Rano było słonecznie, choć namiot rozbity w cieniu zapewniał temperaturę wystarczająco niską, aby bardzo wolno wygramolić się z ciepłego śpiwora. W końcu trzeba było się ruszyć, więc zjedliśmy standardowe śniadanie i ruszyliśmy w drogę.
Była niedziela, więc zrobiliśmy zakupy prawie na poczcie. Prawie, bo wszystkie poczty były dzisiaj zamknięte – poza supermarketami, które udawały poczty, aby podróżnicy mogli zjeść i zrobić zapasy na dalszą podróż, a pracownicy – zarobić na życie w tym dziwnym kraju.
Ruszyliśmy ku pierwszej atrakcji – rezerwatowi Kamienne Kręgi w Odrach.
Byłem tam zimą, choć wtedy tylko pocałowałem klamkę. Tym razem można było wejść. Obeszliśmy całą trasę. Było dużo kamieni i jeszcze więcej wrzosów. Niektórzy zwiedzający przybyli po bardziej metafizyczne doświadczenia.
Robiło się gorąco. Dalsza droga trochę się nam zagubiła, bo jechaliśmy polnymi drogami i tak one nas poprowadziły, że chyba przejechaliśmy przez czyjeś podwórze.
Dotarliśmy do tytułowych (po kaszubsku) Wdzydz Tucholskich, gdzie zatrzymaliśmy się na obiad. Niestety nie mieli nic regionalnego, mimo kaszubskiego wystroju lokalu. Kolejnym punktem w programie były Wdzydze. Zrezygnowaliśmy z kilku dróg w terenie, ale to niewiele nam dało, bo Kaszubski Park Etnograficzny był już zamknięty. Co gorsza, nazajutrz mogliśmy zmienić plany, ale w poniedziałki jest w ogóle zamknięte. Żałowaliśmy tego niefartu i sfotografowaliśmy tylko kilka obiektów nielicznie widocznych zza ogrodzenia. Na pocieszenie weszliśmy na pobliską wieżę widokową.
Robiło się późno. Mieliśmy w planach jeszcze Kościerzynę, ale nie zobaczylibyśmy zbyt wiele przed zmrokiem. Ruszyliśmy prosto do celu. W tej okolicy ciężko było o dobre pole namiotowe, więc mieliśmy nocleg w ośrodku wypoczynkowym. Trochę luksusu na tej wyprawie pełnej atrakcji.