Hei z norweskiego oznacza cześć. Tak mogę zacząć opisywać pomysł, który zrodził się w mojej głowie pół roku temu. Wtedy jednak miała to być Islandia, ale ja już tam byłem. Chciałem czegoś świeżego. Kilkoro moich znajomych odwiedziło kraj wikingów, więc był to sprawdzony kierunek. Wybrałem Norwegię także ze względu na klimat, choć pisałem się na warunki być może bardziej ekstremalne niż na Islandii.
Po masie przygotowań udało mi się postawić nogę na norweskiej ziemi. Rower bardzo dobrze zniósł podróż samolotem. Po złożeniu go i ruszeniu poczułem, że zapakowałem za dużo rzeczy. Złapanie balansu szło mozolnie, tak jak mozolnie pokonywałem kolejne kilometry w tym górzystym kraju.
Zaskoczyła mnie dobra pogoda. W innych częściach kraju prognozowali deszcz i deszcz ze śniegiem. Za to nie pomyślałem o wietrze. Wiało. Najmocniej z południa, więc trochę mnie pchały te podmuchy, ale wiatr wychładza, a jeszcze jak zacznie wiać w twarz, to kropka.
Spodobały mi się norweskie domy. Są przepiękne. Idealnie wpisują się w skandynawski krajobraz. Przyroda była podobna do polskiej, z paroma nieznanymi mi kwiatami, ale tutaj są one dopiero na etapie kwitnienia, więc mogę
jeszcze raz w tym roku obserwować wiosnę.
Słowem o drogach, bo te mnie urzekły. Dużo dróg dla pieszych i rowerów. Niemal brak krawężników. Znaki intuicyjne i ograniczone do minimum. Brak jest przejazdów dla rowerów, ale rowerzyści mogą przejeżdżać po przejściach dla pieszych i poruszać się po chodnikach (tutaj znajduje się zbiór zasad opisany przez Uniwersytet w Oslo). Co więcej, kilka razy zdarzyło mi się zatrzymać przed krzyżówką, kilka metrów przed przejściem, żeby sprawdzić mapę, a mimo to kierowcy zatrzymywali się, żeby mnie przepuścić. Jeszcze tego nie pojmuję.
Na początku jechałem Krajowym Szlakiem Rowerowym nr 1, trafiła się nawet droga na miejscu dawnej linii kolejowej. Na oko 90% dzisiejszych dróg to były drogi dla pieszych i rowerów. Mimo to te 10% to był szok. Auta spokojnie jechały za mną, czekając na możliwość wyprzedzenia, wyprzedzały bezpiecznie z zachowaniem ogromnego dystansu. Całkowicie inna kultura jazdy niż to, co do tej pory doświadczyłem podczas wszystkich moich podróży.
Temperatura wahała się dzisiaj wokół 20 °C. Wieczorem pojawiło się więcej chmur i spadła do nieco ponad 14 °C. Było przyjemnie. Jeszcze gdyby nie ten wiatr.
Zaplanowałem zatrzymać się dzisiaj na kempingu, żeby poukładać rzeczy w sakwach po przylocie, zaczerpnąć informacji i uzupełnić zapasy. Koszt jednej nocy to 200 koron plus 15 koron za 6 minut ciepłego prysznica. Raczej nie będę częstym gościem takich przybytków. Byłem jako jedyny z namiotem, choć skrawek trawy oznaczony jako pole namiotowe zmieściłby maksymalnie może ze trzy namioty. Ucieszył mnie brak komarów.
Próbowałem w kilku miejscach kupić gaz do kuchenki, żeby móc gotować sobie kolacje. Albo nie było, albo wykupili. Mam nadzieję, że to chwilowy pech. Dostałem wrzątek od sympatycznej obsługi kempingu.
Dokąd dalej? Na północ. Wziąłem dłuższy urlop i zaplanowałem spędzić urodziny na Przylądku Północnym, a to jednak kawałek drogi stąd.