Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Z wiatrem ze Stargardu Szczecińskiego

208.5209:48
Przez kilka ostatnich dni wiatr był bardzo dokuczliwy. Choć wiał z jednego kierunku, do dzisiaj niestety zdążył zmaleć. Jazda ze zwykłym wiatrem nie imponowała, ale wolałem wsiąść do pociągu i pojechać daleko, bo w plany włożyłem gminobranie. Padło na niedawno ułożony plan ze Stargardu Szczecińskiego prawie po prostej do Poznania.
Na miejsce dostałem się przed godz. 9. Pociąg był pełny – i zwykłych podróżnych, i rowerzystów. Na stacji końcowej podszedł do mnie rowerzysta, Wojtek. Okazało się, że tak jak ja zaplanował podróż do Poznania, jednak nasze plany się rozmijały. Coś się udało jednak poprzestawiać i dołączył do mnie. Uprzedził, że ma problem z kolanem i jeździ tempem turystycznym. No dobrze, może jego tempo nie będzie takie złe – myślałem. Na wyjeździe ze Stargardu Szczecińskiego prowadziłem ja. Powoli, żeby rozgrzać mięśnie. Po kilku kilometrach, w obawie o kolano kolegi, pozwoliłem mu poprowadzić. Cóż, jeśli to było jego tempo turystyczne, to raczej nie chciałbym z nim podróżować w szczycie jego formy. Jechaliśmy prawie 30 km/h. Znów się zastanawiam nad kupnem lemondki. Słyszałem o niej same dobre opinie.
Po kilkudziesięciu kilometrach pojechaliśmy w swoje strony. On do Pełczyc, ja do Choszczna. Stwierdził, że całą drogę moglibyśmy przejechać wspólnie, gdybym nie miał w planach terenów (wszystko przez zaliczanie gmin), a on tereny omijał szerokim łukiem. Nie dziwię się, bo na niektórych odcinkach nie było wygodnie.
W Bierzwniku trafiłem na dawny klasztor Cystersów. Trwają tam prace rekonstrukcyjne mające na celu odbudowę zabytku. Ciekawe jaki będzie efekt końcowy i ile jeszcze lat to potrwa (a trochę to już trwa, jak wyczytałem z tablicy informacyjnej). Na mapie wypatrzyłem obiekty cysterskie w innych miejscach w Polsce. Może jeszcze kiedyś trafię na nie.
Z Dobiegniewa do Krzyża Wielkopolskiego wolałem przedostać się asfaltami, ale do Wronek nie miałem wyjścia i wjechałem do Puszczy Noteckiej. Niektóre fragmenty dróg były w strasznym stanie – piach, tarka. Tę puszczę można lubić chyba tylko zimą, gdy zmarznięte drogi pozwalają w pełni cieszyć się jazdą w terenie.
Przed Szamotułami widziałem auto w polu kukurydzy, którego pomoc drogowa nie umiała wyciągnąć, a w samym mieście natrafiłem na dziewczynę jadącą na koniu po przejściu dla pieszych. To sobie znalazła miejsce na konną przejażdżkę. Szkoda tylko konia, bo musi wdychać te wszystkie spaliny. Zawsze byłem przekonany, że te wszystkie końskie odchody na chodnikach w Poznaniu to sprawka Policji, a jednak niesłuszne były moje oskarżenia.
Od Szamotuł ciągnęło się kilka kilometrów dróg dla pieszych i rowerów w bardzo złym stanie. Nie wiem, kto wymyśla takie rzeczy, ale powinien stanąć przed słupem i walić w niego głową, aż wyrosną kwiatki. Do domu dotarłem po zachodzie słońca.
Kategoria Polska / zachodniopomorskie, kraje / Polska, Puszcza Notecka, setki i więcej, terenowe, Polska / wielkopolskie, ze znajomymi, dojazd pociągiem, rowery / Trek
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa iotaj
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Nie ma jeszcze komentarzy.
Dzień 5. Bez planu do Rzeszowa
Pierwsza próba lemondki

Kategorie

Archiwum

Moje rowery