Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Tajemnice projektu Riese

79.7704:46
Minęło kilka miesięcy od mojej wizyty w górach. Dostając zaproszenie na imprezę urodzinową Bożeny, pomyślałem o dobrej sposobności na górską wycieczkę. Wpadły mi w ręce informacje o Osówce – podziemnym mieście w Górach Sowich. Obmyśliłem plan i wziąłem się do jego realizacji.
Wczoraj, tuż po pracy, wyszedłem na pociąg do Wrocławia. Po noclegu w Hostelu Wratislavia (rower był przechowywany w pralni; ciekaw jestem, jak to wygląda w sezonie), ruszyłem do Kamieńca Ząbkowickiego pociągiem, ponieważ wiało z południa. Z początku planowałem to odrobinę inaczej – wyruszyć późniejszym pociągiem, dotrzeć do Osówki i potem dojechać do noclegu. Gdy jednak zacząłem się wczytywać w szczegóły hitlerowskiego projektu Riese, dowiedziałem się także o innych dostępnych do zwiedzania obiektach. Dlatego też do pociągu 2 godziny wcześniej.
Tuż przed godz. 8 znalazłem się w Kamieńcu Ząbkowickim. Żałowałem, że nie miałem więcej czasu, bo pałac na Zamkowej Górze wyglądał wspaniale w promieniach słońca na bezchmurnym niebie. Kolejnym punktem na trasie było Bardo, w którym również znajduje się kilka ciekawych miejsc, ale dojazd do nich znów zabrałby mi zbyt wiele czasu. Podjazdy i tak zaczęły robić się coraz bardziej strome.
W końcu dojechałem do drogi wojewódzkiej, co było wybawieniem, a miałem już dość wiatru bocznego. Do Nowej Rudy było łatwo, ale potem zaczął się długi podjazd, aż do Gór Sowich. Było mi tak gorąco, że przy niecałych 3 °C zacząłem się rozbierać. W Sokolcu przestałem się spieszyć. Wiedziałem, że nie uda mi się dotrzeć do Włodarza przed południem, a że zwiedzanie trwa tam półtorej godziny, to nie chciałem czekać na kolejną turę. Skierowałem się do Osówki.
Przed wyjazdem przeczytałem na stronie internetowej jednego z noclegów, że zimą nie ma możliwości dostania się do Rzeczki z Sierpnicy. Dzisiaj przekonałem się o tym na własnej skórze, gdy wjeżdżając na jedną z takich dróg, na której była tabliczka informująca o nieutrzymywaniu drogi zimą, natrafiłem na grubą warstwę śniegu. Próbowałem jechać po wydeptanej ścieżce, potem znalazł się też ślad auta, które kilkadziesiąt godzin wcześniej próbowało tamtędy jechać. Niestety śnieg był tak duży, że pedały się zatapiały, skutecznie mnie hamując na podjeździe. Nawet pchanie roweru było wykańczające. Na moje szczęście, gdy dotarłem na szczyt, powróciła cywilizacja i odśnieżona droga. Na nieszczęście było z górki. Długi zjazd, a ja nie miałem w pełni sprawnych hamulców. Od tygodnia nie mogę znaleźć klocków w żadnym sklepie w Poznaniu. Czy zimą jeździ się wyłącznie z hamulcami tarczowymi?
Na zjeździe nie zabiłem się, nawet nie przegapiłem podjazdu do Osówki. Tam byłem na ponad pół godziny przed wejściem, zostawiłem w biurze kasowym bagaż, rower przypiąłem do ogrodzenia i poszedłem do podziemi. Przewodnik mówił dużo, nawet w trakcie spaceru między przystankami, ale wtedy nie wszyscy go słyszeli. Nie wiem jednak, czy przez lata wypracował sobie brak intonacji podczas mówienia, czy może recytował same wyuczone regułki. Dla samych podziemi warto jednak tam się wybrać. Należy pamiętać, że we wnętrzu jest duża wilgotność i temperatura ok. 7 °C. Wyższa niż na zewnątrz, ale w stroju kolarskim czasami się telepałem z zimna.
Po gorącej herbacie pojechałem w kierunku Włodarza. Najpierw leśną drogą, potem ulicą nieutrzymywaną zimą, wszystko oczywiście pokryte śniegiem zbitym w lód. Dopiero na zjeździe do Walimia mogłem cieszyć się asfaltem. Jadąc maksymalnie 40 km/h, udało mi się zjechać do samego dołu, choć na jednym zakręcie niegroźnie wypadłem z drogi. Dojazd do Włodarza był zdecydowanie prosty. Co kilkadziesiąt metrów wielkie tablice informowały o kilometrażu, który i tak został zaniżony. Dojechałem na 5 minut przed wejściem, ale zdążyłem. Rower pozostawiłem bez opieki, bagaż wniosłem do baru, choć i tak mogłem go zostawić wyłącznie na widoku przed ladą.
Bilet był drogi, a przewodnik podchmielony, bez kasku, ale nie był taki sztywny, jak tamten w Osówce. Dużą frajdą było przepłynięcie zalanego wodą tunelu łódką. Najbardziej mnie ciekawi, co znajduje się za zabetonowaną ścianą. W grudniu został wyemitowany w telewizji reportaż o tamtej blokadzie (trochę szkoda, że nie mam telewizora). Ponieważ sztolnie są własnością Skarbu Państwa (albo innego podmiotu państwowego) i dodatkowo znajdują się na terenie Parku Krajobrazowego Gór Sowich, to należy przejść szereg procedur biurokratycznych, aby przewiercić się przez tamtą ścianę, a następnie utorować przejście do prawdopodobnie ukrytych korytarzy. Będę z zaciekawieniem śledził postęp prac.
Pozostało mi dostać się do umówionego noclegu w Głuszycy. Nie chciałem oczywiście jechać drogami leśnymi, bo zaspy mogły nie być dla mnie zbyt łaskawe. Wybrałem drogę wokół Masywu Włodarza. Najpierw zjazd do Jugowic, a potem długi podjazd do Głuszycy i poszukiwanie pokoi gościnnych „Pod Soboniem”, w których miałem się zatrzymać. W pokoju nie było zbyt ciepło, więc mogłem zacząć się przyzwyczajać do warunków, które miały panować następnej nocy.

Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, góry i dużo podjazdów, z sakwami, dojazd pociągiem, rowery / Trek
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa stkim
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

20:12 niedziela, 1 marca 2015
Przy akompaniamencie zieleni na pewno przyjemnie się tam jeździ. Widziałem dużo szlaków, ale śnieg odradzał zapuszczanie się głębiej w las :)
08:07 niedziela, 1 marca 2015
Sztolnie rzeczywiście robią wrażenie :) Też nocowaliśmy pod Soboniem jak zwiedzaliśmy je kiedyś w lipcu. No i okolica świetna na rower MTB, dużo ścieżek, szutrówek, tras leśnych. Fajna wycieczka, z przyjemnością przeczytałam i przypomniałam sobie nasze wyprawy :)
Koźmin Wlkp.
Z gór w pogórze

Kategorie

Archiwum

Moje rowery