Prognoza pogody się zmieniła, więc nie chciało mi się wstawać wcześnie z łóżka. Przedpołudnie spędziłem na grzebaniu przy rowerze. Przy okazji założyłem kawałek dętki na spodnią część sterów, aby osłonić łożysko. Podobno są tylko dwa sposoby: dętka lub neopren. Wybrałem najtańszą opcję (wszak mam mnóstwo dziurawych dętek), choć najtrudniejszą do zamontowania. Potem pojechałem do serwisu.
Skróciłem rurę sterową oraz kupiłem nowe błotniki. Stary błotnik nie pasował do nowego widelca, a w tym mizernym serwisie nie sprzedają części zamiennych i już nie chciało mi się latać po mieście za dwoma kawałkami drutu. Potem zrobiłem jazdę testową.
Nie miałem dużo czasu na kręcenie, bo przed wieczorem prognozowany był deszcz. Ruszyłem na miasto, żeby przejechać się drogą nad brzegiem Warty. Od dwóch lat mnie to korciło, aż w końcu się udało. Przy okazji zobaczyłem prawie stuletnie schody w Parku Szelągowskim, niegdyś największym parku Poznania. Później chciałem dotrzeć do centrum drogą z drugiej strony rzeki, ale na skrzyżowaniu zatrzymałem się i zastanowiłem, co też ciekawego się dzieje na Gdyńskiej. Pojechałem i rozczarowałem się. Nowa droga dla rowerów wciąż nie powstała, a ze starej zaczęli zdzierać kostkę. Jedno szczęście, że wkrótce wyłożą tam asfalt, czyli jest nadzieja, że będzie można tamtędy wygodnie jechać. Tylko dokąd? Droga za przejazdem kolejowym jest w fatalnym stanie. Do tego wąsko i liczba aut horrendalna, więc dzisiaj aż uciekłem do centrum Koziegłów. Tam po drogach osiedlowych (niektórymi miejscami widoki całkiem niezłe) wróciłem na główną. O dziwo wszystkie auta zaczęły zmierzać na południe. Tam chyba jest tak zawsze. W drodze uśmiechnęła się do mnie rowerzystka, której kiwnąłem głową. Jak strasznie mało widuję kolarzy ostatnimi czasy. Co to się dzieje w tak dużym mieście?
Dojeżdżając do Biedruska, rzuciłem okiem na drogę terenową do Poznania. Jezioro na drodze zdecydowanie odradzało wjazd, więc bez namysłu pojechałem dalej. Myślałem o dodatkowych kilometrach przez poligon, ale obawiałem się wiatru, który dzisiaj był wyjątkowo silny oraz deszczu, przed którym chciałem zdążyć do domu. W Poznaniu żadnej niepogody nie wyczuwałem, więc zrobiłem jeszcze przejażdżkę przez Morasko, potem na szybkie zakupy, jeszcze jedno okrążenie wokół osiedla i byłem w domu.