Kolejny raz planowałem wyjść na rower jutro, jednak gdy spojrzałem za okno i zobaczyłem suchą ulicę, to od razu chciałem wyjść. Zatrzymała mnie praca, ale udało się wieczorem – tuż po zmroku, ale jeszcze było na tyle jasno, że mogłem z godzinkę pokręcić. Nie miałem pomysłu dokąd pojechać, więc postanowiłem zbadać drogi dla rowerów na Piekarach, które zacząłem ostatnio kartować.
Przejechałem się obok Koziego Stawu i zauważyłem ciekawą iluminację na wyspie. Nie chodzi mi bynajmniej o te dwa łabędzie na środku, ale o drzewa, które teraz nawet w nocy straszą swoimi konarami. Teraz dodatkowo przyciągają wzrok.
Na Wrocławskiej korki, ale jakoś je objechałem skrajem drogi lub krawędzią chodnika, aż wjechałem na pierwszą drogę dla rowerów. Dojechałem do Piekar i przebyłem całą ul. Sudecką. Gdy jednak miałem wracać, to przypomniałem sobie, że Monika wspomniała o nowej drodze dla rowerów w Ziemnicach. Pomyślałem, żeby ją obejrzeć. W miarę wygodna droga dla pieszych i rowerów, choć już widzę co z nią będzie za kilka lat. Zarośnie tak samo, jak ta pod Krobuszem czy wiele innych inwestycji zrobionych na "macie i odwalcie się".
Ze wzgórza w Ziemnicach widziałem przepiękny zachód słońca. Temperatura sugerowała szybki powrót, bo były tylko 2 °C. Nie mogłem więc zwlekać i ruszyłem z powrotem tą samą drogą. Wjechałem też na jedną z dróg dla rowerów na osiedlu, ale wywiodła mnie w pole (prawie wjechałem w krzaki, bo zamyśliłem się), więc znów zawróciłem. Pomyślałem, żeby spróbować wrócić ul. Sikorskiego, a potem Piłsudskiego, omijając wiadukt, więc wyszło, że jechałem w większej mierze drogami rowerowymi. Piekary i Kopernik są strasznie zadymione. Dopiero, gdy wyjechałem z tego drugiego osiedla, za mną została taka chmura cuchnącego powietrza. Nie chcę wiedzieć jak to wygląda w Krakowie.
Gdy dotarłem do skrzyżowania z bezsensownymi drogami dla rowerów donikąd, miałem jakieś 18 km na liczniku. Chciałem dokręcić do 20, więc zrobiłem jeszcze kółko po Starym Mieście, jadąc jakiś kilometr za radiowozem, bo zmierzał akurat tam, gdzie ja. Na tyle mieli psa, a ten strasznie na mnie ujadał (nie, nie jechałem za nimi specjalnie).
Co mogę powiedzieć o legnickich drogach dla rowerów? Ich po prostu nie powinno być. To jest śmieszne, żeby coś takiego oznaczać drogą dla rowerów. Nie miałem dzisiaj butów z blokami, więc kilka razy prawie się zabiłem. Ktoś kiedyś powinien pozwać drogowców za kierowanie rowerzystów na tak niebezpieczne drogi, i nie ma, że można ominąć, bo nie da się, gdy całe Piekary są osrane czymś takim.