Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

dojazd pociągiem

Dystans całkowity:14851.28 km (w terenie 1625.71 km; 10.95%)
Czas w ruchu:721:55
Średnia prędkość:20.33 km/h
Maksymalna prędkość:70.30 km/h
Suma podjazdów:79930 m
Maks. tętno maksymalne:130 (66 %)
Maks. tętno średnie:150 (76 %)
Suma kalorii:73898 kcal
Liczba aktywności:137
Średnio na aktywność:108.40 km i 5h 23m
Więcej statystyk

Wrzosowiska w Okonku

74.7304:35
Weekend zapowiada się paskudny, więc wziąłem dzisiaj wolne i postanowiłem zrealizować plan, który chodził za mną od jakiegoś czasu. Pojechałem rano na dworzec i pociągiem dotarłem do Okonka.
Odwiedziłem wieżę Bismarcka i ruszyłem ku wrzosowisku. Po drodze zebrałem zdjęcia chyba na połowę atlasu grzybów. Niestety spóźniłem się o kilka tygodni, może nawet o miesiąc, bo niemal wszystkie wrzosy przekwitły. Zostały pojedyncze sztuki, więc nie zastałem widoku takiego, jak sobie wymarzyłem. Mimo tego miejsce jest bardzo interesujące i warto tam wrócić.
Przedostałem się na drugą stronę rezerwatu. Ze względu na wiatr wolałem schronić się w lesie. Minąłem miejsce niemieckiego obozu jenieckiego, kilka bunkrów, hektary wrzosów i wrzosowisk, nawet las pokryty trawą. Miałem szczęście, bo gdyby nie susza, wszędzie tam byłaby woda, bo droga gdzieś przepadła, a ja zacząłem chodzić po trawiastych wyspach.
Przypadkiem przejechałem przez rezerwat „Diabelskie Pustacie”, który znajduje się na terenie Wrzosowisk Kłomińskich. Podobno największych w Polsce, choć niektórzy spierają się, że obszar Natura 2000 Wrzosowisko Przemkowskie jest większy. (Nie mogę znaleźć potwierdzenia tych informacji poza Wikipedią, ale pewnie te pierwsze wrzosowiska rozciągają się aż po Okonek).
Ten region nawiedził jakiś czort, bo wjechałem jeszcze do rezerwatu „Diabli Skok”, gdzie droga dała mi wycisk, aż zrezygnowałem z pokonania całego szlaku. I tak był przeznaczony dla doświadczonych piechurów. Pojechałem za to do Szwecji, skąd po drogach leśnych i krajówce dotarłem do Piły na pociąg powrotny. Wieczorem temperatura spadła do 7 °C. Pora zabierać cieplejsze rękawice.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, Polska / zachodniopomorskie, terenowe, po zmroku i nocne, rowery / Fuji

Tylko Konin

98.7305:41
Kolejny chłodny i pochmurny dzień. Znowu padało przez noc, ale powietrze zrobiło się bardziej przejrzyste niż wczoraj. Do tego wiał boczny wiatr, więc nie jechało się przyjemnie. Trasa mało ciekawa. W połowie rozpogodziło się i zaczęło być gorąco. Chciałem się dzisiaj znaleźć w Poznaniu, ale nie miałem ochoty na dystans 200 km. Pojechałem do Konina, gdzie wsiadłem w pociąg.
Kategoria kraje / Polska, Polska / kujawsko-pomorskie, wyprawy / Nad Wisłą 2022, z sakwami, dojazd pociągiem, po dawnej linii kolejowej, Polska / wielkopolskie, rowery / Fuji

Prosto do Lublina

79.3003:51
Oczywiście kolejny upalny dzień. Wczoraj przyszła jeszcze nieprognozowana burza. Dzisiaj czasem przewinęły się jakieś chmury przez niebo i trochę pogrzmiało, ale tylko tyle. Nawet na temperaturze nie zrobiło to wrażenia.
Nadal widziałem siwe powietrze, ale tym razem znalazłem informację o zwiększonym stężeniu pyłów w powietrzu na wschodzie Polski. GIOŚ tłumaczy to wojną i pożarami na Ukrainie, ale niezależni obserwatorzy zauważają po kierunku wiejących wiatrów, że pył mógł dotrzeć aż z centralnej Azji, co wyjaśniałoby także brak zwiększonych wskaźników dla dwutlenku węgla. I jak tu jeździć, gdy smog jest także latem?
Słońce prażyło. Dotarłem bez przygód do Lublina. Wjechałem na znane ścieżki wzdłuż Zalewu Zemborzyckiego. Wymienili sypiącą się kostkę na nową, która i tak jest koszmarnie nierówna. Potem trafiłem na kilka bezmyślnych zakazów bez informacji o objeździe. Droga biegła tak daleko, aż z rozpędu przejechałem skręt na dworzec kolejowy, gdzie zakończyłem wyprawę. Na pewno jeszcze wrócę do Małopolski, by objechać jeszcze kilka cerkwi na szlaku.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, Polska / lubelskie, wyprawy / Drewniane cerkwie 2022, z sakwami, rowery / Fuji

Opóźniony Rzeszów

36.2502:20
Na przedostatniej stacji kierownik zaanonsował, że z powodu śmiertelnego wypadku pociąg zostanie opóźniony o 180 minut. Nie miałem ochoty tyle czekać, a do Rzeszowa, dzisiejszego celu, nie miałem daleko. Tak samo pomyśleli inni rowerzyści.
Poznałem Marka, który w Rzeszowie miał przesiadkę na Lublin. Chciał się do mnie przyłączyć. Zaplanowaliśmy boczne drogi. Niestety z porannej przyjemności pozostały tylko wspomnienia. Chmury przerzedziły się i słońce zaczęło przypiekać. Może klimatyzowany pociąg nie był taki zły?
Marek dopiero wrócił ze szlaku Velo Dunajec i nie pałał chęcią do podjazdów, a tych pojawiło się trochę. Na jednym z nich było widać lasy na północy. Jazda tamtędy wydłużyłaby dystans, ale dałaby cień i mało górek. No, szkoda. Tymczasem zmieniliśmy plany i pojechaliśmy do krajówki. Nie była zła. Chyba zrobiło się na niej szerzej. Pożegnaliśmy się na rzeszowskim dworcu, a ja pojechałem pod miasto do hotelu, bo w prognozie była burza i jakoś nie pałałem chęcią do jazdy w czasie opadu.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, Polska / podkarpackie, wyprawy / Drewniane cerkwie 2022, z sakwami, ze znajomymi, rowery / Fuji

Z koleją do Tarnowa

49.9002:19
Tym razem było chłodno, ale przyjemnie chłodno. Szkoda, że dodatkowo parno. Z nieba spadło kilka kropel, choć niektóre widoki były jak podczas zbliżającej się ulewy. Jako że nie padało, to zaplanowałem dostać się do Tarnowa na pociąg. Droga była w miarę prosta, bo biegła wzdłuż rzeki i linii kolejowej. Ruch był znośny, nawet nie spotkałem gazeciarzy.
Tylko nie wiem, gdzie mi cały czas uciekł, bo od Tuchowa bałem się, że nie zdążę. Przyspieszyłem, ograniczyłem postoje i udało się w porę dojechać do beznadziejnego Tarnowa. Nadal rządzą tam cymbały, bo na tamtejszych drogach dla kaskaderów wciąż można się zabić.

Kategoria kraje / Polska, Polska / małopolskie, wyprawy / Drewniane cerkwie 2022, z sakwami, dojazd pociągiem, rowery / Fuji

Muszyna – AquaVelo – Krynica-Zdrój

34.2301:41
Przeczytałem, że trasa kolejowa z Tarnowa do Muszyny jest piękna, więc musiałem to sprawdzić. Tak w sumie było, tylko brudne okna i kiepskie, popołudniowe światło nie pozwalały na dobre zdjęcia. Dużo lepiej jest przejechać tę drogę rowerem. O tym jednak w kolejnym wpisie.
Było gorąco. Tym razem wmuszałem w siebie dodatkowe litry płynów, dzięki czemu czułem się lepiej, choć pot lał się strumieniami. W Muszynie znalazłem się późnym popołudniem, więc pewnie dlatego było ciut chłodniej niż w Krakowie. Pojechałem najpierw zostawić sakwy w ośrodku, a potem w drogę.
Trafiłem na szlak AquaVelo, który łączy uzdrowiska pogranicza polsko-słowackiego. Pojechałem nim do Krynicy-Zdroju. Biegł wzdłuż rzek Muszynka oraz Kryniczanka, po drogach lokalnych i ścieżkach o nawierzchni relatywnie dobrej jakości. Pojawiło się kilka kładek dla pieszych, które powstały specjalnie pod projekt, choć widać, że doszło do oszustwa na którymś etapie, bo po dwóch latach beton skruszał niczym ściana w wąwozie lessowym.
Chciałem zobaczyć drewnianą cerkiew, ale jak na złość skończyły się mosty i musiałem odłożyć to na drogę powrotną. Tymczasem dostałem się do Krynicy-Zdroju. Na deptaku było wszystko, co w typowym kurorcie, który wysysa ostatni pieniądz z przyjezdnych. Widziałem kilka ładnych domków, ale czas mnie gonił i ruszyłem w drogę powrotną.
Zjazd był oczywiście łatwiejszy. Zaskoczył mnie niewielki ruch, bo spodziewałem się mnóstwa aut, jak na miasto kurortowe. Dotarłem do cerkwi w Powroźniku. Dowiedziałem się, że okolica obfituje w takie budowle i już wiem, że z pewnością wrócę w te strony. Tymczasem kontynuowałem podróż i zboczyłem z trasy, żeby zobaczyć jeszcze dwie budowle. Przy okazji zaliczyłem podjazd. Na zjeździe tak mi się lekko mknęło, że przegapiłem trzecią cerkiew. Trudno, da się ją włożyć do trasy na inną okazję.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, Polska / małopolskie, wyprawy / Drewniane cerkwie 2022, rowery / Fuji

Miała być mikrowyprawa

92.8305:03
Rozważałem kilka wariantów spędzenia tego weekendu. Ostatecznie, z powodu prognoz pogody, zdecydowałem się na mikrowyprawę. Za późno zabrałem się za planowanie i nie znalazłem pociągu z wolnymi miejscami na rower, więc pozostało mi wyruszyć bezpośrednio z Poznania. Wybrałem drogę przez Puszczę Notecką.
Tym razem ruszyłem nieco inną drogą, chcąc odkryć nieznane. Trafiłem na mogiłę osób zmarłych na cholerę, przekwitłe pole słoneczników czy młyn wodny. Słońce czasem piekło, czasem kryło się za chmurami. Było parno i duszno. Z Obornik pojechałem standardowo po drodze na dawnej linii kolejowej. W Obrzycku chciałem przedostać się do Wronek, ale nie od północnej strony Warty, bo tam objechałem większość dróg, ale od południowej, gdzie mnie jeszcze nie było. Tak trafiłem na dawny dworzec kolejowy, a potem na polną drogę na nasypie dawnej linii kolejowej. Niestety nie biegła daleko, bo zarosła zielskiem i zostałem zmuszony na wjazd na Nadwarciański Szlak Rowerowy. Ten jednak tonął w piachu. Zboczyłem na leśne ścieżki, których nie było na mapach. Sporo pobłądziłem, przedarłem się przez chaszcze pokrywające suche koryto jakiejś rzeczki, aż dotarłem do Wronek.
Mój plan zakładał, że pojadę gdzieś do wnętrza Puszczy Noteckiej i rozbiję tam namiot. Ruszyłem po beznadziejnych drogach, grząskich od piachu. Zauważyłem tam zakwitające wrzosy. Byłem tak skupiony na szukaniu najlepszego ujęcia do sfotografowania, że dopiero oderwały mnie grzmoty. Nad puszczą pojawiły się granatowe chmury. Po kilku minutach zaczęło mocno wiać, a potem padać. Chciałem znaleźć jakąś wiatę, ale w lesie nie było to łatwe. Nagle deszczyk zamienił się w tak intensywną ulewę, że przypominało to gęstą mgłę. Przemokłem, na drogach pojawiły się kałuże i błoto. Jeden plus, że mokry piach mniej się zapadał niż suchy. Dotarłem do głównej drogi i wróciłem do Wronek z myślą o powrocie pociągiem. Dotarłem na wcześniejsze połączenie.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, Polska / wielkopolskie, Puszcza Notecka, terenowe, z sakwami, rowery / Fuji

Kleszczowe oblężenie namiotu

66.2603:39
Nie spodziewałem się, że obudzę się z kleszczami spacerującymi po moim namiocie. Najgorsze są nimfy, bo na skórze trudno je zauważyć. Dobrze, że moja sypialnia jest jasna, to bez trudu wytropiłem większość. Kilkadziesiąt sztuk, na polowanie których poświęciłem sporą część poranka. Nie wiem, jak wiele pozostałych się ukryło i jak je teraz usunąć. Przynajmniej jeszcze nie znalazłem żadnego wbitego w moją skórę. Znów nabawiłem się natręctwa oglądania skóry po zetknięciu z każdą roślinką przy drodze.
Dzień zaczął się słonecznie. Z lasu musiałem wyjechać po piachu i bruku. Szczecin zastałem cały w remoncie. Było gorzej niż w Poznaniu. Do tego panuje tu straszna samochodoza. Piesi ani rowerzyści się nie liczą. Koszmarne miasto. Tylko się zakręciłem i już byłem w dalszej drodze. Było zbyt upalnie na jakiekolwiek zwiedzanie tej betonozy. Przynajmniej wyjazd ze Szczecina był prostszy niż wjazd od wschodu.
Wjechałem na szlak 20A, łącznik Trasy Pojezierzy Zachodnich, którym jechałem na początku roku. Przerobili krajówkę na ekspresówkę i nie ma innej możliwości ominięcia jej, jak drogą leśną. Potem starymi drogami do Stargardu. Jakaś kretynka chciała doprowadzić do wypadku, bo jechała obok swojego fagasa zamiast gęsiego. Byłoby po weekendzie, gdybym nie uciekł na trawę. Rowery powinny mieć tablice rejestracyjne, bo gnida sobie pojechała, jakby nic się nie stało.
Na szlaku było dużo cienia, ale dojechałem do wybetonowanego Stargardu i odechciewało się wszystkiego. Z wolna objechałem miasto, odwiedzając te same miejsca, co kiedyś, a potem pojechałem na pociąg. Zaskoczyło mnie, że teraz w Pendolino wybiera się miejscówkę podczas zakupu biletu. Zupełnie jak podczas zakupu biletów lotniczych. Pewnie wkrótce wprowadzą opłatę za możliwość wyboru miejsca.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, mikrowyprawa, po dawnej linii kolejowej, pod namiotem, Polska / zachodniopomorskie, terenowe, z sakwami, rowery / Fuji

Ogród japoński w Mierzęcinie

57.1503:24
Prognoza deszczowego weekendu nie podobała mi się. Za to pod Szczecinem miało nie padać. Wpadłem na pomysł mikrowyprawy. Wsiadłem po pracy w pociąg i ruszyłem do Mierzęcina.
Było gorąco, choć czasem nachodziły jakieś chmury. Pojechałem prosto do parku pałacowego. Zostawiłem rower na parkingu pod opieką portiera i poszedłem na spacer. W ogrodzie japońskim były brama torii, mostek i altana. Obszedłem staw, obfotografowałem to, co rzucało się w oczy, przespacerowałem się jeszcze pod pałacem i ruszyłem dalej.
Jechałem na zachód. Wolałem ominąć krajówkę, więc wjechałem na boczną drogę, która doprowadziła mnie do szlaku na leśnych drogach. Trafiła się nawet niewielka wieża widokowa. Zaraz za nią był mostek, a potem koszmar. Piach, dużo piachu. O dziwo dało się jechać, choć zarzucało rowerem. Gdy wydostałem się do asfaltów, zrezygnowałem z dalszego terenu i pojechałem dalej krajówką.
Strzelce Krajeńskie trochę się zmieniły od mojej ostatniej wizyty. Zrobili częściowo wygodną ścieżkę przy murach miejskich, więc objechałem całe centrum. Kupiłem coś na kolację i ruszyłem drogą przez wioski, a potem przez las. W lesie drogę pokrywały kocie łby, więc jechało się mozolnie. Zastał mnie zmierzch, a droga zmieniła się w piach. Tym razem musiałem momentami pchać rower.
Postanowiłem skorzystać z programu „Zanocuj w lesie” przygotowanego przez Lasy Państwowe. Dotarłem nad jezioro, do miejsca, gdzie miało znajdować się obozowisko harcerskie. Na miejscu zastałem motocykle i wędkarzy. Było już ciemno, ale nie miałem ochoty tam zostawać. Pojechałem dalej i co chwila mijałem światła latarek. Jezioro odpadało, ale nie chciałem jechać nie wiadomo dokąd. Wjechałem wgłąb lasu po bezdrożu, znalazłem kawałek równego terenu i rozbiłem się na suchych liściach. Mogłem zabrać zatyczki do uszu, bo byłem nadal zbyt blisko wieśniaków puszczających głośną muzykę w środku nocy.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, mikrowyprawa, po zmroku i nocne, pod namiotem, Polska / lubuskie, terenowe, z sakwami, rowery / Fuji

Słoneczniki nad Wisłą

75.5204:16
Ledwo wróciłem z jednej wyprawy, a już ruszyłem w kolejną. Nic mnie nie zachęcało do wyjścia w Poznaniu, więc ruszyłem w nowe kierunki. Tak jak w zeszłym roku, tylko z odrobinę dłuższym planem.
Opóźnionym pociągiem dostałem się do Katowic. Za oknem widziałem fascynujące chmury i dużo deszczu. W Katowicach było sucho przez kilkanaście minut. Potem się rozpadało… na kolejne kilkanaście minut. Wyszło słońce i przez jakiś czas mi towarzyszyło, choć ciemne chmury kilkakrotnie nadciągały i straszyły. Nic jednak nie spadło poza paroma kroplami.
W końcu trafiłem na słoneczniki. Wszystkie odwrócone od drogi, ale poradziłem sobie z tym. Potem przekroczyłem Wisłę o dość śmiesznie małym korycie, jeśli spojrzeć na szerokość rzeki w Krakowie czy Warszawie.
Mój plan na dzisiaj zahaczał o jedną atrakcję, ale gdy zdałem sobie sprawę z tego, że nie zdążę przed zamknięciem, zmieniłem plan. Trafiłem na Wiślaną Trasę Rowerową, której kawałkiem przejechałem się, aż dotarłem do Bielska-Białej. Tam zatrzymałem się na nocleg. A nawet na kilka.

Kategoria kraje / Polska, z sakwami, Polska / małopolskie, Polska / śląskie, wyprawy / Śląskie – małopolskie 2022, dojazd pociągiem, rowery / Fuji

Kategorie

Archiwum

Moje rowery