Niewierz

Sobota, 6 lutego 2016 · Komentarze(21)
Południowy wiatr nie dawał mi dużego wyboru. Wybrałem zachód, jako że najłatwiej tamtędy wydostać się z Poznania. Nie miałem szczególnego planu. Na mapie spojrzałem, gdzie moje koło jeszcze nie stanęło i wybrałem Pniewy oraz powrót przez Lwówek.
Planowałem dzisiaj pójść na Festiwal Na Szage, jednak zmieniłem zdanie. Chciałem się tam wybrać tylko dla dwóch interesujących mnie prezentacji, jednak znalazłem ich szczegółowy opis w internecie i rozmyśliłem się. Przeczytam je w przerwie na kawę. Zaoszczędziłem trochę pieniędzy, bo wstęp jest płatny, no i obawiałem się, że po prezentacjach mogło mi się nie chcieć jechać gdzieś dalej.
Nie miałem ochoty wjeżdżać na drogę krajową, więc do Tarnowa Podgórnego skierowałem się drogami o małym natężeniu ruchu. W Kiekrzu zatrzymał mnie pociąg, więc w oczekiwaniu na otwarcie rogatek pojechałem do lasu komunalnego. Wytelepało mną na kamieniach, ale taki tam spokój, i ptaki słychać. Wiosnę czuć.
W Tarnowie wjechałem na krajówkę. Było pobocze – szerokie i w miarę czyste. Do tego znaczna większość ruchu kierowała się na Poznań. Myślałem, że w weekend się raczej ucieka z miasta, a nie przeciwnie. Ostatecznie nie dojechałem do Pniew. Zrezygnowałem na 12 km przed miastem, kierując się na Buk. Chociaż i on był zagrożony, ale przekonałem siebie, że odpuszczenie sobie jednego celu jest wystarczające i dojechałem do końca. W międzyczasie zaliczyłem Niewierz, bo pomyliły mi się ronda na mapie i zorientowałem się, że jadę do Lwówka dopiero po kilku kilometrach. Na drodze wojewódzkiej do Poznania znaczny ruch biegł w przeciwnym kierunku. Może taka pora, że już wracali? Do Poznania dojechałem zmęczony, ale przed zmrokiem. Jeszcze trochę i będę wychodził z pracy bez włączania świateł. Szkoda tylko, że kondycja mi spadła.
W tym tygodniu przyszła do mnie paczka z częściami zamiennymi do napędu oraz sakwami. Zdecydowałem się na Crosso. Jeszcze ich nie testowałem, ale zaufam testom innych rowerzystów. Zamówiłem też worek Dry Bag. Teraz się z siebie śmieję, że mam nieprzemakalny śpiwór. Nie wiedziałem, że 80-litrowy będzie taki duży, a rozważałem też największą wersję. Strasznie wolno mi idą przygotowania. Zaczynam się wahać.

Komentarze (21)

No nie wiem. Ja się tylko zainteresowałem :P

andale 20:17 poniedziałek, 15 lutego 2016

No właśnie po Bydgoszczy zaczęło być mi szkoda. ;D ;p;p

Jak nadal wcinają Prince-Polo to chyba nadal wydobywają te śledzie. ;))
Z resztą - to ja tam się wybieram czy Ty? ;p

mors 20:11 poniedziałek, 15 lutego 2016

Na Bydgoszcz nie było Ci szkoda :P

A teraz wciąż wydobywają śledzie? Bo w linku w jednym z poprzednich komentarzy wyczytałem w historii islandzkiej kuchni, że ta się zmieniła ponad 20 lat temu, więc zastanawiam się, czy miało to wpływ na rodzaj poławianych stworzeń :)

andale 19:54 poniedziałek, 15 lutego 2016

Mi na Wolin nawet szkoda kasy. ;D;D

Łeb spod lodu ;) Islandole mają najwięcej śledzi w przeliczeniu na mieszkańca ;p a my mieliśmy najwięcej Prince Polo. ;)

mors 19:45 poniedziałek, 15 lutego 2016

Morsie, ale bilety teraz na tę wyspę są drogie. Chyba że w przyszłą zimę się szarpniesz na taki trip :D

Ty to masz łeb do polskiej ekonomii. Tylko dlaczego akurat Islandia? ;)

andale 19:39 poniedziałek, 15 lutego 2016

Tia, ale głównie latem, bo zimą wręcz przeciwnie. ;p

mors 18:32 poniedziałek, 15 lutego 2016

Tia, ale zdecydowanie tam zimniej, niż w Chełmach :P

monikaaa 18:27 poniedziałek, 15 lutego 2016

No co chcesz - co kawałek wulkany, klimacik jak w Chełmach. ;)

mors 18:22 poniedziałek, 15 lutego 2016

Nie kręci mnie tamtejszy klimat ;)

monikaaa 18:08 poniedziałek, 15 lutego 2016

To jedź z Andalem na Islandię. ;p;p

mors 17:53 poniedziałek, 15 lutego 2016

Chyba Ty! Żresz snikersy :p Ja uwielbiam prince polo. Najlepsze orzechowe i w mlecznej czekoladzie :)

monikaaa 17:46 poniedziałek, 15 lutego 2016

Wiem, natomiast Twoja dedukcja jest błędna, bo Polacy to raczej żrą Snickersy i inne amerykańskie...
Otóż to był pierwszy słodycz jaki był sprowadzany na I. już w latach 70tych a wysyłaliśmy je tam, bo nie mieliśmy czym płacić za ich śledzie, a węgla frajerzy ;)) nie chcieli...
Przez wiele lat to był jedyny słodycz na I. (!) a i do teraz jest popularny, poniekąd z sentymentu - czyli trochę coś jak u nas.

mors 17:32 poniedziałek, 15 lutego 2016

A wiesz, że na Islandii największą mniejszością narodową są Polacy? To może wyjaśniać rzekomą popularność tego batonika :D
Nigdy nie lubiłem zanurzać głowy w wodzie :P

andale 08:25 poniedziałek, 15 lutego 2016

Ponoć najpopularniejszym słodyczem jest tam nasze Prince Polo (!) - może parę dni na tym pociągniesz. ;)
Jak się zastanawiasz to włóż głowę do wody. ;))

mors 00:13 poniedziałek, 15 lutego 2016

O paprykarzach nie pomyślałem, choć wydaje mi się, że będą dużo cięższe od takiej żywności liofilizowanej o tej samej wartości kalorycznej.
Co prawda, interesuję się kulturą Islandii, jednak nigdy nie pomyślałem, aby przyjrzeć się ich kuchni. Nie wygląda tak strasznie, jak ją opisujesz ;)

andale 14:43 środa, 10 lutego 2016

hahahahaahha Tomku rozwaliłeś system ;))))

monikaaa 06:54 środa, 10 lutego 2016

Dlatego lubię, gdy wiatr jest zmienny. Najlepiej w taki sposób, że jednego dnia wieje w jedną stronę, drugiego w drugą :P

andale 20:33 niedziela, 7 lutego 2016

A no tak. Chcąc wykorzystać wiatr, to się najpierw pruje pod, żeby na powrocie jak już się jest na bakier z siłami, wiatr pomagał :)

monikaaa 20:06 niedziela, 7 lutego 2016

Ja to bym pojechał na północ. To najbardziej dzikie tereny na mojej mapie Wielkopolski :P Tylko potem nie miałbym sił na powrót.

andale 20:01 niedziela, 7 lutego 2016

Oj tam. Trzeba było się wypuścić na południe. Umordowałbyś się w jedną stronę, ale na powrocie co byś sobie odbił, to Twoje :)

monikaaa 19:50 niedziela, 7 lutego 2016
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa htrza

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]