Słońce wyjrzało zza chmur. Kolejny dzień przecierania nowych szlaków, tym razem skierowałem się do Chojnowa. Zakończyli tam rewitalizację rynku, toteż chciałem zerknąć jak to wygląda. Obrałem ten kierunek oczywiście z powodu północno-zachodniego wiatru. Najpierw przedrzeć się pod wiatr między drzewami, a później z wiatrem wrócić do Legnicy.
Ruszyłem jak zwykle terenem na północ. Droga coraz bardziej przejezdna, tylko momentami nadal podmokły grunt i ciężej się jedzie. Pomyślałem, żeby nie wjeżdżać na drogę pożarową nr 11, tylko pojechać drogą, którą chyba jeszcze nie jechałem. Jestem przekonany, że w Dobrzejowie wyjeżdżałem z oczyszczalni Osadnik II, ale jak i kiedy ja się tam znalazłem, to nie mam bladego pojęcia.
O ile droga na zachód była przejezdna, to już na północ – gdy wjechałem do lasu – zaczęło się błoto śniegowe. A do tego kałuże, przez które przemoczyłem jeden but. Dobrze przynajmniej, że wziąłem cieplejsze buty, bo wróciłbym szybko do domu...
Dojechałem do drogi pożarowej nr 10, ale pomyślałem, że skoro Google już wybrało dla mnie taką trasę, to pojadę dalej. Niestety znów po śniegu. Dziesiątką przejechało więcej aut, toteż droga była bardziej atrakcyjna, ale ja się uparłem. Nie wiem co mnie tak ciągnie do błotnych kąpieli.
Przez Raszówkę i krajową trójkę dotarłem do drogi pożarowej nr 4. Sądziłem, że będzie bardziej przejezdna, ale najczęściej jechało się po czymś takim, co widać na zdjęciu niżej. Przebolałem całą jazdę, ale ze średniej 22 km/h (przy wyjeździe z Legnicy) zrobiło się marne 17. Uradowany, że dotarłem do miejscowości Lisiec zapomniałem, że mam jechać prosto. To tylko dodatkowy kilometr, ale ja już powoli czułem się zmęczony i myślałem wtedy, że wolałbym walkę z wiatrem od tego białego błota...
Dojechałem w końcu do Chojnowa – prosto na Rynek, żeby usiąść i odetchnąć. Niestety zabrałem ze sobą tylko jeden baton, który został mi z ostatniej wycieczki i nie najadłem się za bardzo. Trzeba będzie zaopatrzyć się w jakieś pieniądze następnym razem jeśli znów zapomnę o prowiancie.
Z Chojnowa wyjechałem niewłaściwą drogą, bo nie spojrzałem na mapę, tylko jechałem prosto. Nie przyszło mi do głowy, że na Legnickiej skręciłem i już nie kierowałem się na południe. Dopiero zauważywszy drogę kierującą się nazbyt na zachód, sprawdziłem czy jestem na właściwym szlaku. Skorygowałem kurs na południe. Niestety prognoza pogody się nie sprawdziła, bo wiatr zamiast wiać mi w plecy, to wiał w twarz i tak do Łukaszowa. Tak przy okazji zauważyłem, że sukcesywnie są demontowane nieczynne torowiska. Szkoda, że tak niechlujnie i zostawiają tory wtopione w asfalt na przejazdach.
Skończyła mi się woda, byłem coraz bardziej głodny, momentami czułem się jakbym odpływał... Planowałem przejechać przez Wilczyce i Szymanowice, ale w tej sytuacji wolałem jak najszybciej znaleźć się w domu przy talerzu pożywnego jedzenia. Pojechałem więc drogą powiatową, zatrzymując się kilka razy na odpoczynek. To nie do końca była udana wyprawa.
Podsumowując moją wczorajszą wizytę na MTT we Wrocławiu, to obłowiłem się w 34 mapy, 46 różnorakich przewodników i informatorów oraz kilkadziesiąt innych biuletynów, kart informacyjnych, reklam. Większość z nich jest dla mnie bardzo cenna. Szkoda, że nie pojawiły się przedstawicielstwa województw pomorskiego i lubuskiego, bo nie mogę dostać w księgarniach mapy tego pierwszego. W każdym razie impreza udana, może w przyszłym roku odwiedzę targi również dla autografu kogoś znanego :D