Dzień zaczął się słonecznie, choć trudno mi było znaleźć odpowiedni komfort termalny. Słońce chowało się kilka razy za chmury, były rozgrzewające podjazdy i chłodne zjazdy. Ujrzałem Tatry i dotarłem do Nowego Targu.
Szlak wokół Tatr wpadł mi w oko już podczas wyprawy po Velo Dunajec. Postanowiłem połączyć go z jesienną wyprawą i tak oto znalazłem się na oficjalnym szlaku (są 3 warianty do wyboru). Od Nowego Targu do Trzciany (słow. Trstená) biegł po nasypie dawnej linii kolejowej. Całą tę drogę miałem pod wiatr, z czego połowę pod górę. Mogłem tylko zazdrościć rowerzystom poruszającym się w drugą stronę. Słońce z początku oświetlało krajobrazy i rozgrzewało mnie, ale potem zrobiło się jeszcze bardziej pochmurno. Tuż przy granicy nawet zaczęło odrobinę kropić.
Zaskoczyła mnie wygoda jazdy po stronie słowackiej. Raz, że na asfalcie nie telepało, a dwa – droga biegła łagodnie w porównaniu do podjazdów z mojej poprzedniej
wycieczki wokół Tatr (to oczywiście zasługa dawnej linii kolejowej).
Złapał mnie zmierzch. Temperatura spadła do 8 °C (zamiast prognozowanych 5). Dojechałem do kwatery prywatnej. Janka, właścicielka, poczęstowała mnie rozgrzewającą herbatą.