Kolejny gorący dzień. Ruszyłem na poszukiwania serwisu rowerowego. Udało się za czwartym razem. Wymieniłem tylne koło, które sprawowało się coraz gorzej, i opony – przednia prześwitywała, a tylna miała być tylko opcją awaryjną. Niestety nie wszystko poszło zgodnie z planem, bo nowe koło słabo się kręciło. Po wielu bojach serwisanci doszli do wniosku, że tak ma być i łożysko musi się wyrobić. Mam ostatnio pecha do serwisów.
Straciłem mnóstwo czasu. Było daleko po południu, gdy w końcu ruszyłem. Akurat słońce stało się nieznośne. Dzisiaj miałem nieco więcej szczęścia do cienia. Na krajówce nie było zbyt dużego ruchu. Najgorszymi kierowcami byli ci z ukraińskimi i słowackimi blachami.
Poza spowalniającym mnie kołem pojawiło się trzeszczenie podczas nacisku na pedały. Z początku sądziłem, że to coś w korbie, ale trzeszczało na nierównościach, gdy nie pedałowałem. Mam nadzieję, że to tylko piasek gdzieś przy piaście, bo z takim zestawem problemów nie udałoby mi się sprzedać tego grata.
Na dzisiaj zabrakło atrakcji. Dotarłem do Ustrzyk Dolnych, gdzie udało mi się znaleźć czynną restaurację. Dzisiaj spróbowałem hryczanyków – kotletów z kaszy gryczanej i mielonego mięsa. Mieli strasznie długi czas przygotowania, co w połączeniu z późnym startem spowodowało, że złapał mnie zmierzch. Mijałem kolejne kontury cerkwi i widoki, których nie mogłem uchwycić na zdjęciu. Ostatni podjazd pokonałem o zmroku, ale niedźwiedzi nie spotkałem żadnych.