Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Vatnajökulsþjóðgarður

  72.66  04:17
Trochę mi dzisiaj zeszło ze zwijaniem obozu, bo wyruszyłem w południe. Dzień na wyprawę nie zapowiadał się za długi, ale nigdy nie wiadomo.
Znalazłem sklep i kupiłem trochę zapasów, wliczając codzienną porcję skyru. Dostałem też znaczki, więc nabazgrałem coś na kartkach kupionych 2 dni wcześniej i wrzuciłem do skrzynki. Od razu zdradzę, że wysłałem kilka kartek z różnych miejsc Islandii i dzisiejsze szły najdłużej, bo ok. półtora miesiąca.
Rano było strasznie gorąco. W namiocie temperatura przekraczała 20 °C, ale gdy tylko ruszyłem, naszły chmury. Od czasu do czasu kropiło, nie wspominając o deszczu nad rankiem, gdy się przebudziłem, i który zniechęcił mnie do wcześniejszego wstania.
Trafiłem na atrakcję, którą były Dverghamrar, czyli krasnoludzkie skały. Wielkie bazaltowe kolumny, całkiem jak z Krainy Wygasłych Wulkanów. Co jakiś czas trafiam na baśnie, legendy o ludziach ukrytych (zwanych inaczej elfami), trollach czy innych stworzeniach zamieszkujących tę wyspę. Te historie są naprawdę fascynujące i przyjemnie się je czyta.
Wjechałem na drogę prowadzącą przez teren zalewany w czasie powodzi glacjalnych. Nic ciekawego. Krajobraz zmieniał się niewiele. Już szybciej widoczne były zmiany przy drodze, bo mijałem typowe skały pokryte mchem, była trawa, czarny piach, roślinność stepowa i różne kombinacje. Do tego wiele chmur oraz deszcz, przed którym uciekałem. Kolejny deszcz był przede mną, ale zdążył przejść zanim do niego dotarłem.
Za którymś zakrętem dojrzałem Vatnajökull, największy lodowiec Islandii. Im bardziej się do niego zbliżałem, tym powietrze stawało się chłodniejsze. Zupełnie jakby otworzyć lodówkę. Taką wielką, islandzką.
Ostatnim przystankiem był tytułowy Vatnajökulsþjóðgarður, czyli Park Narodowy Vatnajökull. Postanowiłem przejść się do wodospadu Svartifoss. Niestety było późno, więc w pewnym momencie zawróciłem. Uchwyciłem jednak ów wodospad na zdjęciu, nie zdając sobie sprawy, że to był on.
Mój treking trwał prawie godzinę, ale słońce wciąż było nad horyzontem, gdy wjechałem na pole kempingowe. Po drodze usłyszałem krzyki, głośną muzykę z auta i ognisko... na parkingu. Polska mowa wyjaśniała wszystko – polaczki. Nic dziwnego, że Islandczycy nie przepadają za Polakami. Właśnie takie wyrzutki psują reputację całego narodu, a potem jak tu zyskać zaufanie? Stąd też nie ujawniam swojego pochodzenia.
Po zmroku widok z namiotu był nieziemski. W takim miejscu można mieszkać. Nazajutrz zaplanowałem zrobić krótki trekking, aby odnaleźć Svartifoss, który podobno jest najpiękniejszym wodospadem na Islandii. O zmierzchu jakoś brakowało mu magii, skoro nie rozpoznałem go.
Mój Garmin zaczął się dziwnie zachowywać. Wczoraj wymieniłem w nim akumulator, a mimo to pokazywał wyczerpane baterie. I na takich wyczerpanych bateriach przejechałem cały dzień. Mam nadzieję, że wilgoć nie uszkodziła sterownika.
Kategoria rowery / Trek, kraje / Islandia, pod namiotem, z sakwami, za granicą, wyprawy / Islandia 2016
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa patrz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wietrznie wiało
Poproszę jezioro z lodem

Kategorie

Archiwum

Moje rowery