Dzień zaczął się upałem, a ja miałem zaplanowany odcinek górski. Nie zapowiadało się to dobrze. Do tego pojawiły się cykady. Z daleka są niegroźne, ale z bliska? Ogłuchnąć można.
Objechałem Shirahamę po linii brzegowej. Można tam zobaczyć mnóstwo formacji skalnych. I to w sumie tyle atrakcji na dzisiaj. Pojawiło się kilka podjazdów, jeszcze więcej słońca, a i palmy coraz gęściej obsiane. Tylko gdzie są kokosy?
Zacząłem długi podjazd. Nie był na szczęście stromy. Niebo zachmurzyło się i od czasu do czasu grzmiało. Domyślałem się, że czeka mnie prysznic. A na drodze jeszcze blokada z powodu remontu. Droga zamykana na pół dnia i otwierana tylko raz na półtorej godziny. Miałem to szczęście, że przyjechałem tylko kwadrans przed otwarciem. Dalej było jeszcze ciekawiej, bo droga zwęziła się do szerokości japońskiego auta. Ale przy zerowym ruchu to nie przeszkadza. Tam nawet w tunelach wyłączają światła, bo nie miałyby dla kogo świecić.
Oczywiście zaczęło padać, ale byłem prawie na miejscu. Zaniepokojony pogodą właściciel wyjechał mi naprzeciw autem, a potem doprowadził do celu. Zatrzymałem się dzisiaj w domu gościnnym wynajętym przez Airbnb. Byłem jedynym gościem, więc miałem ciszę i całą przestrzeń dla siebie. Tylko brakowało internetu. Po kontakcie z właścicielem przez telefon publiczny udało się odnaleźć przyczynę. Ręcznie zapisane hasło było trudne do rozszyfrowania, a do tego moja sieć komórkowa nie działała z powodu awarii stacji nadawczej – podobno po uderzeniu pioruna.