Miałem bardzo długą przerwę od roweru. Codzienna jazda i tylko 3 dni przerwy (łącznie przez 2,5 miesiąca) były wykańczające, więc prawie 2 tygodnie odpoczynku zregenerowały mnie, a może też odrobinę rozleniwiły, bo dystans nie jest powalający. Nie ma się jednak czemu dziwić, bo w Japonii – państwie będącym jednym wielkim miastem – nie da się szybko poruszać. No, chyba że jedzie się Shinkansenem.
Przez okres bez roweru zdołałem odwiedzić urząd miejski, w którym odmówili mi zameldowania się i tym samym nie mogłem skorzystać z funduszu zdrowia. Wiąże się to z tym, że muszę ponosić pełne opłaty medyczne w razie wypadku czy wizyty u lekarza. Japonia to biurokratyczny kraj, o czym się przekonałem przy okazji niejednej wizyty w urzędach. Teraz muszę uważać na siebie jeszcze bardziej.
Poza nieprzyjemnymi rzeczami były też te lepsze, jak zwiedzanie Ōsaki, wycieczka do Kyōto z Aki, którą
poznałem w Sendai. Zjeździłem pociągami i autobusami tyle miejsc, że aż nie pamiętam tych wszystkich nazw. Zostawię po prostu kilka zdjęć, które zrobiłem w tym czasie, a teraz przejdę do sedna tego wpisu, czyli wycieczki do Namby, dzielnicy Ōsaki.
Namba jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych miejsc na planie miasta. Można tutaj znaleźć najlepsze restauracje oraz zjeść przeróżne potrawy, poczynając od ośmiornicy w cieście, czyli takoyaki, a kończąc na trującej rybie fugu (gatunek ryby z rodziny rozdymkowatych). Jest to też doskonałe miejsce do fotografii, dlatego też wybrałem się tam z aparatem. Droga była prosta, choć przepełniona skrzyżowaniami z sygnalizacją świetlną. Rower zaparkowałem na płatnym parkingu rowerowym i ruszyłem na podbój Namby pieszo.
Po kilku godzinach trzeba było wracać do domu. Miałem jeszcze czas, więc zahaczyłem o Tennōji, kolejną znaną dzielnicę Ōsaki. Niestety nie planowałem tej wycieczki, więc zgubiłem się i nie dojechałem tam, gdzie chciałem. Może innym razem. Powróciłem do mieszkania prawie tą samą drogą, bo nie miałem innego wyjścia.