To miała być szybka i prosta droga do pracy. Cóż, może i była, ale jej początek nie zapowiadał się dobrze.
Zszedłem jak zwykle do piwnicy po rower, wyciągam go i przednie koło zaczyna wydawać dziwny dźwięk toczenia. Kapeć. Nie miałem ochoty zmieniać dętki, a nie chciałem też wybierać tramwaju. Na początek napompowałem oponę, aby dowiedzieć się jak szybko schodzi powietrze. Syczenie było głośne, ale dochodziło z wentyla. Bałem się, że po raz kolejny urwał się, ale nie mógł sam. Przecież dojechałem do domu. O dziwo, gdy przechyliłem wentyl w kierunku jednej ze szprych, powietrze przestawało schodzić. Wpadłem na pomysł przytwierdzenia wentyla do szprychy. Sięgnąłem po gumkę, którą obwiązałem zapasową dętkę i sprawiłem, że rower był w stanie używalności.
Dojechałem do biura bez żadnego postoju na dopompowanie powietrza. Tymczasowa konstrukcja sprawdziła się, choć nie mogłem tak jeździć w nieskończoność. Po powrocie do domu musiałem się dobrać do tego koła.