Wjechałem na drogę na dawnej linii kolejowej, którą otworzyli w tym roku. Była wygodniejsza niż wczorajsza, ale nadal wydaje mi się, że Limerick Greenway miał lepszy asfalt. Było płasko, ale bez ciekawych widoków.
Nie dojechałem do końca szlaku, a zaczęło lać. Wróciłem na EuroVelo 1, który wiódł drogami lokalnymi. Na krótko, bo nie chciałem rozwlekać podróży. Tak pojechałem, że za wcześnie skręciłem. Trochę przeraził mnie limit prędkości 120 km/h, bo zwykle na krajówkach są do 100 km/h, ale zakazu nie było, a znak mówił Cork. W ten sposób znalazłem się na drodze przypominającej autostradę. Pobocze było bardzo szerokie, ale ruch duży. Padał deszcz, więc za każdym autem unosiła się mokra chmura, ale kto się tam przejmował zachowaniem dystansu. Dziwi mnie brak wypadków.
Dojechałem do zjazdu i wtedy zorientowałem się, że planowałem wjechać na krajówkę w innym miejscu, a wzdłuż przebytej drogi biegła jakaś równoległa droga dla rowerów. Nic się nie stało, tylko łańcuch nabrał trochę brudu, który zalegał na poboczu.
Znalazłem się w Corku. Bez nawigacji ciężko się jechało (zerkanie na telefon w deszczu nie jest łatwe). Trochę pobłądziłem, ale dotarłem do sklepu sportowego, gdzie miałem zamówiony karton. Wciąż padało, więc umówiłem się, że wrócę później. Pojechałem do akademika, w którym miałem pokój. Zameldowałem się i przestało padać. Odebrałem karton, chwilę się przespacerowałem po mieście i spakowałem na jutrzejszy lot.
Koniec ponad 3-tygodniowej podróży, podczas której pokonałem 2,1 tys. km. Irlandia ma piękne wybrzeże. Deszcz mniej męczył niż w Szkocji, bo na początku częściej mżyło niż padało. Zaskoczył mnie brak kleszczy, które w Szkocji były codzienną zmorą. Gdyby tylko nie te drogi otoczone wałami ziemno-kamiennymi z bujną roślinnością, które zasłaniały wszystko dookoła, włącznie z widokiem na nadjeżdżające pojazdy. Brakowało też poboczy. Ludzie nie zawsze byli przyjaźni. Nierzadko doświadczałem agresji drogowej. W Szkocji czułem się lepiej. Tylko Szkocja ma zabójczo strome podjazdy.
Problemów z rowerem nie miałem wiele. Odklejająca się owijka, jeden kapeć, pęknięta rama (ale o tym jeszcze będę pisał). Podczas pakowania zauważyłem też luz na suporcie. Szprychy przetrwały, bo je wszystkie wymieniłem na lepsze. Czyli trzeba budować własne koła, bo producenci wsadzają najtańszy badziew, byle koło się trzymało.
