Kolejny piękny dzień na Islandii. Dzisiaj trochę o górach, jak i o lodzie. Zachód słońca też pozwolę sobie zachwalić.
Gdy wstałem, większości namiotów już nie było. Jakieś ranne ptaszki. Ja też powoli zacząłem się zbierać, ale nie zbijałem obozu. Chciałem wybrać się na pieszą wycieczkę. Prawie że powtórka z wczoraj. Było słonecznie, więc ubrałem się na lekko. Doszedłem do Svartifossu i stwierdziłem, że to nie był wodospad, którego szukałem. Nie mogłem jednak przypomnieć sobie nazwy tego, który miałem w głowie. Obfotografowałem więc, co znalazłem i poszedłem dalej, wspinając się na szczyt jakiegoś punktu widokowego, a potem wróciłem do bazy. Trekking zajął mi zaledwie godzinę.
Gdy ruszałem, na niebie pojawiły się chmury. Ostatnio poranki często tak wyglądają, ale tym razem zaczęło padać. Nawet szybko uciekłem spod deszczu, bo wiatr nie był silny.
Nie mogłem się doczekać jeziora polodowcowego. Gdy już do niego dojechałem, odrobinę się rozczarowałem, bo nie wyglądało tak, jak na zdjęciach. To jednak zrozumiałe. Wpływa na to wiele czynników, jak zachmurzenie, kąt padania światła, pora roku, ilość lodu oderwanego od lodowca, rodzaj zastosowanego filtru na zdjęciu. Każdego dnia można spotkać inny widok i ja nie miałem tego szczęścia, aby wbić się w dobry moment. W każdym razie spędziłem trochę czasu, spacerując nad brzegiem jeziora i podziwiając sztukę stworzoną przez naturę.
Potem trafiłem do drugiego jeziora, jak się okazało tego właściwego, które jest najbardziej znane – Jökulsárlón. Zdecydowanie bardziej mi się podobało poprzednie, czyli Fjallsárlón. Ale nie powstrzymało mnie to przed spędzeniem czasu na plaży i patrzeniem na hipnotyzujące góry lodowe wypływające do oceanu.
Od ostatniego jeziora ruch tak jakby zamarł. Nie przejeżdżały żadne auta. Jedynie owce spoglądały na mnie płochliwym wzrokiem. Trafiłem też na znaki ostrzegające przed reniferami, ale niestety żadnego z tych zwierząt nie wypatrzyłem. W ramach pocieszenia mogłem zachwycać się złotą godziną, podczas której góry na horyzoncie wyglądały jak z jakiejś bajki. Jeden z najpiękniejszych zachodów, jakie widziałem.
Dotarłem do kempingu na farmie. Trawa nawożona naturalnym nawozem końskim, wychodek oraz zimna woda to jedyny luksus, jaki na mnie czekał. Lepsze to niż noc gdzieś przy drodze.