W prognozie pogody był brak deszczu w przedpołudniu, więc wymyśliłem, że pokręcę się po mieście. Wyszło w sumie więcej kilometrów pieszo niż na rowerze, ale rower nie wszędzie pasuje.
Przywitał mnie kapeć, więc znów zakleiłem dętkę, ale tym razem prawdziwym klejem. Nie wiem, może za krótko odczekałem albo stary klej źle się usunął, bo łatka po napompowaniu koła znów się odkleiła. Skończyła się moja cierpliwość i wymieniłem całą oponę, którą kupiłem jeszcze w Polsce wraz z kupioną wczoraj dętką. Pojechałem jeszcze do sklepu po nową, tak w razie problemów, ale na 2–3 miesiące powinienem mieć spokój.
Gdy dojechałem do turystycznej części miasta, do której w sumie mogłem dojść pieszo, zacząłem szukać miejsca do zaparkowania roweru. Niestety było to prawie niemożliwe. Upatrzyłem sobie kawałek gruntu przy rzece i pieszo ruszyłem na podbój budynków z okresu Edo. Już dawno nie widziałem tak wielu obcokrajowców, jak dzisiaj. Zszedłem uliczki wzdłuż i wszerz, ruszyłem też szlakiem turystycznym przez chramy i świątynie, a gdy zgłodniałem, poszedłem do baru na smaczny ramen. Miasto jest ładne, ale odwiedza je zbyt wielu turystów.