Zatrzymałem się na kilka dni w Krakowie. Można powiedzieć, że jest to początek mojej corocznej jesiennej wyprawy. Spóźniłem się na pociąg, przez co dotarłem do miasta późno. Liście pokrywały chodniki, więc mam nadzieję, że coś na tych drzewach jeszcze zostało.
Krakowskie drogi dla kaskaderów to porażka. Krawężniki mają tak gigantyczne i dziurawe, że boję się o moje koła. Chyba za mało doceniam poznańskie niewygody.