Planując dzisiejszą trasę, przypomniałem sobie o podróży z 2009. Jechałem wtedy opóźnionym pociągiem do Białogardu. W Podborsku mieliśmy postój, a ja, sądząc, że to już moja stacja, wysiadłem. Dzisiaj miałem możliwość przejechać drogę, którą wtedy przeszedłem. Był to ciąg dalszy podróży pod Poznaniem.
Szwedzki stół w moim hotelu był bardzo ubogi i pierwszy raz nie znalazła się na nim jajecznica. Pod rowerem schowanym w pomieszczeniu gospodarczym zastałem wielką plamę zaschłego błota z solą, a przed hotelem kolejnego podczas tej podróży zaciekawionego człowieka. Termometr wskazywał nie więcej niż -14 °C. Mój nos z tego zimna boli mnie od kilku dni, jakbym tarł go papierem ściernym podczas kataru. Cieszę się, że to ostatni dzień podróży. Nie dałbym rady dłużej. Nie jestem morsem.
Dostałem się na początek do Grzmiącej, gdzie ogrzałem się w sklepie. Potem szukałem ciepła w terenie, a przy okazji ominąłem odcinek drogi, który przyniósłby sporo zimnego wiatru. Słońce na bezchmurnym niebie rozgrzewało licznik nawet do -8 °C. W cieniu było to zawsze o 4 stopnie mniej. Kolejny przystanek w Tychowie. Najpierw w markecie o ołowianych ścianach, a później na stacji benzynowej, gdzie udało mi się sprawdzić rozkład pociągów. Miałem 2 godziny na pokonanie jednogodzinnej drogi. Ruch na drogach nie był przytłaczający. Jeszcze gdyby tak kierowcy korzystali z całej szerokości nawierzchni, wtedy mógłbym poruszać się bliżej prawej krawędzi. A tak – nie chciałem wpaść w poślizg na zalegającym śniegu czy dziurę pod nim, więc jechałem po czarnej nawierzchni.
Przez całą moją podróż widziałem mnóstwo niemieckich tablic rejestracyjnych. Subiektywnie określiłbym 20% ruchu wykonanego przez auta z Niemiec. Najdziwniejsze było to, że znaczna większość tych kierowców jechała gorzej od Polaków. Polskie mandaty są naprawdę tak niskie? W Niemczech nigdy nie spotkałem się z taką arogancją. A może to polaczki się dorobili i teraz cwaniakują. Widać, że pieniądze im szczęścia nie dają, więc szukają „rozrywki”.
Z tych kilku kilometrów pokonanych przed laty niewiele mi w głowie utkwiło. W Białogardzie ciężko było trafić do dworca. Ale gdy już trafiłem, zostałem tam do przyjazdu pociągu, wykorzystując każdą odrobinę ciepła. Zjadłem też na dworcu. Kebab jest zawsze w porządku. Pierwszy raz od dawna dotarłem do celu przed zmrokiem. To też pierwsza w tym roku wycieczka poniżej 100 km. Szkoda, że pociąg pokonuje tę trasę w 4 godziny. Czytał ktoś książkę Winstona Grooma pt. Forrest Gump? Polecam w oryginale.
Przez ostatnich 5 dni nabrałem sporo doświadczenia w jeździe w niskiej temperaturze. W sumie nabierałem doświadczenia przez kilka ostatnich zim, dzięki czemu tym razem byłem dużo lepiej przygotowany. Wiem, że ciepłe ubranie to tylko połowa sukcesu. Trzeba się też dobrze odżywiać, aby organizm mógł prawidłowo gospodarować ciepłem, a w razie problemów należy przycisnąć w pedały i rozruszać się, żeby znów poczuć ciepło w członkach. Należy też uważać na zdradziecki wiatr. Mogłem w sumie wsiąść do pociągu i wystartować z Warszawy, ale wtedy nie miałbym tych przygód, co teraz. O śniegu nic więcej nie napiszę, bo go prawie nie było. Zimy sprzed lat powoli przechodzą w zapomnienie. Ale dzięki temu można dłużej jeździć na rowerze!