastyczne. Aż chciało się wysiąść na którejś stacji i kontynuować na rowerze.
Dotarłem do miasteczka Wexford, gdzie trochę padało. Peronowy mnie przepędził, bo chciał zamknąć dostęp. Pojechałem na kemping, gdzie rozpadało się, gdy stawiałem namiot.
Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Irlandia, pod namiotem, rowery / Fuji, wyprawy / Irlandia 2025, z sakwami, za granicą

Przez wielki kanion

  65.23  03:45
Słońce znów samotnie wznosiło się na niebie. Koniec jazdy po szlaku na północ. Moja podróż powoli zmierza ku końcowi. Musiałem wrócić do miasta z wczoraj. Wybrałem jednak inną drogę. Była otoczona przez góry, które przypominały zbocza kanionu.
Dzisiaj miałem trochę więcej cienia, więc jakoś lepiej zniosłem ten upał. Spodziewałem się deszczu, a wcześniej chmur i ochłodzenia, ale nic takiego się nie zdarzyło w trakcie jazdy.
Dotarłem do kempingu, ale innego niż ostatnio. Stała tabliczka, że są obładowani. Spróbowałem, zapytałem w recepcji i znaleźli boks wykopany w wydmie, ale zmieściłem się. Kolejny sukces.
Słowem o prysznicach, bo tu znakomita większość jest na minuty (dzisiaj 1 euro za 6 minut, wczoraj 1 euro za 2 minuty). Do tego prawie wszystkie są zaprojektowane do jednej temperatury (woda leci po wciśnięciu przycisku) i jest to dość wysoka temperatura (raz był taki wrzątek, że mogłem najwyżej pochlapać się), ale dzisiaj zaskoczył zimny prysznic. Ktoś wyłączył grzanie czy zepsuło się, ale była to ulga w tym gorącym dniu.
Znów miałem kupę dnia, więc przespacerowałem się po okolicy, obserwując nadciągające chmury deszczowe. Te przeszły w większości bokiem. Ostatecznie popadało tylko chwilę.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Irlandia, pod namiotem, rowery / Fuji, wyprawy / Irlandia 2025, z sakwami, za granicą

Bundoran

  73.65  04:26
Namiot spakowałem suchutki. Słońce dziś królowało na bezchmurnym niebie. Plan na dzisiaj to przetrwać.
Ruszyłem do miasta, by wrócić na szlak EuroVelo 1. Ten nadal prowadził mnie po wiejskich asfaltach, trochę po wzgórzach, trochę po wybrzeżu. Nawet pojawiły się chmury, ale wiele nie zmieniły. Temperatura nierzadko przekraczała 33 °C na liczniku, przez co strome podjazdy to było skakanie od cienia do cienia i odpoczynek. Asfalt grzał się tak mocno, że pojawiały się bąble ze smoły wypełnione parą wodną lub metanem, które pękały jak folia bąbelkowa.
Szlak skutecznie omijał drogę krajową, ale i tak musiałem ją przekroczyć. Liczba aut porażała do tego stopnia, że na skrzyżowaniach tworzyły się duże korki. Istny potok aut, a najczęściej widziałem brytyjskie blachy.
W końcu dotarłem do docelowego miasta – Bundoran. Na kempingach widziałem wywieszone tabliczki o braku miejsc. Zauważył mnie ktoś z obsługi i powiedział, że znajdzie się miejsce na mały namiot. Nie było wcale tak ciasno. Znów miałem szczęście.
Miałem dużo dnia do wykorzystania. Wyszedłem na spacer. Nogi mnie bolały od chodzenia w klapkach, bo miałem dziś dość butów trekingowych. Chyba następnym razem będę musiał dźwigać drugą parę butów na gorące dni. Jutro ma być lepiej.
Wyczytałem, że Bundoran to jeden z najpopularniejszych nadmorskich kurortów. To wyjaśnia ulice zawalone autami.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Irlandia, pod namiotem, rowery / Fuji, wyprawy / Irlandia 2025, z sakwami, za granicą

Kategorie

Archiwum

Moje rowery