Nie mogłem się doczekać, aby wrócić do świątyni, którą zauważyłem wczoraj. No dobrze, znowu zwlekałem z wyjściem z domu, ale było tak pięknie, że pewnie nie mógłbym się opamiętać i zapchałbym całą kartę pamięci w aparacie, gdybym tam pojechał wcześniej.
Nie sprawdziłem przed wyjściem, gdzie dokładnie znajdowała się ta świątynia, więc zacząłem szukać jej po omacku. Trafiłem na początek do świątyni Imakumano Kannon-ji, w której nie było dużo ludzi, a widoki japońskiej jesieni bardzo cieszyły oko. Potem dojechałem do Sennyū-ji. Wejście płatne, ale skusiłem się. Nie było jednak warto, bo to mała świątynia. Na jej terenie znajdował się ciekawy ogród, ale dodatkowy bilet wstępu, i to za cenę kilkukrotnie wyższą niż na teren świątyni, skutecznie zniechęcił mnie do odwiedzin. To nie ostatni ogród, który mogłem odwiedzić, więc pojechałem dalej.
Po długiej drodze w końcu dotarłem na miejsce. Upewniłem się jeszcze u strażnika, czy znowu nie pomyliłem świątyni, ale znalazłem się we właściwym miejscu. Złaziłem część ogólnodostępną i kupiłem bilet wstępu do ogrodu. Zaczęło się od zacienionej doliny, ale poszedłem dalej i dojrzałem to, po co tam pojechałem. Piękne liście jesiennych drzew skąpane w słońcu i drewniany most, z którego można było dostrzec większość ogrodu. Za dnia na pewno wygląda to inaczej, ale wieczorne słońce zawsze dodaje magii swoim złotym kolorem.
Powoli zamykali, więc zebrałem się do domu, bo czekała na mnie praca. Po drodze trafiłem pod chram
Fushimi Inari-taisha.