Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2013

Dystans całkowity:1088.54 km (w terenie 223.96 km; 20.57%)
Czas w ruchu:53:36
Średnia prędkość:20.31 km/h
Maksymalna prędkość:60.00 km/h
Suma podjazdów:8188 m
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:72.57 km i 3h 34m
Więcej statystyk

Test nowego napędu

41.5901:43
Zaszedłem rano do Worbike'a zapytać o dostępność czasową mechaników. Po pół godziny rower trafił w ich ręce, ja tylko powiedziałem co do czego i pospieszyłem na uczelnię. Kilka godzin później miałem gotowy rower. Przeszedłem z wolnobiegu na kasetę (11-28), wymienione zostały: tylne koło, korba, łańcuch oraz kółka tylnej przerzutki. Choć wydałem sporo, to jestem zadowolony, ponieważ wszystko chodzi płynnie jak nowe :D Musiałem jedynie obrócić jedno z kółek w przerzutce, bo łańcuch ocierał o wózek, ale myślę, że robota została zrobiona dobrze.
Wyszedłem wypróbować rower na dłuższym dystansie i z powodu wiatru zachodniego skierowałem się na Chojnów. Miała to być tylko maleńka pętla przez Miłkowice i Studnicę, ale się zagapiłem i byłem już w Niedźwiedzicach nim zauważyłem, że się rozpędziłem. Uznałem, że już dokończę trasę przez Chojnów.
Powrót po zmroku, a w dodatku wiatr wynikający z oporów powietrza wiał jakby z boku albo tylko mi się wydawało. Na prostych i z górki mknąłem jak wczoraj, więc nawet ładna średnia wyszła jak na moje możliwości :P
Kategoria Polska / dolnośląskie, po zmroku i nocne, kraje / Polska, rowery / Trek

Pętla przez Słup

53.8902:22
Ach, tak to już jest. We wtorek dopadło mnie słodkie lenistwo po dwóch z rzędu dniach dłuższej jazdy i nie wyszedłem na rower. Wczoraj, mimo szczerych chęci na wycieczkę wieczorną, zaczęło padać i tak dopiero dzisiaj mogłem sobie pozwolić na krótką wycieczkę pod Legnicą. W sumie nie była taka krótka, bo nie mogłem się powstrzymać :D
Wybrałem za cel Słup, bo wiatr wiał z południa. Uznałem, że jakoś przecierpię jazdę w kierunku gór. W sumie nie było tak źle. Ponad 20 km/h na prostych wyciągałem.
Koło zalewu odbiłem do wsi, bo chciałem zbadać jedną drogę, którą jeszcze nie jechałem. Zdziwiłem się, gdy wyjechałem na betonowe płyty, którymi zwykle podjeżdżamy grupą w drodze do Męcinki. Może innym razem będę miał więcej szczęścia.
Zatrzymałem się przed drogą powiatową, żeby namyślić się dokąd jechać dalej. Przyszło mi do głowy Pomocne przez Górzec, a później Chełmiec szutrami również przez Górzec. W Męcince już się rozmyśliłem i uderzyłem na Jawor, z którego chciałem wrócić przez Legnickie Pole do domu. Moje niezdecydowanie wynikało ze złego stanu napędu rowerowego. Łańcuch dzisiaj zaczął strasznie przeskakiwać, a jego apogeum przypadało na drogę od Słupa aż do domu. Najgorzej było na podjazdach i jeździe poniżej 20 km/h... Myślę, że w najbliższych dniach zaciągnę maszynę do serwisu. Przejechałem prawie 10 tys. km i nie stosowałem się do żadnych porad ratunkowych odnośnie prawidłowej konserwacji łańcucha. Chcę spróbować metody trzech łańcuchów, aby utrzymać napęd w sprawności przez dłuższy okres. Brakuje mi tylko małego warsztatu, w którym mógłbym dłubać przy rowerze nie zważając na brak wentylacji czy brudzące się przedmioty w mieszkaniu.
W Jaworze zgubiłem się, przez co okrążyłem całe miasto nim trafiłem na drogę do Godziszowa. A ja myślałem, że już znam to miasto. Może to zmierzch mi namieszał w głowie? Bądź co bądź jechałem dalej, a ponieważ miałem już z wiatrem, to na liczniku nie schodziłem poniżej trójki z przodu prędkościomierza (pomijając podjazdy, rzecz jasna).
Zamiast Gniewomierza wybrałem Księginice. Prace nad elektrownią wiatrową prą do przodu. Jeden słup już stoi, a wiatrak leży pod nim, czekając aż go usadowią na miejscu. Olbrzymie ma ramiona, fascynujące :D
Kategoria Polska / dolnośląskie, po zmroku i nocne, kraje / Polska, rowery / Trek

Wycieczka rowerowa (Chocianów)

91.1504:36
Znów ze względu na kierunek wiatru (tym razem południowo-wschodni) miałem do wyboru dwa miasta – Jaworzynę Śląską i Chocianów. Ponieważ wczorajsza wycieczka mnie wymęczyła, to byłem skłonny wsiąść do pociągu i dojechać do Jaworzyny Śląskiej. Uznałem jednak, że nie chce mi się czyścić roweru i wybrałem przeciwny kierunek.
Zaplanowałem najpierw dostać się do Chocianowa z wiatrem w plecy, a później lasami wrócić do domu. Oczywiście leśne drogi są wciąż pokryte śniegiem i błotem, ale wyjścia nie miałem, bo nie przepadam za wiatrem.
Tuż przed wyjściem skontaktowała się ze mną koleżanka. Postanowiła również wyjść na rower, a że mój plan przebiegał obok jej okolic, to zmieniłem trasę wycieczki, aby przejechać kilka kilometrów w towarzystwie. Obliczając, że do Jaroszówki będę miał 20 km, umówiliśmy się tam na godzinę później.
Na początku zabłądziłem w Legnicy. I tak zamiast dojechać do Działkowej, to nie chciało mi się wjeżdżać na skrzyżowanie i dojechałem do celu okrężną drogą. Ponieważ było z wiatrem, to jechało mi się nawet szybko aż do Ulesia, w którym miałem wjechać na nieznaną mi drogę. Trasę do Chocianowa wyznaczyłem z Google Maps, a te pokierowały mnie nawet dobrze, tylko ja zamiast skręcić w lewo, to skręciłem w prawo. Jak już się zorientowałem, że nie jadę po szlaku, to próbowałem improwizować. Zakończyło się to jazdą po błocie i widoku jak na zdjęciu niżej. Musiałem zawrócić (pod wiatr) i zrobić dłuższą drogę. Jechałem jak szalony, bo na liczniku miałem 27-32 km/h. Do Jaroszówki dojechałem spóźniony, ale ze średnią 24 km/h. Już dawno takiej średniej nie miałem :D
Wolnym tempem przejechaliśmy się od sklepu do sklepu, podziwiając zbliżającą się wiosnę. Ruszyłem w kierunku mojego celu, zatrzymując się jeszcze na chwilę pod kościołem pw. Matki Bożej Częstochowskiej w Rokitkach, bo jakoś mnie zachwycił od strony południowej. Niestety z placu przed świątynią nie było już widać tego, co z daleka, a nie miałem ochoty wracać się, żeby zrobić zdjęcie.
Mijając jeszcze jednostkę wojskową w Borach Dolnośląskich, dotarłem na miejsce. Jest tam pałac, który znajduje się na terenie prywatnym i możliwe, że kiedyś zostanie odnowiony. Póki co porządku pilnuje tam pies, który pozwolił mi, abym zrobił zdjęcie. Zerknąłem jeszcze na tabliczkę informacyjną w tamtejszym parku i dowiedziałem się, że miasto ma 2 zabytki. Poza wspomnianym pałacem jest jeszcze kościół na rynku, który też zobaczyłem. Odpocząłem na ławce, nabrałem sił i ruszyłem w dalszą drogę. Najpierw asfaltem w kierunku Lubina, a później drogą pożarową po śniegu, błocie i kałużach. Jak tylko wydostałem się z lasu, to zaczęła się męcząca jazda pod wiatr. Już sam nie wiem co jest gorsze – czy błoto, czy wiatr :D
Dojeżdżam do kolejnej drogi, tym razem bez śniegu. Wita mnie nabity na pal zdechły lis. Chyba ktoś nie lubi przejezdnych. No ale nikt nie wyskoczył ze strzelbą, to nie było źle. Dojechałem do leśnej czwórki, której część pokonałem wczoraj. W Bolanowie zobaczyłem dwa Rosomaki. Ciekawe kto trzyma na podwórzu takie maszyny.
Przejechałem drogę leśną nie poznając skrzyżowania z wczoraj. Śnieg szybko topnieje. Z jednej strony dobrze, bo mniej będzie rowerem rzucać, ale z drugiej źle, bo jest grząsko.
Jeszcze zaliczyłem teren za Raszówką i aż do Pawic. Na liczniku dobijało 90 km. Nie wziąłem ze sobą oświetlenia, więc bałem się nie zdążyć przed zmierzchem do domu. Gdyby nie to, wtedy może nawet dokręciłbym do setki.
Kategoria Polska / dolnośląskie, terenowe, kraje / Polska, ze znajomymi, rowery / Trek

Pętla przez Chojnów

70.5203:53
Słońce wyjrzało zza chmur. Kolejny dzień przecierania nowych szlaków, tym razem skierowałem się do Chojnowa. Zakończyli tam rewitalizację rynku, toteż chciałem zerknąć jak to wygląda. Obrałem ten kierunek oczywiście z powodu północno-zachodniego wiatru. Najpierw przedrzeć się pod wiatr między drzewami, a później z wiatrem wrócić do Legnicy.
Ruszyłem jak zwykle terenem na północ. Droga coraz bardziej przejezdna, tylko momentami nadal podmokły grunt i ciężej się jedzie. Pomyślałem, żeby nie wjeżdżać na drogę pożarową nr 11, tylko pojechać drogą, którą chyba jeszcze nie jechałem. Jestem przekonany, że w Dobrzejowie wyjeżdżałem z oczyszczalni Osadnik II, ale jak i kiedy ja się tam znalazłem, to nie mam bladego pojęcia.
O ile droga na zachód była przejezdna, to już na północ – gdy wjechałem do lasu – zaczęło się błoto śniegowe. A do tego kałuże, przez które przemoczyłem jeden but. Dobrze przynajmniej, że wziąłem cieplejsze buty, bo wróciłbym szybko do domu...
Dojechałem do drogi pożarowej nr 10, ale pomyślałem, że skoro Google już wybrało dla mnie taką trasę, to pojadę dalej. Niestety znów po śniegu. Dziesiątką przejechało więcej aut, toteż droga była bardziej atrakcyjna, ale ja się uparłem. Nie wiem co mnie tak ciągnie do błotnych kąpieli.
Przez Raszówkę i krajową trójkę dotarłem do drogi pożarowej nr 4. Sądziłem, że będzie bardziej przejezdna, ale najczęściej jechało się po czymś takim, co widać na zdjęciu niżej. Przebolałem całą jazdę, ale ze średniej 22 km/h (przy wyjeździe z Legnicy) zrobiło się marne 17. Uradowany, że dotarłem do miejscowości Lisiec zapomniałem, że mam jechać prosto. To tylko dodatkowy kilometr, ale ja już powoli czułem się zmęczony i myślałem wtedy, że wolałbym walkę z wiatrem od tego białego błota...
Dojechałem w końcu do Chojnowa – prosto na Rynek, żeby usiąść i odetchnąć. Niestety zabrałem ze sobą tylko jeden baton, który został mi z ostatniej wycieczki i nie najadłem się za bardzo. Trzeba będzie zaopatrzyć się w jakieś pieniądze następnym razem jeśli znów zapomnę o prowiancie.
Z Chojnowa wyjechałem niewłaściwą drogą, bo nie spojrzałem na mapę, tylko jechałem prosto. Nie przyszło mi do głowy, że na Legnickiej skręciłem i już nie kierowałem się na południe. Dopiero zauważywszy drogę kierującą się nazbyt na zachód, sprawdziłem czy jestem na właściwym szlaku. Skorygowałem kurs na południe. Niestety prognoza pogody się nie sprawdziła, bo wiatr zamiast wiać mi w plecy, to wiał w twarz i tak do Łukaszowa. Tak przy okazji zauważyłem, że sukcesywnie są demontowane nieczynne torowiska. Szkoda, że tak niechlujnie i zostawiają tory wtopione w asfalt na przejazdach.
Skończyła mi się woda, byłem coraz bardziej głodny, momentami czułem się jakbym odpływał... Planowałem przejechać przez Wilczyce i Szymanowice, ale w tej sytuacji wolałem jak najszybciej znaleźć się w domu przy talerzu pożywnego jedzenia. Pojechałem więc drogą powiatową, zatrzymując się kilka razy na odpoczynek. To nie do końca była udana wyprawa.
Podsumowując moją wczorajszą wizytę na MTT we Wrocławiu, to obłowiłem się w 34 mapy, 46 różnorakich przewodników i informatorów oraz kilkadziesiąt innych biuletynów, kart informacyjnych, reklam. Większość z nich jest dla mnie bardzo cenna. Szkoda, że nie pojawiły się przedstawicielstwa województw pomorskiego i lubuskiego, bo nie mogę dostać w księgarniach mapy tego pierwszego. W każdym razie impreza udana, może w przyszłym roku odwiedzę targi również dla autografu kogoś znanego :D
Kategoria Polska / dolnośląskie, terenowe, kraje / Polska, rowery / Trek

Wycieczka rowerowa (Malczyce)

60.1402:51
Koniec obijania się. Zimy ostatnie podrygi, ale nikogo to nie przeraża, bo dobry kolarz po prostu jeździ :P Przez święta odpocząłem, ciut się rozleniwiłem, ale to nie było przeszkodą do tego, żeby w wolnej chwili wyjść na rower.
Ponieważ moja mapa za bardzo skupia się w małej odległości od Legnicy, to postanowiłem odwiedzić dziś Malczyce i sprawdzić tamtejszą przeprawę rzeczną, ale o tym później.
Zgodnie z prognozą pogody wybrałem się pod wiatr przez Ziemnice. W Grzybianach niestety nie skręciłem we właściwą drogę, bo sądziłem, że jadę dobrze i przez to musiałem nadrobić jakieś 2 km, a w dodatku straciłem trochę czasu jadąc prawie 4 km terenem. Na szczęście nie było aż tak dużo błota, żebym musiał teraz siedzieć i pucować mój rower.
Temperatura przez cały dzień wahała się wokół trzech stopni Celsjusza. Optymalnie jak dla mnie, zwłaszcza, że włożyłem cieplejsze buty, bo nie chciałem w trakcie zawrócić. Narzekać mogłem jedynie na postoje, bo po nich robiło się zimno.
Przed podróżą zainstalowałem w telefonie aplikację Traseo, dzięki czemu miałem podgląd na swoją pozycję na mapie i nie raz mnie to uratowało przed zbłądzeniem. Możliwe, że gdybym miał tylko papierową mapę, to też poradziłbym sobie, ale skoro można sobie ułatwić życie, to po co przedłużać podróż?
Z Wągrodna do Lasowic miał być teren. Choć od kilku lat znajduje się tam asfalt (nie jest on już w najlepszej kondycji), to mapy OSM.org czy Demartu wskazują na drogę gruntową. Zdecydowanie brakuje jakiegoś scentralizowanego systemu informacji publicznej, który umożliwiłby wgląd w takie dane.
Jeszcze przedostać się przez drogę krajową i jestem w Malczycach. Nie wiem gdzie się zaczęły, bo nie minąłem żadnego znaku drogowego, ale szybko do nich dojechałem. Raptem 30 km miałem na liczniku pod tamtejszą cerkwią. Z tablic informacyjnych dowiedziałem się paru rzeczy o Malczycach. Między innymi tego, że jest tam stocznia. Obejrzałem też trasę Rowerowego Szlaku Odry, a przynajmniej regionalnego odcinka tej trasy, i tak sobie myślę, że ja tym szlakiem od strony wschodniej Odry jechałem. Co prawda nie jest to wygodna droga i potrzebny jest porządny MTB, ale chyba skuszę się, aby przejechać chociaż ten regionalny odcinek :)
Ruszyłem na północ... Niestety przez brak widocznego słońca nie była to północ, więc zawróciłem i, zauważywszy drogowskaz "Stocznia", zjechałem na drogę terenową i mijając mostek na Średzkiej Wodzie dojechałem do stoczni. Mimo że nie było żadnego zakazu wstępu, to zawróciłem. Nawet dobrze, bo i tak był to ślepy zaułek. Wróciłem drogą, która wiodła pod górę i wyjechałem pod cerkwią. Dopadłem tam jeszcze jedną tablicę informacyjną o tej budowli i architekcie Hansie Poelzigu.
Zatrzymałem się jeszcze przy przeprawie promowej, do której zmierzałem już na początku, gdy kierowałem się na północ. Przeprawa jest niestety nieczynna od czasu przeprawy pewnego cyrku, który kilkadziesiąt lat temu jechał z lub do Wołowa. Podczas przeprawy barka zatonęła, a wraz z nią ptaki z tego cyrku. Dziwne, że nie mogę znaleźć tych informacji w internecie, który jest podobno skarbnicą wiedzy. Zdaje się więc, że trzeba nierzadko samemu odwiedzać pewne miejsca, żeby móc przeczytać o rzeczach, które są dla świata nieznane.
Po zrobieniu zdjęć zacząłem szybko się stamtąd ewakuować, ponieważ przestraszyłem się dwóch młodzieniaszków, którzy szli w moim kierunku. Udawałem, że ich nie widzę, ale wiedziałem, że z moim nadwyrężonym napędem nie mógłbym uciekać. Dużo strachu o nic, bo tylko mnie minęli, witając się i pytając czy nie chcę telefonu za 30 zł :D
Powrót szedł mi leniwie. Czułem, że jestem wyczerpany, choć droga była prawie płaska. Martwiłem się o stan nawierzchni drogi przed Szczedrzykowicami, jednak chyba dawno tamtędy jechałem, bo droga jest w porządku. A może pomyliłem ją po prostu z drogą wiodącą z Jaśkowic Legnickich do Kunic? Ta jest bowiem mocno nadwyrężona. Do tego stopnia, że pewne odcinki oblali asfaltem na nowo. Szkoda tylko, że wycinają stamtąd przydrożne krzaki. Było to dobre schronienie od wiatru. No ale bezpieczeństwo ważniejsze – nigdy nie wiadomo z którego krzaka mogła wyskoczyć dziczyzna.
Trwają Międzynarodowe Targi Turystyczne we Wrocławiu. Uznałem, że pojawię się w ich drugim dniu. Jedynie sobotni program mnie przyciągnął, więc plan na jutrzejszy dzień już mam :)
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery