Jak na razie mój najdłuższy powrót z pracy. Postanowiłem dzisiaj pojechać wzdłuż Warty, jednak przejechałem skrzyżowanie i znalazłem się po drugiej stronie rzeki. Nie lubię jeździć dwa razy tą samą drogą, więc na rondzie Środka wypatrzyłem kolejny most i zacząłem do niego jechać po asfaltowej drodze dla rowerów.
Niestety moje tymczasowe rozwiązanie nie wytrzymało. Musiałem się zatrzymać i dopompować koło. Ruszyłem potem w kierunku mostu. Słabo oświetlony, a droga taka zniszczona, że znów zaczęło uciekać powietrze. Napompowałem koło, wcisnąłem wentyl głębiej, bo przeciek był coraz głośniejszy, i zorientowałem się, że jestem w złej pozycji. Przejechałem ten most i znalazłem się na... wyspie. Nie było możliwości wydostania się z niej w inny sposób, jak drogą, którą tam dotarłem. Zawróciłem i zacząłem jechać dalej na północ z nadzieją na szybkie znalezienie mostu.
Na skrzyżowaniu z drogą krajową znów trafiłem na niedziałające przyciski aktywujące przejście dla pieszych. Ja chcę do Krakowa, nie chcę już tego brzydkiego Poznania!
Wzdłuż drogi krajowej prowadzi droga dla pieszych i rowerów. Miejscami bardzo niebezpieczna. Na szczęście cało się z niej wydostałem i spróbowałem dojechać do mojego osiedla ulicą Łużycką. Nawet nieźle poszło. Musiałem wjechać na ciemną ścieżkę, ale nie wpadłem na nic. Mój pierwszy teren w Poznaniu.