Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

Japonia / Miyagi

Dystans całkowity:3586.04 km (w terenie 13.61 km; 0.38%)
Czas w ruchu:197:47
Średnia prędkość:18.13 km/h
Maksymalna prędkość:57.38 km/h
Suma podjazdów:31642 m
Liczba aktywności:57
Średnio na aktywność:62.91 km i 3h 28m
Więcej statystyk

Izumigatake

74.6004:55
Pogoda się popsuła. W prognozie prawie dwa tygodnie deszczu, ale dzisiaj pojawiło się okienko. Dlaczego tego nie wykorzystać? Rzuciła mi się w oczy jedna taka górska droga. Postanowiłem sprawdzić jej tajemnice.
Robiło się upalnie. Ruszyłem niespiesznie w kierunku zachodnim wzdłuż rzeki Nanakita-gawa. Niepokoił mnie duży ruch, a potem jeszcze doszedł wiatr w twarz. Rozpoznałem kilka znajomych dróg sprzed roku. Ale zaraz zaczął się właściwy podjazd.
Minąłem się z dziesiątkami kolarzy, którzy pędzili w przeciwnym kierunku, więc byłem dobrej myśli. Obawiałem się bowiem, że droga będzie zamknięta, jak to bywa zimą w górach.
Napełniony optymizmem, wspinałem się kilometr po kilometrze. Na drodze stanął tunel, ale nie prowadził przez żadną górę. Nie jestem pewien, dlaczego powstał, ale mam pewną teorię – element zaskoczenia. Zaraz za tunelem kwitły setki drzew wiśni. Hanami w tych górach trwało w najlepsze (w Sendai płatki opadły z większości drzew).
Dojechałem pod stok narciarski. Już bez śniegu, ale kilka zakrętów dalej, na kolejnym stoku, śnieg wciąż był widoczny. Oczywiście było chłodniej niż tych kilka zakrętów wcześniej.
Jechałem coraz wyżej, ruch malał, aż w końcu dotarłem do zwężenia. Tam minąłem ostatnie auto i miałem drogę tylko dla siebie. Ale co to za droga? Co kilkaset metrów leżał śnieg, aż w końcu droga asfaltowa zmieniła się w żwirową. Po raz pierwszy w Japonii jechałem po drodze terenowej. Zaskoczyło mnie to, bo podczas planowania droga wyglądała na w pełni asfaltową.
Jechałem wolno, obawiając się, że spotkam mieszkańca tych gór – niedźwiedzia. Droga mocno przypominała tę ze Słowacji, gdzie też nie planowałem terenu. Nie było za wygodnie, bo na kamieniach trzęsło jak w Górach Lewockich. Jak dobrze, że nie zaplanowałem jazdy w odwrotnym kierunku, bo wykończyłby mnie taki podjazd. Z drugiej strony, po męczącym podjeździe mogłem zjechać asfaltem jak dziesiątki rowerzystów, których spotkałem wcześniej. Zawiedli mnie, bo robili podjazd i zjazd tą samą trasą. Nie mogłem się poddać, choć była obawa, że w którymś momencie droga może się skończyć.
Na jednym rozdrożu nie spojrzałem na mapę i pojechałem źle, myśląc, że wybrana droga była tą właściwą. Okazało się inaczej, ale może nawet skróciłem sobie dystans w terenie.
W końcu wydostałem się do cywilizacji, choć po drodze minąłem kilka pustych aut, w tym jedno ze znakiem niedźwiedzia na masce. Miałem to już za sobą, więc zjechałem w dół, mijając dziesiątki pól ryżowych wypełnionych wodą. Sezon rolniczy się rozkręca w tym regionie.
Po powrocie do domu usłyszałem w telewizyjnych wiadomościach o śmiertelnym ataku niedźwiedzia na dwójkę turystów w mieście Aizu-Wakamatsu. Wycieczka się udała, ale lepiej uważać.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, terenowe, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Wieczorem do Sendai

36.6302:11
Wieczorem powróciłem do Sendai. Po zmroku droga się nieco dłużyła. Zrobiłem kilka zdjęć napotkanym restauracjom. Jak zwykle dorzucam do tego trochę zdjęć z ostatnich kilku dni z Sendai.
Kategoria kraje / Japonia, po zmroku i nocne, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia wiosną 2019, mikrowyprawa, rowery / Trek

Lalki kokeshi

65.8903:37
Moje wczorajsze poszukiwania naprowadziły mnie na dobry trop. Byłem we właściwym mieście, ale poszukiwane przeze mnie miejsce było w innej dzielnicy. Musiałem wybrać się w góry.
Dzień zapowiadał się upalnie, ale wiał silny wiatr – w twarz. Pół dnia pod górkę. W dzielnicy Iwadeyama trafiłem na aleję wiśniową. Rzeka obsadzona kwitnącymi drzewami przyciągała zaledwie kilka osób. Przypomniała mi się poprzednia wizyta w tej dzielnicy. Próbowałem jeszcze odnaleźć jedno historyczne miejsce, ale akurat skończyła mi się ważność danych w telefonie i szukanie po omacku skierowało mnie w zupełnie innym kierunku niż powinienem był szukać. Trudno, może innym razem.
Dalsza droga na północ pięła się lekko w górę. Jechałem wzdłuż doliny budzącej się do życia po zimie. Drzewa wiśni dopiero zakwitały. Góry są ciekawym sposobem na przedłużenie hanami. Tylko trzeba jeszcze wiedzieć, gdzie szukać drzew wiśni.
Dotarłem do mojego celu – Naruko-onsen. Jest to teren aktywny wulkanicznie, dzięki czemu jest bogaty w gorące źródła. Większą sławę jednak mają tutaj lalki kokeshi. W dzisiejszych czasach wykonywane w całej Japonii, ale najbardziej znane w regionie Tōhoku są kokeshi z Naruko. Ręcznie wyrabiane z drewna i malowane przez licznych w tej dzielnicy rzemieślników nie mają sobie równych. Mówi się, że każda figurka ma swoją duszę.
Przejechałem tylko główną ulicę i musiałem wracać. Planowałem zostać dłużej, odwiedzić jeszcze kilka miejsc, ale miałem zaledwie kilka godzin dla siebie, bo byłem umówiony, a większość czasu poszła na jazdę pod górę z wiatrem w twarz. Całe szczęście powrót przebiegł sprawnie. Wiało w plecy, do tego miałem ciągle w dół. Sama przyjemność.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Wiśnie na Wielkanoc

45.1902:11
Rodzice Aki zaprosili nas na weekend. Wielkanoc w Japonii ma znikomą popularność w przeciwieństwie do komercyjnego Bożego Narodzenia. Mogłem więc spędzić ten czas dowolnie, mając 3 dni wolnego.
Chcąc zaoszczędzić na dojeździe, wybrałem rower, bo miasto rodzinne Aki jest bardzo blisko. Pogoda o poranku była idealna. Zachmurzone niebo i średnia temperatura dodatkowo zachęcały do wyjścia na rower. Ruszyłem na północ.
Wydostanie się z japońskiego miasta to zawsze logistyczny problem. Do tego liczba sygnalizacji świetlnych oraz aut nie zachęcają do mieszkania w mieście. Często musiałem uciekać na chodniki, aby nie wyjść na nieuprzejmego obcokrajowca (a takich niestety jest tutaj pełno). Przynajmniej na rowerze trekingowym jedzie się po tych chodnikach o wiele przyjemniej niż na kolarzówce.
Za autostradą wjechałem na główną drogę, po której dostałem się do docelowego miasta. Mając duży zapas czasu, chciałem odnaleźć pewne pomniki charakterystyczne dla tego regionu. Nie udało mi się, ale i tak trafiłem na kilka historycznych i ciekawych miejsc. Do tego dużo drzew wiśni wciąż tutaj kwitnie, bo w Sendai sezon się niestety skończył.
Ostatnim punktem dnia była wycieczka do sąsiedniej prefektury, gdzie drzewa wiśni dopiero zakwitły. Tam jednak dostaliśmy się autem, więc dołączam tylko kilka zdjęć z tej wizyty.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia wiosną 2019, mikrowyprawa, rowery / Trek

Tunel sakury

71.6004:04
Plan na dzisiaj był krótki, choć droga dłuższa. Chciałem dostać się do miasteczka Ōgawara, przez które przejechałem 2 tygodnie temu. Wtedy jednak drzewa wiśni czekały na rozkwit, a ten weekend był idealnym momentem na odwiedzenie ścieżki biegnącej wzdłuż rzeki obsadzonej drzewami wiśni.
Jazda na południe zabrała mi strasznie dużo czasu. Wiatr z południowego-wschodu mógł wtrącić swoje trzy grosze. Zatrzymał mnie też chram Takekoma-jinja, obok którego przejeżdżałem tyle razy, a nigdy nie wszedłem do środka. Dzisiaj w końcu to zrobiłem i okazał się dużo rozleglejszy niż można było sądzić po widoku z ulicy.
Dotarłem do rzeki Abukuma-gawa, skąd miałem idealną trasę biegnącą po wałach. Zero skrzyżowań, brak podjazdów. Już po drodze minąłem kilka drzew wiśni, a na horyzoncie można było dostrzec kilka tysięcy innych białych i różowych koron drzew.
Znalazłem się w miasteczku Shibata, gdzie zaczynała się właściwa trasa spacerowa przez tunele kwitnących wiśni. Oczywiście było tłoczno, zakaz jazdy rowerem. Przespacerowałem się kilkaset metrów i zdecydowałem wracać. Nie dotarłem do celu, który w sumie i tak nie różnił się wiele od tego, co zobaczyłem od czasu wejścia na teren spacerowy. Przedostałem się na drugą stronę rzeki, aby spokojniejszymi ścieżkami dostać się z powrotem na wschód. Było bardziej pod wiatr, ale w końcu, gdy skierowałem się na północ, droga była lekka i przyjemna. Niebo – w porównaniu z porankiem.
Powróciłem do Sendai, gdzie byłem umówiony ze znajomymi. Stąd również moja szybka decyzja o odwrocie, ale jak już wspomniałem – wiele nie straciłem. To już moja trzecia wizyta w tamtym miejscu. Pierwszy raz 2 lata temu.
Do kolekcji dorzucam kilka zdjęć z wczorajszego hanami w Sendai.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Śnieg w Sendai

23.0901:25
Zrobiłem sobie krótki wypad bez roweru do regionu Kansai (Nara, Kyōto, Ōsaka). Gdy wróciłem, przywitał mnie śnieg. Przynajmniej jego resztki, które zalegały na poboczach dróg jako zaspy lub na ulicach jako kałuże. Przynajmniej urlop się udał, bo przez większość czasu miałem ładną pogodę.
Dzisiaj chciałem zobaczyć drzewa wiśni w Sendai, bo przez okres mojej nieobecności zdążyły zakwitnąć. Pojechałem oczywiście do parku Tsutsujigaoka-kōen. Jakoś najlepiej mi się on kojarzy jako miejsce idealne na hanami (świętowanie okresu kwitnienia wiśni). Po szybkim spacerze ruszyłem w kierunku zamku.
Było trochę wspinaczki, bo zamek leży na wzgórzach, a dostałem się do niego od tyłu, ponieważ pomyliły mi się drogi. Pochmurne niebo przepuszczało niewiele słońca, więc spędziłem na górze trochę więcej czasu, spacerując i czekając na dogodny moment zrobienia doświetlonych zdjęć. Potem zjechałem szybko w dół, gdzie zahaczyłem jeszcze o park Nishi-kōen.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Poszukując ume w Sendai

19.8801:13
W końcu zrobiło się ciepło. Jazda w deszczu, chłodzie i wietrze mnie trochę rozłożyła, ale wracam do zdrowia. Dzisiaj postanowiłem poszukać kwitnących drzew prunus mume, znanych jako ume w Japonii albo morela japońska w Polsce. Rok temu polowałem na nie w regionie Kansai. Dwa lata temu nie miałem takiego szczęścia. Dzisiaj chciałem spróbować w Sendai, chociaż już podejrzewałem, że było po sezonie.
Ruszyłem do centrum, aby dostać się do parku Tsutsujigaoka-kōen. Zaskoczyło mnie, że wszystko było przygotowane do hanami, czyli okresu podziwiania kwitnienia wiśni. Kilka drzew wiśni już zaczęło kwitnąć. Moje nadzieje na zobaczenie kwitnących morel japońskich malały. Poszedłem jednak do pobliskiego chramu Tsutsujigaoka Tenman-gū, o którym prawie 2 tygodnie temu pisano w mediach, że zakwitło tam 30 białych i różowych drzew ume. Na miejscu zaskakująco zastałem kilka z tych drzew z wciąż rozwiniętymi kwiatami. Sukces!
Poszwendałem się po parku i pojechałem dalej. Chciałem pojechać nad rzekę, a po drodze przypomniałem sobie o jednym drzewie, które dokładnie rok temu odwiedziłem podczas jednej z poprzednich wizyt w Sendai. Choć otoczenie lekko się zmieniło (prace drogowe tuż przy wspomnianym miejscu), to rozwinięte kwiaty wiśni przyciągały wielu ludzi.
Zaczął kończyć mi się czas, więc szybko dokończyłem plan jazdy do rzeki Hirose-gawa, ale zabłądziłem nad nią. Przypadkiem trafiłem pod park Nishi-kōen, który jest kolejnym miejscem, w którym mieszkańcy Sendai spędzają hanami. Tam jednak nie spostrzegłem żadnego kwitnącego drzewa. Ruszyłem do centrum, aby powrócić do domu.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Sendai

87.3505:49
Świeciło słońce, ale ulice wciąż były mokre po porannym deszczu. Dodatkowo od czasu do czasu kropiło. Założyłem kurtkę i ruszyłem w dalszą drogę, aby dokończyć plan z poprzedniego dnia.
Jechałem bocznymi ulicami, ale ostatecznie pojawił się podjazd, przez który mogłem przedostać się tylko główną drogą krajową. W mieście Shiroishi coś mnie podkusiło, aby przejechać przez kolejną górę. Żaden skrót, bo wydaje mi się, że taką samą drogę pokonałbym, gdybym pojechał na około. Może byłoby nawet lżej. Dostałem się do miasteczka Ōgawara. Wzdłuż rzeki rośnie kilkaset drzew wiśni. Pierwszy raz widziałem je w rozkwicie 2 lata temu. Dzisiaj było jeszcze za wcześnie, bo widoczne były tylko pąki, ale przygotowania do święta podziwiania kwitnących wiśni trwały. Zastępy ludzi sprzątały okolice rzeki, elektryka do oświetlania drzew po zmroku była gotowa, stragany z jedzeniem już czekały na pierwszych klientów.
Została ostatnia prosta w kierunku północnym. W jej połowie z ciemnych chmur lunęło. Całe szczęście krótko, w porównaniu do ostatnich kilku dni, choć przez resztę dnia ciapało z nieba jak z cieknącego kranu. Po raz kolejny odwiedziłem Sendai.
Kategoria kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Fukushima, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Ostatnia historia z Japonii

52.4602:37
Pierwszą rzeczą, która mnie uderzyła po dopłynięciu do Sendai z Hokkaidō były upał i wilgotne powietrze. Japońskie lato się rozpoczęło, a ja umierałem już po kilku minutach jazdy. Termometr pokazywał absurdalne 43 °C w słońcu, choć to na pewno dlatego, że elektronika się za bardzo nagrzała. Wieczorem w wiadomościach jednak informowali o mieście w centralnej części wyspy Honshū, gdzie temperatura realnie osiągnęła 40 °C.
Został jeszcze tydzień zanim opuszczę Japonię, więc w natłoku pakowania, kupowania pamiątek, spotkań ze znajomymi i załatwiania ostatnich spraw znalazłem tylko chwilę na ostatnią przejażdżkę. Było dużo chmur, a prognoza ostrzegała przed przelotnymi deszczami. Mimo wysokiej temperatury, wiatr chłodził ciało. Chciałem pojechać podobną drogą, jak rok temu. Na początek trafiłem na nieznane mi ulice w Sendai, ale szybko znalazłem się na wspomnianej trasie. Po niewielkim podjeździe dojechałem do... zamkniętej drogi. Wyglądało, jakby nikt nią nie jechał od dawien dawna, więc nie przekraczałem blokady i wypatrzyłem na mapie objazd. Tam też okazało się, że nie ma przejazdu. Przeszedłem jednak bokiem przez blokadę i dojechałem do miejsca, które wymusiło zamknięcie dróg. Piaskowe zbocze osunęło się na drogę. Mogłem tamtędy przejść, przenosząc rower, ale zauważyłem auto geodetów za gruzowiskiem i przestraszyłem się. Czasami kwestie bezpieczeństwa są priorytetowe w Japonii, więc nie chciałem mieć problemów. Zawróciłem i zrezygnowałem z dalszych prób dojazdu do jeziora. Do domu wróciłem nieco inną drogą, aby nie wracać po własnym śladzie. Teraz sprawdziłem, że znaki zakazu dotyczyły wyłącznie pojazdów, a piesi mogli drogą podróżować, więc moje obawy były prawdopodobnie bezzasadne.
Podsumowując moją przygodę, rok i 3 miesiące w Azji to długo. Odwiedziłem Japonię, Tajwan i Koreę Południową (już z plecakiem). Większość czasu spędziłem na rowerze, pokonawszy 18,7 tys. km (93% po Japonii). Czasami jeździłem codziennie, zatrzymując się w hostelach, hotelach, pensjonatach i u ludzi poznanych w serwisie Couchsurfing.com. Czasami zatrzymywałem się na dłużej w jednym miejscu, dzięki czemu miałem bazę wypadową do wycieczek na lekko.
Po przylocie do Japonii ruszyłem na północ do Sendai, gdzie spędziłem hanami, czyli okres podziwiania kwitnących drzew wiśni. Potem ruszyłem w dalszą podróż, zatrzymując się na tydzień pod Matsumoto. Chciałem zobaczyć Fuji-san, więc kontynuowałem podróż na południe. Nastał złoty tydzień w Japonii, który czasami pokrywa się z długim weekendem majowym w Polsce. Dojechałem w jego trakcie do Nagoi, skąd ruszyłem przez górzystą prefekturę Gifu, aby dotrzeć do Kanazawy. Odwiedzając Narę i Ōsakę, dojechałem do Kyōto. Tam zrobiłem sobie bazę na 2 tygodnie, aby lepiej poznać miasto i okolice.
Mając trochę czasu, odwiedziłem Wakayamę, gdzie po raz pierwszy trafiłem na szlaki rowerowe w Japonii. Potem wróciłem na północ, aby zatrzymać się na 3 tygodnie w Ōsace. Był to okres odpoczynku od roweru, po którym ruszyłem na półwysep Kii. W teorii trwał sezon deszczowy w Japonii, ale w tym roku był on wyjątkowo dziwny, bo prawie nie padało. Przyszło za to lato, które dla mnie okazało się piekłem. Dojechałem do miasta Ichinomiya, w którym zaprzyjaźniłem się z Pauliną. Zatrzymałem się tam na krótko, bo nie dawałem rady w upale. Wsiadłem na prom i popłynąłem do Sendai.
Ruszyłem na wyprawę po Tōhoku, gdzie spotkał mnie tajfun. Zaczęła się jesień, więc ruszyłem w kolejną podróż. Pojechałem do Tōkyō. Tym razem złapała mnie jesienna pora deszczowa. Nie zobaczyłem przez to Fuji. Chciałem dostać się do Kyōto. Na drodze stanęły dwa tajfuny, ale nie pokrzyżowały mi planów. Spędziłem miesiąc w starej stolicy, podziwiając przepiękną jesień.
Zbliżała się zima. Ruszyłem w podróż na zachód. Dostałem się na wyspę Shikoku, skąd powróciłem na Honshū po znanym szlaku Shimanami Kaidō. Uciekałem przed zimą na południe. Wjechałem na wyspę Kyūshū podwodnym tunelem. Święta spędziłem u japońskich znajomych pod Kumamoto. Zostawiłem u nich swoje rzeczy, aby na kilka tygodni paradoksalnie polecieć do przysypanego śniegiem Sendai i po raz kolejny odpocząć od roweru.
Kontynuując ucieczkę przed zimą, dotarłem na wyspę Amami. Spędziłem tam tydzień, po czym popłynąłem dalej na Okinawę. Pierwotny plan zakładał, że spędzę tam zimę i wrócę na główną wyspę, aby dostać się do Tōkyō. Za namową poznanych ludzi, kupiłem bilet do Tajwanu. Ruszyłem w prawie miesięczną podróż wokół wyspy, odwiedzając stolicę, miejsce kultu fanów Ghibli, przepiękne wschodnie wybrzeże czy najstarsze miasto na wyspie, które kiedyś było stolicą.
Powróciłem do Japonii w okresie kwitnienia moreli japońskiej. Ruszyłem na wschód, niefortunnie trafiając na opad śniegu pod Fuji. Następnie znalazłem się w Tōkyō, gdzie trwało hanami. Wszystkie drzewa wiśni były w pełnym rozkwicie, więc spędziłem kilka dni na fotografowaniu kwiatów. Po raz kolejny odwiedziłem Sendai. Zrobiłem sobie krótką wycieczkę do Seulu w Korei, a po powrocie ruszyłem w 3-tygodniową podróż po Hokkaidō.
Ogrom doświadczenia zdobytego podczas całej mojej podróży jest nieopisywalny. Poznałem setki ludzi, skosztowałem tysiące potraw, odwiedziłem dziesiątki świątyń i chramów, byłem na kilkunastu festiwalach, odpoczywałem w gorących źródłach, w restauracjach i w izakayach, bawiłem się przecudownie. Był to najlepszy okres w moim życiu. Z rozpaczą muszę opuścić ten kraj. Będę jednak wyczekiwał dnia, gdy tu powrócę i na nowo zacznę odkrywać zarówno miejsca poznane, jak i wciąż czekające na moją wizytę. Już teraz nie mogę się tego doczekać.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Japońskie specjały z telewizji

140.1407:02
To prawdopodobnie ostatnia wycieczka w tym miesiącu. W przyszłym tygodniu lecę z plecakiem na tydzień do Korei, a potem mam zaplanowaną ciekawą wyprawę po Japonii. Dzisiaj dzień był nieznośnie upalny, ale nie powstrzymało mnie to przed ruszeniem do miasteczka, które zostało przedstawione niedawno w reportażu w lokalnej telewizji.
Ruszyłem o 9 i w południe, po przebyciu 60 km, byłem na miejscu. Ruch był średni, więc pozwalałem sobie na jazdę po drogach zamiast po chodnikach. Mój pierwszy cel był niepozorny. Nieznajomość japońskiego z pewnością nie pomagała, ale był to jedyny budynek z parkingiem w okolicy, więc musiała to być właściwa restauracja. Menu też było po japońsku, choć przygotowali też plakat ze zdjęciami, więc pokazałem palcem i dostałem zestaw trzech makaronów soba. Niestety nie pomyślałem o tym, że było wiele rodzajów do wyboru i kucharz wybrał za mnie. Chciałem bowiem spróbować makaronu soba o smaku cytrynowym, a dostałem: tradycyjny, z ziarnami sezamu i trzeciego smaku nie rozgryzłem. Gdy płaciłem za obiad, właściciel podśmiechiwał się, że musiałem być głodny, bo zjadłem porcję dla dwóch osób. W telewizji reporter zamówił to samo danie!
Kolejny sklep znajdował się nieopodal. Wzdłuż ulicy stało wiele lokali usługowych i w jednym z nich mieścił się sklep z wyrobami cukierniczymi, a dokładnie z mochi, a jeszcze dokładniej z daifuku. Mochi jest ciastem ryżowym o ciekawej konsystencji (podobno nie każdy za tym przepada). Z kolei daifuku jest ciastkiem mochi z nadzieniem. Chyba najczęściej spotykana jest pasta (określana również jako dżem) anko wytwarzana z fasoli azuki. Miałem ochotę wypróbować pełen talerz z wszystkimi rodzajami, jak pokazali w telewizji, ale cena ok. 50 zł mnie zniechęciła. Wziąłem kilka różnych rodzajów, wliczając daifuku nadziewane truskawkami czy pastą zunda, która z kolei jest specjałem w Sendai. Wytwarzana z młodych ziaren soi, które można jeść również jako przekąskę zwaną edamame. Tak, Japończycy wiedzą dużo o jedzeniu, więc myślę, że wystarczy tych nazw.
Drogę powrotną oczywiście wybrałem inną dla urozmaicenia widoków. W miasteczku Ōsaki trafiłem na jakąś historyczną dzielnicę, ale pogubiłem się i odwiedziłem wyłącznie park stróżowany przez, jak mniemam, lokalną postać historyczną. Dalej, no cóż, nic ciekawego. Słońce rzuciło blask na góry, dzięki czemu miałem piękne widoki późnym popołudniem. Jakoś tak wyszło, że odwiedziłem Miyatoko po raz trzeci. I tyle, wróciłem do domu przed zmrokiem.
Kategoria kraje / Japonia, setki i więcej, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery