Miałem zupełnie inne plany, ale nie wyszło, więc mając zaplanowany urlop, wpadłem na inny pomysł, który chodził za mną od paru lat. W Bieszczadach byłem 8 lat temu, więc pora odświeżyć sobie wspomnienia. Akurat zapowiadał się pogodny tydzień. Spakowałem sakwy i ruszyłem.
Zanosiło się na upalny dzień, ale nie było źle. Pojechałem znanymi drogami przez Rejowiec, Krupe i Krasnystaw. Potem odcinkami Green Velo do Szczebrzeszyna i w końcu do Zwierzyńca. Ruch na drogach był duży, trafiłem na zjazd głośnych motorów i trasę dwóch rajdów rowerowych. Zwierzyniec był przeładowany turystami. Miałem trochę obaw, ale zostawiłem rower na parkingu i wszedłem na szlak. Nie było tak tłoczno, jak sądziłem. Nad stawami Echo było za to mnogo plażowiczów. Wszedłem jeszcze na szlak na Piaseczną Górę, gdzie ruch niemal zamarł.
Mając trochę czasu w zapasie, znalazłem restaurację z wolnym stolikiem i zjadłem smacznego pieroga roztoczańskiego z jogurtem, który jest w sumie pierogiem biłgorajskim, tylko pewnie nazwa nie pasowała. Pozostało mi pokonać szlak po drogach leśnych, aż dotarłem do starej szkoły, którą przekształcono w schronisko.
Uwielbiam Zwierzyniec, ale nie w tym terminie, bo jeśli się nie mylę, to wtedy był tam festiwal filmowy. Pamiętam go tak sprzed 20 lat, gdy był mało znaną imprezą, gdzie puszczano filmy na ścianie browaru, a na leżakach było kilkadziesiąt osób. Chlip :)
Rower towarzyszył mi od małego. Przez wiele lat jeździłem na Romecie. W 2012 kupiłem Treka, który na poważnie wciągnął mnie w turystykę rowerową. Przejechałem na nim Islandię i Koreę. Kolejnym połykaczem kilometrów stała się kolarzówka GT, która w duecie z trzecim kołem towarzyszyła mi podczas wyprawy wokół Japonii i Tajwanu. Szukając nowego partnera wyprawowego w trudnych czasach, trafiłem na gravel podrzędnej marki. Mimo to prowadził mnie ku przygodzie po Norwegii i Szkocji. Do tego lubię utrwalać na fotografii ładne rzeczy i widoki.