Plan na dzisiaj był prosty. Zjechać z gór i dotrzeć na Pogórze Kaczawskie, aby wziąć udział w imprezie urodzinowej. Niby prosta rzecz, a jednak sprawiła mnie trudność.
Po chłodnej nocy nastał ciepły poranek. Od razu zastałem przepiękny widok na Góry Czarne. Najpierw musiałem zjechać do doliny Bystrzycy, która rozdziela Góry Wałbrzyskie i Góry Sowie. W dół miałem do Jedliny-Zdroju, a potem długi podjazd do Wałbrzycha, żeby potem już całą drogę mieć z górki. Przez Świebodzice i Dobromierz dojechałem do Wiadrowa.
Popełniłem wielki błąd, próbując uciec przed wiatrem bocznym. Wybrałem polne drogi, które po pewnym czasie stały się uciążliwe. Kilka razy zatrzymałem się, żeby wydłubać błoto, a zapychały się nie tylko błotniki, ale także klocki hamulcowe i nawet napęd. Błąd powtórzyłem w Paszowicach, bo miałem nadzieję, że jednak będzie lepiej. Nie było. Gdy dotarłem do Myśliborza, już nie myślałem o terenie. Pojechałem do Myślinowa, szukając po drodze czynnego sklepu, żeby zabrać ze sobą coś na imprezę. Ostatecznie przejechałem przez całą wieś i niczego nie znalazłem. Pozostała już tylko jedna opcja – Chełmiec. Szybko zjechałem z widokowego wzgórza i dotarłem do sklepu. Nie był dobrze wyposażony, ale zawsze coś. Pozostał ostatni podjazd do chaty „Pod lipą” i mogłem odpocząć po błotnej kąpieli. Nie wiem kiedy doczyszczę rower.