Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Kopalnia uranu, Okraj, ser i kapeć

  74.56  04:18
W nocy coś popadało albo jakaś silniejsza mgła przeszła, bo było mokro. Wyruszyłem bez pośpiechu. Słońce tak ładnie grzało, że nie zakładałem bluzy. Śnieżkę okrywały chmury, więc nie był to najlepszy cel na dzisiaj. Postanowiłem wjechać na przełęcz, którą minąłem wczoraj.
Dojechałem do Kowar. Przejechałem przez miasto i na mapie zauważyłem drogę omijającą dziury, po których tłukłem się poprzedniego dnia. Musiałem spróbować. Było dużo wygodniej, no i ruch znikomy. Na rozwidleniu zmieniłem plany. Pojechałem w kierunku dawnej kopalni uranu. Dziwiły mnie znaki ostrzegające przed oszustwem i przeczytałem trochę opinii o sporze między obiektami.
Pojechałem do bardziej oddalonego obiektu, który był w tej sprawie poszkodowany. Nie wiedziałem, w co się pakuję. Droga była usłana kolcami. W przenośni. Było stromo, a do tego co kilkadziesiąt metrów czekały rynny o ostrych krawędziach. Ostatkiem sił wspiąłem się i dowiedziałem, że przyjechałem kilkanaście minut za późno. Do kolejnego wejścia była niemal godzina. Miałem kontynuować podróż, ale uciąłem sobie pogawędkę z pracownikiem, czas zleciał i zdecydowałem się zostać.
Spędziłem tam niemal 3 godziny, włącznie z oczekiwaniem na wejście. Przewodnik bardzo ciekawie opowiadał, wplatał żarty i ciekawostki. Tworzyłem w sumie grupę jednoosobową, więc nawet dane mi było spojrzeć w kilka zakamarków, do których podobno zwykli turyści nie mają dostępu. Było interesująco, a i trochę wiedzy o atomie sobie odświeżyłem.
Czas mnie gonił, więc dokończyłem podjazd. Słońce schowało się za wielką chmurą. Drzewa wokół drogi były pokryte złotem. Wydaje mi się, że przyjechałem w ostatniej chwili, bo w niektórych partiach lasu liście były już brązowe albo zdążyły opaść.
Okraj przywitał mnie wiatrem. Byłem głodny, więc odwiedziłem schronisko. Zjadłem tam zasmażany ser i napiłem się gorącej herbaty. Liczyłem na szarlotkę, ale nie mieli. Zauważyłem za to stempel. Mój zawód po powrocie z Japonii zniknął. Jest nadzieja w podtrzymaniu różnorodności w moim dzienniku. Wystarczy, że zacznę odwiedzać górskie schroniska. Może to nie ostatnia przełęcz podczas tej wyprawy.
Zebrałem się w drogę, założyłem dodatkową warstwę ubrań na zjazd i dostrzegłem kapcia. Nie miałem ochoty na brudzenie się. Dopompowałem koło i to wystarczyło do zjazdu. Miałem w planach Czechy, ale za mocno wiało po tamtej stronie gór. Lubawka ostatecznie też odpadła, bo zaczęło robić się późno. Pojechałem na Kamienną Górę, żeby nie wracać po własnym śladzie. A żeby nie jechać jeszcze raz przez Kamienną Górę, to skręciłem na Rudawy Janowickie. Droga okazała się stroma, szybko zapadł zmrok, a co kilka kilometrów musiałem dopompować koło. Nie było jednak odwrotu.
Dojechałem do Janowic Wielkich. Padły baterie w latarce. Ruch był znikomy, ale całe szczęście nowoczesne telefony mają wbudowaną lampkę, która czasami daje nawet lepsze światło od latarki. Linki od przerzutek na baranku posłużyły za uchwyt do telefonu. Poczułem się jak złota rączka. Sprawnie dotarłem do mojej bazy, gdzie wydłubałem odłamek szkła z opony, który psuł mi humor przez połowę wycieczki.

Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, góry i dużo podjazdów, po zmroku i nocne, wyprawy / Dolny Śląsk 2019, rowery / GT
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa nikto
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

22:19 wtorek, 29 października 2019
Na takie właśnie widoki liczyłem, jadąc w góry :)
05:28 wtorek, 29 października 2019
Drogi przez las wyglądają prawie jak z bajki, świetny wpis! Szkoda tylko, że złapał się kapeć, ale może dzięki temu opis też jest ciekawszy ;)
Park Kulturowy Kotliny Jeleniogórskiej
Góry Sokole

Kategorie

Archiwum

Moje rowery