Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2017

Dystans całkowity:751.57 km (w terenie 13.05 km; 1.74%)
Czas w ruchu:46:07
Średnia prędkość:16.20 km/h
Maksymalna prędkość:50.74 km/h
Suma podjazdów:5343 m
Liczba aktywności:25
Średnio na aktywność:30.06 km i 1h 55m
Więcej statystyk

Nocą po Gionie

19.7401:07
Miało padać cały dzień, więc wybrałem się na spacer do świątyni Ninna-ji położonej niedaleko mojego mieszkania. Dołączyła do mnie Aki. Zwiedziliśmy ogród, przeszliśmy teren świątynny i wyszło słońce. To oznaczało koniec deszczu. Pojechałem więc do Gionu, ale tak niespiesznie, że złapał mnie zmrok.
Zostawiłem rower na moim ukrytym parkingu (znalezienie publicznego graniczy z cudem) i poszedłem z aparatem złapać kilka ujęć. Wstąpiłem do kilku sklepów z pamiątkami, przespacerowałem się głównymi ulicami oraz tymi rzadziej odwiedzanymi i wróciłem do domu, bo zrobiło się chłodno.
Kategoria po zmroku i nocne, kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Zakupy w Kyōto

16.8001:19
Pojechałem z Aki w kierunku Gionu, ale plan do końca nie wyszedł. Aki chciała zobaczyć jedno miejsce i skończyło się na tym, że zrobiliśmy spacer po alejach handlowych. Odwiedziłem kilkanaście sklepów z pamiątkami, kilka świątyń i zaczął się zbliżać czas pracy, więc wróciłem do domu.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, ze znajomymi, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Chramy i świątynie Kyōto

21.2101:33
Był pochmurny dzień. W moim planie znalazło się kilka miejsc, które chciałem odwiedzić. Zacząłem od olbrzymiego kompleksu Myōshin-ji.
W Myōshin-ji znajdują się dziesiątki świątyń. Czasem ciężko jest odróżnić świątynię od prywatnego domu, bo wyglądają one podobnie. Jedynie znaki, czasem wypisane po japońsku, czasem zwykłe bambusowe barierki dawały znać, że nie można wchodzić. Nie chciałem płacić, bo można wydać majątek w każdej ze znajdujących się tam świątyń, a nigdy nie wiadomo czego się spodziewać, bo zdjęcia w internecie nie zawsze pokazują miejsce, w którym zostały zrobione.
Ruszyłem w kierunku Gionu. Poszukując pewnego chramu, trafiłem na świątynię Konkai Kōmyō-ji. Szybko obszedłem ogólnodostępną część i pojechałem do Heian-jingū, który w końcu znalazłem na mapie. Gdy jednak się tam znalazłem, jakoś tak odechciało mi się zwiedzania. Wahałem się przed wejściem do ogrodu i ostatecznie zrezygnowałem z tego. Pojechałem do turystycznego Gionu, zostawiłem rower w krzakach i poszedłem na długi spacer.
Ludzi było jak zwykle dużo, nawet w środku tygodnia. Poszedłem coś zjeść, potem odwiedziłem pocztę i trafiłem na uliczkę Ishibei-kōji, która zachwalana jest jako przejście do innego świata, choć nie wyróżnia się niczym szczególnym od innych historycznych ulic Japonii. Jest wąska i wszędzie są rozwieszone zakazy fotografowania, a przez to więcej osób wyciąga aparaty i seriami robi zdjęcia. Zrobiłem standardową rundkę po dzielnicy, wróciłem po rower i pojechałem do mieszkania.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Spacer po Arashiyamie

9.3900:47
Odwiedziła mnie Aki z Sendai, która wracała z USA. Zatrzymała się w Kyōto na kilka dni, więc wybraliśmy się razem do Arashiyamy. Tam zawsze można znaleźć coś ciekawego dla siebie. To taki Gion na zachodzie Kyōto.
Przespacerowaliśmy się po brzegu rzeki Katsura-gawa, po której ktoś puszczał ręcznie sterowaną miniaturową gondolą. Zabawka zwracała dużą uwagę na tle gondol transportujących turystów. Wspiąłem się na taras widokowy z niewielką panoramą na dolinę rzeki, przeszedłem obok lasku bambusowego. Odwiedziliśmy kilka sklepów z pamiątkami, przeszliśmy obok kilku zatłoczonych atrakcji turystycznych i to w sumie tyle. Musiałem wracać do mieszkania, bo praca czekała.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, ze znajomymi, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Za Arashiyamą

67.0103:54
Dzień był pochmurny, temperatura znośna. Wybrałem się w górską część Kyōto. Przynajmniej tak mi się zdawało.
Pojechałem w kierunku Arashiyamy, gdzie wypatrzyłem kilka ciekawych dróg. Gdy znalazłem się na miejscu, potwierdziłem swoje obawy – jedna z dróg była płatna i tylko dla aut. Szukając alternatywy, zabłądziłem odrobinę i po kilku próbach w końcu znalazłem się na ulicy, która została zachowana jako historyczna ulica miasta. Nie było tam zbyt wielu zagranicznych turystów. Najwyżej nieliczni turyści górscy z plecakami, bo zaraz za zakrętem zaczynała się wąska dróżka, z której biegło kilka szlaków turystycznych, nie do przejechania na moim rowerze.
Jechałem wzdłuż rzeki Katsura-gawa, po której płynęły łodzie ze znudzonymi turystami. Coś jak na spływie Dunajcem, tylko żaden z pasażerów nie miał kapoka, a jak ostatnio płynąłem po spokojnym jeziorze to każdy musiał założyć pomarańczowy element garderoby.
Na krętej drodze, na zboczu rzeki, znalazło się kilka punktów widokowych i nawet słońce coraz śmielej zaczęło wychodzić zza chmur. Minęło mnie kilku kolarzy, parę aut i jedna zorganizowana piesza wycieczka emerytów. Przejechałem przez cytrusową wioskę, jak informowały tabliczki. Zobaczyłem też tarasy ryżowe, niestety po sezonie, więc nie zachwycały oka.
Dojechałem do jakiegoś skrzyżowania i skręciłem przedwcześnie. Chciałem pojechać 10 km dalej, ale w sumie dobrze zrobiłem. Na zjeździe ręce mi strasznie zmarzły, a i zmierzch szybko zapadł. Zmierzałem czym prędzej w kierunku centrum Kyōto i zorientowałem się, że nie byłem w tym samym mieście. Przejechałem przez miasteczka Nantan i Kameoka. Nie ominęła mnie zabawa na drodze krajowej, tunel dedykowany dla niezmotoryzowanych oraz nocny przejazd przez Kyōto.
Spotkałem pochód festiwalowy, więc zatrzymałem się na chwilę, ale żadne ze zdjęć mi nie wyszło. Jeszcze dużo nauki przede mną. Przed powrotem do mieszkania odwiedziłem centrum, aby zasięgnąć wiedzy o mieście. Za kilka dni zaczyna się prognozowana jesień w Kyōto. Ciekawe, czy będzie mocno się różniła od tego, co widać już teraz.
Kategoria góry i dużo podjazdów, po zmroku i nocne, kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Arashiyama nocą

10.5800:40
Jako że miałem sporo dnia po zmianie mieszkania, postanowiłem pojechać jeszcze gdzieś. Wypadło na Arashiyamę, dzielnicę Kyōto, która jest chyba popularniejsza od Gionu.
Dojechałem przed zmrokiem. Zostawiłem rower na parkingu i poszedłem na spacer. Przełaziłem niewiele. Zajrzałem na stację kolejową, gdzie dużą popularnością cieszy się „las” kimon, jak nazwali znajdującą się tam instalację. Odwiedziłem też kilka sklepów z pamiątkami. Półtora miesiąca temu wysłałem do Polski paczkę z częścią swoich rzeczy, których nie chciało mi się wozić po Japonii i niestety paczka wciąż nie dotarła, dlatego martwię się, że przepadła gdzieś po drodze i straciłem półroczną kolekcję pamiątek z Japonii. Powoli więc zbieram je od nowa, choć szkoda mi biletów wstępu, które kolekcjonuję i które niestety znalazły się w tamtej paczce.
Powoli zacząłem zbierać się do domu. Zobaczyłem po raz pierwszy drzewa podświetlone nocą, co wyglądało bardzo ciekawie, choć nie umiem robić nocnych zdjęć i słabo wyszło to, co uchwyciłem. Dałem się jeszcze namówić na pieczone kasztany. Japończyk był bardzo zadowolony, bo miał pewnie mały utarg.
Kategoria po zmroku i nocne, kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Z Kyōto do Kyōto

30.1902:19
Znaleźć mieszkanie w Kyōto w trakcie sezonu turystycznego nie jest łatwo, dlatego, gdy kilka miesięcy temu rezerwowałem miesięczny nocleg, zrobiłem to w dwóch lokalizacjach. Dzisiaj przyszła pora przeprowadzki.
Dzień zapowiadał się jak co dzień, słoneczny, odrobinę wietrzny z kilkoma chmurami na niebie. Chcąc zmniejszyć liczbę podjazdów, wybrałem drogę na około i pojechałem na południe po wałach rzecznych. Zapomniałem tylko o drobnej rzeczy – o blokadach dla skuterów, które jednocześnie blokują sakwy na rowerze. Ileż musiałem się namęczyć, aby pokonać te wszystkie przeszkody, a w nagrodę zadrapałem sobie nogę zębatką w korbie.
Pojechałem do centrum, żeby wstąpić na pocztę. Spadł przelotny deszcz, a w oddali widziałem dużo grubsze chmury. Na szczęście nie dotarły do mnie, więc spokojnie pojechałem do Tō-ji. Zostawiłem rower na parkingu wskazanym przez strażnika i poszedłem obejść świątynię. Wejście na płatny teren sobie darowałem, bo cena 1000 jenów to przesada. Zrobiłem kilka zdjęć i ruszyłem w dalszą drogę.
Trafiłem do parku Umekōji-kōen, gdzie znalazłem na mapie pobliską atrakcję. Pojechałem więc zobaczyć zabytkowe ulice. O dziwo spotkałem tam tylko mieszkańców. Potem ruszyłem powoli w kierunku kolejnego domu gościnnego. Zauważyłem przy okazji chram Kitano Tenman-gū, który odwiedziłem 2 lata temu i którego nie mogłem znaleźć latem. Trafiłem tam na kolejkę do ogrodu, który zostawiłem sobie na kolejną okazję.
Dojechałem na miejsce. Tym razem miałem całe mieszkanie dla siebie. Wszystko ładnie opisane, a obsługa bardzo szybko rozwiązała wszystkie problemy, które się pojawiły.
Kategoria na trzech kółkach, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Tōfuku-ji

18.6401:10
Nie mogłem się doczekać, aby wrócić do świątyni, którą zauważyłem wczoraj. No dobrze, znowu zwlekałem z wyjściem z domu, ale było tak pięknie, że pewnie nie mógłbym się opamiętać i zapchałbym całą kartę pamięci w aparacie, gdybym tam pojechał wcześniej.
Nie sprawdziłem przed wyjściem, gdzie dokładnie znajdowała się ta świątynia, więc zacząłem szukać jej po omacku. Trafiłem na początek do świątyni Imakumano Kannon-ji, w której nie było dużo ludzi, a widoki japońskiej jesieni bardzo cieszyły oko. Potem dojechałem do Sennyū-ji. Wejście płatne, ale skusiłem się. Nie było jednak warto, bo to mała świątynia. Na jej terenie znajdował się ciekawy ogród, ale dodatkowy bilet wstępu, i to za cenę kilkukrotnie wyższą niż na teren świątyni, skutecznie zniechęcił mnie do odwiedzin. To nie ostatni ogród, który mogłem odwiedzić, więc pojechałem dalej.
Po długiej drodze w końcu dotarłem na miejsce. Upewniłem się jeszcze u strażnika, czy znowu nie pomyliłem świątyni, ale znalazłem się we właściwym miejscu. Złaziłem część ogólnodostępną i kupiłem bilet wstępu do ogrodu. Zaczęło się od zacienionej doliny, ale poszedłem dalej i dojrzałem to, po co tam pojechałem. Piękne liście jesiennych drzew skąpane w słońcu i drewniany most, z którego można było dostrzec większość ogrodu. Za dnia na pewno wygląda to inaczej, ale wieczorne słońce zawsze dodaje magii swoim złotym kolorem.
Powoli zamykali, więc zebrałem się do domu, bo czekała na mnie praca. Po drodze trafiłem pod chram Fushimi Inari-taisha.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Zajrzałem do Uji

35.1301:58
Wczoraj padało, dzisiaj było wietrznie, ale i tak wyszedłem. Na Islandii przetrwałem gorsze wiatry, więc byłem myśli, że Japonia nie powinna mnie zwalić z nóg.
Skierowałem się do centrum Kyōto przez południe, ale coś mnie wzięło, żeby odwiedzić Uji, miasto sąsiadujące od południa. Tak też, jadąc po wałach przeciwpowodziowych, dotarłem do tego miasteczka. Objechałem znane z poprzedniej wizyty okolice, odwiedziłem sklep ze słodyczami, aby kupić trochę mochi (rodzaj słodyczy zrobionych z ryżu) o smaku zielonej herbaty z Uji (bo to miasto jest znane z doskonałego smaku tego produktu). Chciałem jeszcze kupić samą herbatę, ale gdy spojrzałem na 4-cyfrowe ceny, zrezygnowałem z pomysłu i pojechałem z powrotem do Kyōto.
Wybrałem złą stronę rzeki Uji, bo miałem do wyboru wyłącznie jedną drogę – z dużym natężeniem ruchem, bez pobocza. Autobus mnie zepchnął do rowu, co mnie zaskoczyło, bo to był pierwszy raz, gdy poczułem się zagrożony na drodze. Zacząłem przepuszczać auta, które jechały kolumnami, dzięki czemu miałem możliwość uciec stamtąd.
W Kyōto przejechałem obok świątyni Tōfuku-ji, która mnie zaintrygowała. Było późno, więc postanowiłem tam wrócić innym razem, a tymczasem pojechałem do Gionu, aby uchwycić kilka momentów na fotografii. Gion, mimo że bez przerwy zatłoczony, chyba nigdy mi się nie znudzi.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Daigo-ji

7.1400:25
Dzisiaj miałem leniwy dzień. Wyrwałem się po południu wyłącznie do pobliskiej świątyni Daigo-ji, no i w drodze powrotnej objechałem kawałek tej części miasta. Od rana niebo się chmurzyło.
Bilet był chyba najdroższym biletem wstępu do świątyni, jaki dane mi było kupić w całej Japonii. Wydałem 1500 jenów i w tej cenie mogłem wejść do ogrodu, muzeum oraz kompleksu świątynnego. Ogród w stylu zen, połączenie ogrodu kamiennego z oczkiem wodnym i różnorodnością krzewów. Muzeum było malutkie, więc szybko je obszedłem, bo i tak napisy tylko po japońsku. Za to w kompleksie świątynnym można było pójść wszędzie i zrobić dziesiątki zdjęć. Niektóre drzewa jeszcze nie zdążyły przyodziać jesiennych barw, inne zdążyły zrzucić liście. Wszedłem do kilku obiektów, do innych tylko zajrzałem. Na końcu drogi przeszedłem przez bramę, za którą droga ciągnęła się dalej w kierunku górnej części kompleksu, ale poczułem ziąb ciągnący z głębi lasu i zawróciłem.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery