Na niebie nie było ani jednej chmury, gdy się obudziłem. Zapowiadał się koszmarny upał, ale może wysokość sprawiała, że nie było najgorzej. Obfotografowałem wszystkie ośnieżone szczyty i skierowałem się do centrum prefektury – miasta Nagano. Pojawiło się kilka tuneli dających cień i odrobinę ochłody. Jeden nawet był płatny z dozwolonym wjazdem rowerem, co jest unikatem w Japonii, bo wszystkie płatne drogi są dostępne wyłącznie dla aut (popsuło mi to już kilka planów).
Wczoraj pękła kolejna szprycha, a dzisiaj mój napęd przeobraził się w ostre koło. Kaseta zablokowała się, że nie mogłem nawet dać spoczynku nogom bez zatrzymania lub podniesienia ich z pedałów. Nie udało mi się nic wymyślić i zacząłem rozważać wizytę w serwisie, ale po kilometrze jakby nigdy nic wróciło do normy. To jeszcze tylko wymienię szprychę i przez kilka dni będę miał spokój. Obręcz i tak jest popękana, więc nie opłaca mi się grzebać w piaście, do której pewnie dostała się woda.