Oddałem rower do serwisu, żeby wymienili parę rzeczy, w tym urwaną linkę. Zawiedli mnie, bo rower wrócił cały w smarze, dwa pancerze są za krótkie, a jeden tak długi, że mogę go owinąć o kierownicę. Do tego owijka wyglądała, jakby została założona przez pierwszoklasistę. Gorzej niż amatorszczyzna. Po prostu ręce opadają.
Wyszedłem na chwilę, bo mało jeżdżę po powrocie z Azji. Na szczycie jednego wzgórza trafiła mi się złota godzina, która trwała ze dwie minuty. Było jak z obrazka.