Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Zwykły dzień na Islandii

105.6107:08
O poranku przyszedł farmer po opłatę za nocleg. Opowiedział mi, jak to miał kiedyś za pomocnika Polaka z Białegostoku. Jeszcze chwilę pogadaliśmy i przyszła pora na pakowanie się. Wspomniał też, że jest to gorące lato. Rzeczywiście było cieplej niż w czasie mojego przyjazdu.
W drodze do miasta Höfn byłem targany przez niesprawiedliwy wiatr, który wiał zarówno znad lądu, jak i znad oceanu. Ciekawiło mnie, czy poprzedniego dnia też by mną tak pomiatał, bo odnosiłem wrażenie, że wieczorami wiatr ustawał na sile.
Pokręciłem się po Höfn i wstąpiłem do restauracji na śniadanie, albo raczej na obiad. Zamówiłem kawę, której nie piłem od dwóch tygodni, zupę dnia, którą okazała się zupa serowa, oraz danie z jagnięciną – były to żeberka. Wybrałem najtańszy zestaw w menu, a zapłaciłem za niego prawie 200 zł. Teraz pewnie nikogo nie zdziwi, dlaczego była to moja pierwsza wizyta w islandzkiej restauracji od początku mojego pobytu na wyspie. Mimo to obsługa, jak i jedzenie były wyśmienite.
Ciężko było ruszyć po tak pysznym posiłku. Powolnie zebrałem się w dalszą drogę. Kolejną ciekawostką był tunel. Nie chciałem do niego wjeżdżać, więc pojechałem dalej z nadzieją na objechanie góry. Trafiłem do kawiarni wikingów, gdzie zamówiłem kolejną kawę i ciastko. Naprawdę brakowało mi kofeiny. A ciastko było strasznie słodkie. Później żałowałem, że je zamówiłem, bo smak czułem jeszcze długi czas.
Spod kawiarni prowadziła poszukiwana przeze mnie droga. Właściwie był to szlak prowadzący do wioski wikingów. Trochę jak Biskupin, tylko po skandynawsku. Został opisany jako 4-godzinny trekking, dlatego zrezygnowałem. Zawróciłem do tunelu. Wjeżdżając do niego, spotkałem barana na rowerze bez świateł. Aczkolwiek można spotkać na tej wyspie różnych typów. Ostatnio widziałem hipstera podróżującego wokół Islandii. Szkoda tylko, że nie jest to hipsterskie.
Po drugiej stronie tunelu było chłodniej, pochmurniej, bardziej deszczowo. I tak do samej nocy. Spotkałem niewielu ludzi po drodze. Wydawałoby się, że rowerzystów było więcej niż kierowców aut. Trafiłem też na najbardziej przerażające (mnie) miejsce na Islandii. Droga wzdłuż sypiącego się klifu. Z lewej strony stoki kruszących się skał, a z prawej – daleko w dole – ocean. Po śladach na jezdni i poboczu było widać, że niejedna lawina skalna przetoczyła się tamtędy. Bałem się, ale zaryzykowałem, nie mając innego wyjścia.
Zbliżała się pora rozbicia namiotu, a po horyzont ciągnęły się łąki. Ten sam dystans dzielił mnie od najbliższego kempingu w obu kierunkach drogi. Wypatrzyłem więc kilka skał i ukryłem się za nimi. Co prawda ta część drogi krajowej jest wyjątkowo cicha, ale nie chciałem, aby ktoś zakłócił mój sen. Mogłem do tego słuchać oceanu do woli.
Ostatnio jakoś mniej pada. Podobno wschodnia część Islandii jest najcieplejsza. Może w tym sęk? Do tego przejechałem dzisiaj przez odcinek z ostrzeżeniem o porywistym wietrze. Mając w głowie to, co się działo kilka dni temu, byłem bardzo zdziwiony, gdy w ogóle nie wiało. Ta islandzka pogoda.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Islandia, pod namiotem, setki i więcej, z sakwami, za granicą, rowery / Trek, wyprawy / Islandia 2016
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa miona
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Nie ma jeszcze komentarzy.
Poproszę jezioro z lodem
Na skróty przez Öxi

Kategorie

Archiwum

Moje rowery