Ostatni weekend w Polsce, więc wybrałem się na krótką przejażdżkę, aby rozruszać mięśnie. Zrobiło się bardzo ciepło, toteż dużo ludzi wyszło z domów. Przecisnąłem się przez miasto na południe. Rozpędziłem się tak, że prawie pojechałbym w kierunku Kórnika, ale nie miałem czasu na tak długą wycieczkę.
Na drodze do Rogalinka było ciężko. Strasznie dużo aut i niestety wielu debili za kółkiem. W Mosinie zjechałem w teren, którym już kilkakrotnie przejeżdżałem. Dzisiaj chciałem tylko na chwilę, bo wolałem oszczędzać napędu, ale jednak trochę mnie ciągnęło.
Od razu pokierowałem się na Poznań. Rozważałem przejazd przez Wielkopolski Park Narodowy, ale gonił mnie czas. Pojechałem przez Luboń, odkrywając skrawki nowych dróg rowerowych i wiadukt nad torami. W Poznaniu zajechałem na sekundę do sklepu z pamiątkami na Rynku, potem jeszcze do sklepu po prowiant (kolejki kosmiczne, bo ktoś sobie wymyślił, żeby pozamykać supermarkety) i wróciłem do domu tuż przed deszczem.