Po kilkugodzinnym rejsie dopłynąłem wczoraj do Busan, koreańskiego miasta, drugiego pod względem wielkości w Korei Południowej. Był wieczór, więc tylko dojechałem do hostelu i wyszedłem na miasto. Jako że zatrzymałem się na 2 dni, to dzisiaj ruszyłem na zwiedzanie.
To moja druga podróż do Korei, tym razem na rowerze. Kompletnie zapomniałem, że w Korei auta są najpopularniejszym środkiem transportu (w Japonii są to rowery, a na Tajwanie – skutery). Jest to o tyle problematyczne, że infrastruktura drogowa została przystosowana dla aut. Szerokie drogi, wąskie chodniki, korki. Pierwszego dnia jeździłem po chodnikach, do czego się przyzwyczaiłem w Japonii, ale koreańskie przepisy tego zabraniają. Musiałem przygotować się na kontakt z autami.
Przeżyłem prawdopodobnie szok kulturowy, co miałem również na Tajwanie. Bałem się zarówno agresywnej jazdy kierowców, jak i potencjalnego zatrzymania przez policję za jazdę chodnikami. Musiałem ten strach przezwyciężyć i małymi kroczkami ruszyłem na zwiedzanie Busan.
Pierwszym celem była Wioska Kultury Gamcheon. Mówi się, że to najbardziej kolorowa wioska w Korei. Przywitały mnie zabójczo strome podjazdy. Całe szczęście był to mój pierwszy od prawie miesiąca dzień bez sakw. Na górze było gwarno od turystów i pachnąco od przeróżnych sklepików z jedzeniem, pamiątkami i przeróżnymi atrakcjami.
Korea nie cieszy się bezpieczeństwem pod względem liczby kradzieży. Będzie to z pewnością mocno ograniczało zakres moich możliwości eksploracyjnych. Zatrzymywałem się więc tylko na zdjęcia, szybko kończąc podróż po stromych uliczkach tej wioski.
Chciałem zobaczyć pewien szlak rowerowy. Trochę przy tym pobłądziłem, ale udało mi się. Trafiłem do centrum turystyki, gdzie nie zastałem nikogo przez przerwę lanczową. Poczekałem prawie godzinę, ale się doczekałem. Dostałem paszport, do którego mogę wbijać pieczątki. Te są do zdobycia w czerwonych budkach rozmieszczonych na Szlaku Czterech Rzek. Mam nadzieję, że uda mi się zebrać wszystkie, bo można za to otrzymać certyfikat. Byłaby to ciekawa pamiątka. Paszport z pieczątkami w sumie też. Pierwszy szlak zabierze mnie do stolicy kraju, chociaż myślę, że nie zabawię tam długo.
Mój kolejny punkt programu był po drugiej stronie miasta. Po drodze zatrzymałem się na szybką kanapkę ryżową i jechałem dalej. Trafiłem nawet na jakiś szlak rowerowy, dla którego przerobiono chodniki, dodając wąską część dla rowerów, ale nierówna nawierzchnia i wysokie krawężniki często kierowały mnie na ulice. Do tego piesi chodzą całą szerokością chodnika.
Nie dojechałem tam, gdzie chciałem. Przegapiłem swój cel i dotarłem do rozległego marketu rybnego. Nie planowałem niczego jeść, więc zawróciłem. W końcu znalazłem się pod świątynią Haedong Yonggungsa, która jest uważana za najpiękniejszą w Korei, chociaż zastał mnie wieczór, więc tego piękna za dużo nie ostało się. Szybko zabrałem się w drogę powrotną, bo byłem wykończony jazdą po mieście i nie miałem ochoty na żadne inne atrakcje. W hostelu znalazłem się późno w nocy.