Kolejny dzień piekła. Moja wyprawa zmierza ku końcowi. Chciałem uniknąć lata, ale pomyliłem się o tydzień. Nie mam już planów, więc postanowiłem ruszyć do Tōkyō. Trudno było znieść gorąc. W dodatku drogi były tak fatalne, że pękła kolejna szprycha. Udało mi się znaleźć serwis, choć większość była zamknięta w środy. Wynegocjowałem, że zrobią to w pół godziny z proponowanej całej godziny. Po sprawie okazało się, że naszła chmura burzowa. Dała ociupinę ochłody, ale przeszła bokiem, więc długo się nie nacieszyłem brakiem przeraźliwego słońca. Za to zacząłem czuć tokijski klimat: mnóstwo ludzi, skrzyżowań, ciasnych uliczek, ściśniętych domów, pociągów. Niestety ceną była mozolna jazda.
Komentarze (4)
Polskie upały wydają się takie przyjemne w porównaniu z tymi.
Rower towarzyszył mi od małego. Przez wiele lat jeździłem na Romecie. W 2012 kupiłem Treka, który na poważnie wciągnął mnie w turystykę rowerową. Przejechałem na nim Islandię i Koreę. Kolejnym połykaczem kilometrów stała się kolarzówka GT, która w duecie z trzecim kołem towarzyszyła mi podczas wyprawy wokół Japonii i Tajwanu. Szukając nowego partnera wyprawowego w trudnych czasach, trafiłem na gravel podrzędnej marki. Mimo to prowadził mnie ku przygodzie po Norwegii i Szkocji. Do tego lubię utrwalać na fotografii ładne rzeczy i widoki.