Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Tanbo āto

95.5105:00
Wczoraj nad Tōhoku przeszedł tajfun, dlatego nie wychylałem za bardzo nosa i zostałem dodatkową noc nad jeziorem Towada-ko. Po południu przestało na chwilę padać, więc wyszedłem z aparatem zobaczyć okolicę. Dużo gałęzi walało się po drogach, kilka drzew zakończyło żywota, namioty stojące za hostelem odleciały (nocleg w nich kosztował tyle samo, co mój w holu; dobrze, że nie próbowałem szczęścia pod gołym niebem).
Wraz ze mną zatrzymał się Kazuki, który również podróżował na rowerze. Postanowił do mnie dołączyć, bo jechaliśmy w tym samym kierunku. Zaczęliśmy tą samą drogą, co podczas mojego objazdu sprzed wczoraj. Na rozstaju dróg zostawiłem przyczepkę z bagażem pod punktem widokowym i namówiłem Kazukiego do dołączenia do mnie. Zgodził się bez zastanowienia i bardzo się ucieszył, gdy wjechaliśmy na 1000 m. Tym razem mogłem spojrzeć na jezioro za dnia, chociaż słońce prześwitujące przez chmury trochę raziło po oczach.
Mieliśmy długą drogę w dół. Po tajfunie zostało sporo liści i gałęzi na jezdni. Ktoś musiał z grubsza uprzątnąć ten bałagan, bo wczoraj podczas spaceru widziałem wiele zniszczeń. W każdym razie, zjazd nie był przyjemny, bo trzeba było uważać na śliskie liście i patyki, a rower na końcu i tak wyglądał tragicznie z błotem i liśćmi przylepionymi do ramy.
Zatrzymaliśmy się na stacji Michi-no-Eki Nijinoko, żeby coś zjeść. Przy okazji kupiłem bardzo tanie jabłka. To był znak, że znalazłem się w prefekturze Aomori, określanej jako owocowa prefektura.
Skończyła się droga przez las i trafiliśmy na drogi pełne aut. Do tego słońce zaczęło prażyć. Okazało się, że mój dzisiejszy cel – i właściwie cel całej mojej wyprawy – znajdował się na wspólnej drodze mojej i Kazukiego. Pojechaliśmy więc najpierw do miejsca mojego noclegu, abym mógł zostawić bagaż i przyczepkę, a potem ruszyliśmy w drogę. Były dwa miejsca, gdzie można zobaczyć tanbo āto, czyli sztukę na polu ryżowym. Pojechaliśmy do pierwszego, gdzie znajdowało się jedno pole ryżu przedstawiające morską wyprawę (symboliki nie jestem w stanie odczytać) oraz dwa inne obrazy ułożone z kolorowych kamieni. Oczywiście wjazd na wieżę widokową był płatny.
W oddali dostrzegłem rzęsisty deszcz, którego zacząłem się obawiać. Mimo to pojechaliśmy jeszcze w drugie miejsce, które znajdowało się zaraz za miejscowym ratuszem. Sam ratusz też niczego sobie, bo udawał zamek. Trochę się oszukałem, gdy próbowałem zrozumieć cennik. Okazało się, że wejście na wieżę to dodatkowa opłata, ale zupełnie nieopłacalna, bo widok na rysunek w ryżu był w pełni widoczny z tarasu obok wieży. Znów pojawił się motyw morski z potworem oraz wojownikiem.
Ostatnim moim punktem do odwiedzenia był zamek Hirosaki-jō. Był on w trakcie remontu, a właściwie to mury, na których powinien stać zamek. Został on tymczasowo przesunięty, ale wciąż dało się do niego wejść. Nie rozciągały się z niego żadne widoki, ale z platformy obok zamku można było zrobić mu zdjęcie na tle góry Iwaki. Wczesnym rankiem pewnie ładnie to wyglądało. Ja tymczasem musiałem wracać. Pożegnałem się z Kazukim, który zaplanował zatrzymać się w parku pod namiotem, i pojechałem prosto do domu gościnnego. Na szczęście żaden deszcz mnie nie złapał. Zachodzące słońce pięknie oświetlało krajobrazy na mojej drodze.

Kategoria góry i dużo podjazdów, na trzech kółkach, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, ze znajomymi, Japonia / Akita, Japonia / Aomori, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ojego
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Nie ma jeszcze komentarzy.
Towada-ko
Aomori czy Reykjavík?

Kategorie

Archiwum

Moje rowery