Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

Polska / wielkopolskie

Dystans całkowity:51913.57 km (w terenie 4524.34 km; 8.72%)
Czas w ruchu:2454:54
Średnia prędkość:21.09 km/h
Maksymalna prędkość:56.53 km/h
Suma podjazdów:218119 m
Maks. tętno maksymalne:165 (84 %)
Maks. tętno średnie:160 (81 %)
Suma kalorii:160092 kcal
Liczba aktywności:906
Średnio na aktywność:57.30 km i 2h 42m
Więcej statystyk

Gala konkursu Nagroda „Rowertouru” 2015

  25.82  01:21
Plany na dziś miałem zupełnie inne, jednak skończyłem na szóstej gali rozdania nagród „Rowertouru”. Całkiem dobrze się złożyło, bo czasopismo czytam od ponad roku. Miałem więc okazję poznać tych wszystkich ludzi, którzy za tym stoją, a i nie zaszkodziło pogadać z tymi, co podróże kochają tak jak ja.
Wybrałem się najpierw do sklepu turystycznego z paroma pytaniami. Przed wyjściem wyszperałem w internecie kilka potrzebnych mi rzeczy, natrafiając przy tym na informację o gali. Mam zaległości w czytaniu magazynu, więc nawet nie wiedziałem o tym wydarzeniu, więc tylko cudem wziąłem w nim udział. Znalazłem miejsce, czyli halę AWF-u, zaparkowałem brykę obok innych nielicznych, kupiłem archiwalny numer czasopisma, który rzucił mi się w oczy (był tam opis wyprawy do miejsca, które chcę odwiedzić), pokręciłem się i w porę zająłem miejsce.
Program gali zaczął się trochę wcześniej, bowiem przed uroczystością odbyły się warsztaty. Ja nie zdążyłem. Po godzinie 14 zostały wyświetlone trzy prezentacje z podróży. Pierwsza – wzdłuż zachodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych. Kuszące, ale samemu jednak bałbym się. Druga to opowieść pana Jacka Hermana-Iżyckiego o podróży sprzed 36 lat przez piaski Afryki. Bardzo mi się podobała. Kilka lat temu dałem się namówić na wróżbę i dowiedziałem się, że bodajże w obecnym roku wyruszę przez Czarny Ląd. Słaba wróżba, bo mój tegoroczny wakacyjny cel leży w Europie. A trzecia – rodzinna wyprawa przez Maroko i Europę. Nie sądziłem, że tak daleka podróż z półrocznym dzieckiem może być taka prosta. Przynajmniej na slajdach na taką wyglądała. W międzyczasie zostały wręczone nagrody w trzech kategoriach, a na koniec odbyło się losowanie nagród dla publiczności. Szkoda, że nie wziąłem ze sobą kuponu z ostatniego numeru magazynu. Mogłem jedynie cieszyć się szczęściem innych. Żałuję też, że nie miałem okazji porozmawiać ze wszystkimi laureatami, ponieważ wśród nich byli tacy, którzy odwiedzili cel mojej tegorocznej podróży. Mam nadzieję, że w przyszłym roku i ja znajdę się tam, gdzie dzisiaj stali laureaci. Doświadczenie w pisaniu mam, tylko więcej odwagi potrzebuję, bo „Rowertour” ma nakład 7 tys. egzemplarzy, a to znacząco przewyższa liczbę moich obecnych czytelników.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Pod Poznaniem, część 3

  98.57  04:40
Na dzisiaj nie miałem żadnego ciekawego planu. Temperatura poniżej zera nie zachęcała do dalekich podróży, więc wybrałem okolice Poznania. Wiatr był niezauważalny, więc mogłem pojechać w którąkolwiek stronę. Wybrałem drogę wojewódzką nr 306, bo jeszcze mnie na niej nie było.
Chciałem wyjechać z Poznania przez Kiekrz, ale się zamyśliłem i wjechałem na wojewódzką nr 307. Chodniki dla rowerów są w niektórych miejscach nieprzejezdne przez zalegający lód. Chyba najpierw musi dojść do tragedii zanim ktoś zmądrzeje i zaprzestanie wstawiać te durne zakazy i nakazy dla rowerów. Na dzisiaj prognozowane było duże zachmurzenie i przelotny śnieg. Trochę poprószyło, gdy wyjeżdżałem z miasta, ale kiedy zatrzymałem się na zdjęcie, było za późno. Cóż, zima się jeszcze nie skończyła, więc może będę miał okazję na ciekawe zdjęcia w zimowej scenerii.
Po pewnym czasie zdecydowałem się ominąć Buk, ale nie udało mi się. Nie miałem przed oczami mapy i źle skręciłem. Przynajmniej zagrzałem się w sklepie i zjadłem trochę zieleniny. W kierunku Mosiny złapał mnie zmierzch, bo się za mocno ociągałem. Wcześniej jednak na niebie pojawiało się od czasu do czasu słońce, więc zażyłem witaminy szczęścia. Szkoda że tego wiatru było tak niewiele, bo w niektórych miejscach aż umierałem od śmierdzących spalin. Spotkałem dzisiaj tylko jednego kolarza, który nawet mi pomachał. Rowerzystów w Poznaniu było wyjątkowo dużo, aczkolwiek połowa z nich świeciła oczami.
Jeszcze przypadkiem zarysowałem komuś auto, bo dwa barany zablokowały drogę dla rowerów. No co zrobić? Nie zmieściłem się. Zrobiłem na koniec rundkę rozjazdową i dojechałem do domu. Do cieplutkiego domu. Żaden tam zimny dworzec, telepiący pociąg, kolejna rozgrzewka, żeby dojechać z dworca do domu. Ach, miło jest tak szybko wrócić i odpocząć. Teraz będę robił takie wyprawy częściej. W tym sensie, że ograniczę podróżowanie pociągami czy spanie w hotelach. Czekają mnie oszczędności, bo tegoroczna wielka wyprawa pochłonie dużo kosztów, stąd też pomysł na pozyskanie sponsoringu. Zdradzę kolejny szczegół – będę leciał samolotem.

Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, setki i więcej, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek, Wielkopolski Park Narodowy

Po Poznaniu, część 21

  28.38  01:27
Za późno wstałem, aby pojechać gdzieś za miasto. Pomyślałem, żeby zajrzeć w kilka miejsc, ale pocałowałem jedynie klamki. Spróbuję w ciągu tygodnia, skoro w weekend jest tak słabo. Objechałem kawałek miasta, przemarzłem w dłonie i wróciłem z dobrym humorem do domu.
W tym tygodniu zacząłem na poważnie przygotowania do mojej życiowej wyprawy. Nadal nie zdradzę wielu szczegółów, ale planuję ją na przełomie czerwca i lipca, czyli tradycyjnie w okolicach moich urodzin. W pracy zgodzili się dać mi... miesięczny urlop. W końcu też zamówiłem sztywny widelec, dlatego w przeciągu dwóch tygodni moja bolączka stukania w rowerze powinna się wreszcie skończyć. Podobno zmieni się geometria roweru, więc będę miał czas na przyzwyczajenie się. Na obecnym napędzie przejechałem już 15 tys. km, więc do czerwca mam nadzieję wykręcić jeszcze kilka tysięcy, aby wyruszyć na w pełni sprawnym pojeździe. Rozglądam się też za trzecim kołem, całym ekwipunkiem i sponsorami. Mam więc ręce pełne roboty, ale satysfakcja z tej podróży będzie olbrzymia. Aha, ta wyprawa jest spełnieniem moich marzeń.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Po Poznaniu, część 20

  32.30  01:36
Zrobiło się ostatnio paskudnie na dworze. Wczoraj spojrzałem na mój łańcuch i nie było dobrze. Był cały pokryty rdzą. Na szczęście żadne ogniwo nie zespoliło się, ale i tak martwię się. Od kilku już lat myślę o rowerze do zadań specjalnych, jednak nie widzę go w najbliższej przyszłości. Może za kilka lat kupię sobie nowy, a obecny przeznaczę na trudne warunki.
Dzisiaj wyszedłem, żeby pojeździć odrobinę po czarnym asfalcie. Na mapie wypatrzyłem drogę, którą jeszcze nie jechałem. Ruszyłem w stronę Kiekrza, a potem wzdłuż jeziora na południe. Trafiłem na drogę krajową, choć byłem przekonany, że będzie to wojewódzka (wszystko przez ostatnią zmianę kolorystyki na osm.org). Nie czułem się tam bezpiecznie, ale nie miałem wyboru i jechałem za znakami do centrum. Trochę pobłądziłem przez brak drogowskazów na drogach dla rowerów. Pomogłem też pchać auto, bo komuś padło na skrzyżowaniu. Z rowerem nie ma tego problemu, żeby usunąć go z drogi w razie awarii.
W Parku Sołackim ścieżki są nieodśnieżone i oblodzone, więc lepiej go unikać. Co ciekawe Park Wodziczki już jest zadbany, więc jadąc z centrum do zachodniego klina zieleni można się nabrać na początkowo dobrze utrzymany stan chodników. Temperatura na przedmieściach -0,5 °C, a w centrum 0,5 °C. Włożyłem dzisiaj lżejsze rękawice i tak dziwnie się jechało po ponad tygodniu w rękawicach narciarskich.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Zimowa wyprawa

  123.39  07:02
Miałem wielkie plany na minione święta. Niestety coś mi zaszkodziło i musiałem ułożyć sobie wszystko inaczej. Wczoraj wróciłem z rodzinnych stron i dzisiaj mogłem wyruszyć w podróż. Daleko, rowerem i bez planu.
Pakowanie zajęło mi pół poranka. Potem jeszcze zmiana łańcucha i w drogę. Dzisiaj w końcu przyszedł przymrozek. W słońcu na bezchmurnym niebie 0 °C, ale w cieniu nawet -2 °C. Szkoda tylko, że wiało z południowego-wschodu. Nie chciałem jechać do Szczecina, bo miałem 5 dni wolnego. Wybrałem trudniejszy kierunek – północny-wschód. Wiatr mocno mi przeszkadzał. Na początek dałem się skusić drodze dla rowerów nad Wartą, którą zauważyłem podczas ostatniej wycieczki. Zwłaszcza że wzdłuż głównej ulicy strasznie śmierdziało spalinami. Ścieżka wygodna, bo nowa, a i zobaczyłem Poznań od innej strony. Gdy wyjeżdżałem z miasta, wszystkie sygnalizacje świetlne zostały wyłączone i na większości ślamazarnie zaczęła pojawiać się policja. Pobocza drogi do Gniezna są coraz bardziej zaśmiecone. W dodatku ruch był niespotykanie duży. Później zacząłem to tłumaczyć pogrzebem w Lednicy, ale nic się nie zmieniło, gdy minąłem zjazd do Pól Lednickich. Zatrzymałem się na Orlenie, żeby wypić kawę i napełnić termos herbatą, bo nie zdążyłem tego zrobić w domu. W międzyczasie zmieniłem rękawice rowerowe na narciarskie. Jakie one ciepłe! Miałem na sobie też zimowe buty, które kupiłem wiosną po przecenie. Wysoka cholewa nie była dobrym pomysłem, ale buty spisują się na medal. Założyłem też drugie spodnie, bo jedna warstwa nie dawała rady. Zima już nie jest mi straszna.
Nie mogłem trafić na czynny bar, a mijało coraz więcej czasu od mojego śniadania. Temperatura spadła do -5 °C, co odczułem na dłoniach, które przemarzły, mimo że siedziały w ciepłych rękawicach. Tłumaczyłem sobie, że to przez głód. Ostatecznie wylądowałem na kebabie w Gnieźnie. Zapadł zmierzch, gdy skończyłem jeść. Ze znaków drogowych wywnioskowałem, że czeka mnie długa droga. A jak jeszcze pomyślałem o wzmożonym ruchu, to odechciewało się wszystkiego. Spróbowałem najpierw lokalnymi drogami, a gdy dojechałem do krajówki, miałem dwa wyjścia – albo wjechać na nią, albo dalej lokalnymi. Jako że nie było ruchu, wybrałem krótszą trasę i pojechałem krajową piętnastką. Błąd, ponieważ ruch był, tylko wahadłowy. W dodatku brakowało pobocza. Świetnie. Szczęśliwie droga krajowa szybko mi poszła i dojechałem do Mogilna. Dalej mogłem dobrać się do dróg lokalnych. Ciut inaczej niż ostatnio, ponieważ chciałem dotrzeć jak najszybciej do Inowrocławia. Dalej nie dałbym rady. Za późno wyruszyłem. Trochę szkoda, że przyszedł mróz. Chciałem zobaczyć działające tężnie.
Kilka kilometrów od Inowrocławia zaczepili mnie panowie, zaciekawieni rowerzystą o tak późnej porze. Wtedy zorientowałem się, że jest po godz. 20, a ja jeszcze nie miałem noclegu. Moja średnia od kilku godzin wynosiła ok. 16 km/h. Nie wiem, czy to po świętach, czy przez zbyt małą ilość paliwa. Na pewno wiatr miał w tym swój udział. W mieście zrobiłem zakupy na kolację i zacząłem szukać czegokolwiek. Hostelów tutaj nie ma, a wszystkie hotele zaczynały się od trzech gwiazdek. Były też dziesiątki will, pensjonatów i dworków. Zatrzymałem się w czymś Księżycowym. Ciekawa nazwa, bo i właściciel niedaleko mieszka, więc mogłem o późnej godzinie dostać pokój. Prognoza pogody się zmieniła. Zapowiadają śnieg w Poznaniu. Nie będzie dobrze.
Kategoria Polska / kujawsko-pomorskie, kraje / Polska, z sakwami, Polska / wielkopolskie, setki i więcej, po zmroku i nocne, wyprawy / Zimowa 2015/2016, rowery / Trek

Złotów

  136.18  05:56
Mogłem być dzisiaj gdzieś nad morzem. Nie udało mi się wczoraj wstać rano, więc pozostało mi tylko pojechać z wiatrem na północ. Akurat kilka gmin wpadło mi w oko.
Po wyjściu z bloku stanąłem w psie odchody. Przeklinając w myślach, wjechałem do lasu komunalnego. Było dużo błota, więc wiedziałem, że dzisiaj muszę stronić od terenu. Na moście Lecha wciąż bałagan z brakiem prawidłowego oznakowania. Pojechałem przez Czerwonak/Koziegłowy i bardzo się zdziwiłem. Nie dość, że przebudowują nędzny chodnik dla pieszych i rowerów w coś przyzwoitego, to w dodatku połączą ze sobą dwa odcinki dróg rowerowych. Coś niesłychanego.
Droga do Murowanej Gośliny była dzisiaj pusta. Przynajmniej na północ prawie nikt nie jechał. Za to na południe korki aż miło. Do Białośliwia drogę miałem obeznaną, bo jechałem nią w sierpniu, tylko w przeciwnym kierunku. Dziury się nie zmieniły ani odrobinę.
Zmrok złapał mnie, gdy przekraczałem Wartę. Trafiły mi się niestety drogi w bardzo złym stanie. Po ciemku było to podwójnie niewygodne. Na szczęście szybko dojechałem do Krajenki. Ani razu nie spojrzałem na mapę, bo tak prostą dziś obrałem drogę, a ile znaków mnie prowadziło. Dlaczego na pewnych drogach jest aż przesyt znaków z kilometrażem, a na innych kilometrami nie można spotkać nawet jednego? Na stacji benzynowej w Krajence zasłyszałem, że ktoś nie zapłacił za paliwo. Takie rzeczy w cywilizowanym kraju. To nie do pomyślenia.
Do Złotowa było wygodnie. Później miasto przywitało mnie zakazem wjazdu rowerem oraz brakiem drogi dla rowerów. Jak się po czasie domyśliłem, drogi dla rowerów są tylko dla miejscowych, bo trzeba na pamięć znać ich położenie; znaków ciężko tu doświadczyć. Kolejny problem to olbrzymia liczba dróg jednokierunkowych. Bez nawigacji elektronicznej lub pełnej znajomości miasta nie da się tutaj poruszać. Jedno mi się spodobało – można trafić tutaj na bardzo dużą liczbę skrzyżowań równorzędnych. Ciekawe, jak się one sprawdzają. Ostatnimi czasy Poznań sukcesywnie wprowadza tak oznaczone skrzyżowania, więc będę mógł to sprawdzić na własnej skórze. Do domu wróciłem ostatnimi tego dnia połączeniami kolejowymi. Na torach mocno trzęsło.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, setki i więcej, Polska / wielkopolskie, dojazd pociągiem, rowery / Trek

Suchy w Koninie

  125.11  05:34
W nocy padało, dlatego chciałem wyeliminować dzisiaj wszelki teren. Miało być bezdeszczowo przez większość dnia, a silniejszy wiatr z zachodu zaproponował mi Konin. Niestety podróż na jeden dzień, ponieważ niedziela zapowiada się mokro.
Przez cały dzień temperatura utrzymywała się na tym samym poziomie – 4,9 °C z nieznacznymi odchyleniami. Tak jak tydzień temu, grzebałem się z wyjściem do samego południa. Wyjazd z Poznania zajął mi prawie półtorej godziny, z czego pół godziny poszło na czekanie na światłach. Na moście Lecha teoretycznie zamknęli drogę dla rowerów, ale jakiś idiota odsunął blokady, przez co myślałem, że można przejechać. Na szczęście niczego nie uszkodziłem. Zabłądziłem tylko dwa razy: pod zoo oraz na Kobylimpolu, a potem było z górki. Może nie dosłownie, ale tam gdzie jechałem prosto na wschód, pomagał mi wiatr. Dopiero gdy trzeba było jechać bardziej na południe, zaczynały się schody. Wiatr spowalniał i wychładzał. Wybrałem taką drogę, bo była jedyną sensowną, a nie chciałem jechać drogą krajową, bo to bez sensu. Zanudziłbym się.
Miłosław okazał się dzisiaj deszczowym miastem, bo zaczęło padać, gdy tam wjechałem i przestało, gdy wyjechałem. W międzyczasie zaczęło się ściemniać. W Pyzdrach zatrzymałem się na herbatę, aby przemyśleć dalszą drogę. Prowadziła ona na Golinę, a właściwie na Słupcę i po drodze odbijała do pierwszego miasta, ale w mojej głowie zrobiła się z tego Solina. Jak to mawiają, głodnemu chleb na myśli. Minąłem też Myślibórz, już trzeci w Polsce. Gdzieś jest jeszcze czwarty. Planowałem dojechać do Goliny i wsiąść w pociąg, ale ostatecznie nie zdążyłem, więc nie przerywałem mojego planu i pojechałem do samego Konina na kolejne połączenie. Tam wziąłem jak zwykle chińszczyznę na wynos i pojechałem do domu. Tym razem w pociągu było niewielu ludzi i mogłem usiąść.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, setki i więcej, Polska / wielkopolskie, dojazd pociągiem, rowery / Trek

W kierunku stolicy

  150.17  06:31
Koniec siedzenia. W ten weekend zapragnąłem pojechać gdzieś daleko. Najpierw myślałem o planie sprzed miesiąca – trawers przez Sudety. Wczoraj spojrzałem na prognozę pogody i stwierdziłem, że dużo lepiej będzie ruszyć do stolicy.
Wyjechałem późno, bo w południe. Przejechałem się przez las komunalny. Strasznie dużo w nim błota. Uznałem, że będzie lepiej trzymać się z dala od terenu. Najpierw dojechałem do Murowanej Gośliny przez Biedrusko, a potem skierowałem się na Rogoźno. Kolejny był Wągrowiec. Objechałem go po obwodnicy, bo nie miałem ochoty denerwować się na chodnikach dla rowerów. Obwodnica nie jest od nich wolna, jednak są o wiele lepsze. Dobrze, że mam nowe opony, bo krawężniki są tam niebezpieczne.
Zmierzch złapał mnie przed Kcynią, więc w Nakle nad Notecią zdecydowałem, że dojadę tylko do Sępólna Krajeńskiego. Chciałem dotrzeć do Tuchowa, może nawet dalej. Gdybym tylko wstał wcześniej i nie grzebał się z wyjściem.
Była godz. 21, gdy dojechałem do miasta. Plan był taki, aby wcześnie rano wyruszyć dalej, więc nie było mowy o kolejnych kilometrach. Niestety aplikacja Maps.me nie była pomocna. Nie wskazała żadnego noclegu. Zauważyłem za to reklamę hotelu. Mimo trzech gwiazdek skierowałem się w jego stronę. Nie zajechałem daleko, gdyż trafiłem na hotelik. Właściciel okazał się być rowerzystą, więc chwilę porozmawialiśmy i wymieniliśmy się doświadczeniem. Szkoda, że w moim pokoju nie było nagrzane. A opowieść dzisiaj krótka, bo drogi nudne. Mógłbym wiele napisać o kierowcach, jakie to barany. Znaczna większość z nich ma źle ustawione światła i oślepiają jadących z naprzeciwka. Już nie wspomnę o długich.
Kategoria Polska / kujawsko-pomorskie, kraje / Polska, po zmroku i nocne, setki i więcej, Polska / wielkopolskie, mikrowyprawa, rowery / Trek

Po Poznaniu, część 19

  18.59  00:57
Ostatnio nie mogę zebrać się na wycieczkę. Praca stała się męcząca i po całym tygodniu spędzam weekend na odpoczynku. Nawet jak już znalazł się mniej deszczowy dzień, to nie miałem ochoty na długą wyprawę. Dzisiaj wyjechałem od tak, żeby móc cokolwiek tutaj napisać.
Był wieczór, więc chciałem się tylko pokręcić po mieście. Za oknem choć mokro, nie padało. Zawróciłem do domu dopiero, gdy zaczęło kropić. Bateria w moim telefonie do nagrywania tras była na wyczerpaniu, więc ślad nagrałem moim drugim urządzeniem. Wyszło fatalnie. Temperatura niska, ale przymrozki minęły. Ostatnio było -4 °C. Nawet przyjemnie. Przypominam sobie zeszłoroczne wypady do miast wielkopolskich przy niskich temperaturach. Liczę na dobry początek grudnia, zwłaszcza że specjalnie kupiłem zimowe buty tuż po zeszłorocznym sezonie. Jeszcze muszę się rozejrzeć za rękawicami narciarskimi. Te są równie drogie. Trzeba było ich szukać wiosną. Teraz mnie coś naszło, gdy zobaczyłem połowę alejki sklepowej wypełnioną ciepłymi rękawicami.
W zeszłym tygodniu po raz pierwszy od roku przebiłem moje Continentale. Tak właściwie tylko jedną oponę – dwa razy. Wróciłem do domu i następnego dnia rano zmieniłem dętkę, bo znalazłem kawałek szkła w oponie. Z tyłu guma tak się zużyła, że w kilku miejscach pojawiła się pomarańczowa wkładka antyprzebiciowa. Na nieszczęście, gdy tylko wsiadłem na rower, usłyszałem dziwny, rytmiczny dźwięk. Sprawcą okazał się drugi odłamek szkła, który przebił nowo założoną dętkę. Zabawne, że powietrze schodziło tylko wtedy, gdy dziura stykała się z podłożem, więc pojechałem do pracy, zatrzymując się tylko dwa razy, żeby dodać trochę powietrza.
Chciałem wypróbować opony Continental Travel Contact, ale jedyny sklep z nimi był do końca tygodnia zamknięty. Pojechałem do mojego ulubionego serwisu i tam, mając do wyboru założyć po raz kolejny Continental Tour Ride oraz o połowę tańszy CST, wybrałem opcję drugą. Z ciekawości, ponieważ mają 5-milimetrową wkładkę antyprzebiciową i są wyjątkowo sztywne. W dodatku to 38C z agresywniejszym bieżnikiem (wcześniejsze to 35C, ale różnica i tak jest duża). Spodobały mi się. Montowało się je wyjątkowo ciężko. Nawet pomyślałem, że to model nie na moją obręcz, ale udało się. Na początek wpuściłem do nich zbyt mało powietrza, przez co sterowność była uciążliwa, ale nawet nie widać zbyt niskiego ciśnienia (kapcia). Dodałem powietrza i jechało się już lepiej. Jestem ciekaw, jak będzie w terenie. Jeszcze nie próbowałem, bo jest na to trochę za mokro.
Do swoich zakupów dorzuciłem też okładziny do hamulców, a także nową sztycę podsiodłową. Wciąż coś skrzypi, więc byłem przekonany, że to właśnie ona. Zmieniłem tym razem na sztywną i co? Przez kilka dni wydawało mi się, że jest dobrze, ale potem było jak dawniej. Przymierzam się do zmiany amortyzatora (on wciąż pozostaje głównym podejrzanym) na sztywny widelec i jakoś nie mogę się do tego zabrać. Przy okazji zauważyłem, że moja przednia obręcz nie jest w najlepszym stanie. To już chyba 30 tys., jak jej nie wymieniałem. Chcę taką samą, jak z tyłu. Tylko że mój serwis się ociąga ze sprowadzeniem tego egzemplarza. Napęd też szwankuje odkąd zużyłem jedną zębatkę w kasecie. Te rowery wcale nie są takie tanie w utrzymaniu. Jak to dobrze, że nie mam auta.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Rychwał

  144.84  05:54
Pobudka po godzinie 6 utwierdziła mnie w tym, jak kiepska pogoda jest za oknem. Silne stukanie w okno za sprawą deszczu nakazało wrócić do snu i nie przejmować się niczym. Nie przejmowałem się do tego stopnia, że na rower wyszedłem późnym przedpołudniem. Na zachód, z wiatrem; był bardzo porywisty. W końcu smog przeszedł, ale nie było mowy o kiszeniu się w Poznaniu. Jest tyle gmin do zaliczenia. Na dzisiaj wybrałem dwie pod Koninem.
Było ciepło, wręcz upalnie. Słońce na niebie przygrzewało tak, że temperatura maksymalna wyniosła 19 °C. Wziąłem lekką bluzę, ale po kilku kilometrach zamieniłem ją na wiatrówkę, a potem w ogóle zdjąłem wszystko, zostając w koszulce. Jechało się wyśmienicie. Powyżej 40 km/h bez większego oporu. Jedynie sił mógłbym mieć więcej, ale nie jestem sportowcem, więc nie tym razem. Praca za biurkiem wyniszcza organizm.
Wybrałem typową trasę do Środy Śląskiej, omijając wszelki teren. Pas rowerowy na ul. Topolskiej wciąż powiewa absurdem (chyba pisałem o nim, ale wspomnę, że znaki poziome są narysowane odwrotnie do kierunku jazdy). Potem na Miłosław. Zrobiłem kilka zdjęć na wpół gołych drzew. Przegapiłem jesień i będę teraz żałował, że nie odwiedziłem gór. Gdybym tylko nie zaspał tydzień lub dwa tygodnie temu.
Dojechałem do Pyzdr z odrobiną niespodziewanego terenu. Głupi maperzy. Złapał mnie też zmierzch. Potem wjechałem na zaplanowany teren, bo nie chciało mi się jechać kilka kilometrów dalej do asfaltu. Trafiłem na wygodną leśną drogę pożarową, choć nie mogłem się rozpędzić tak, jak na asfalcie. Gdy wydostałem się z Puszczy Pyzdrskiej (bo to przez nią jechałem w terenie), droga zrobiła się nudna. Niebo było czarne, choć gwiaździste.
Przejechałem przez Grodziec, Rychwał, ostatni teren, który był gorszy nić w Puszczy Noteckiej i dojechałem do dróg dla rowerów pod Koninem. Nie wiem, jak można zezwolić komuś, kto nie umie jeździć na rowerze, aby zaprojektował drogę rowerową. W Koninie też nie jest lepiej. Najgorsze jednak są światła. 5 minut oczekiwania, aby przedostać się przez węzeł drogowy, bo głupcy wpakowali mnie na trzy przejścia dla pieszych (a może to ja dałem się oszukać?). To miasto jest na równi z Poznaniem w precyzyjnym ignorowaniu zasad zrównoważonego transportu. W ogóle zapomniałbym dodać, że w Poznaniu budują jakąś nową galerię oraz wiadukt. Zdenerwowałem się, gdy nowa droga dla rowerów skończyła się na zaroślach. Mogli jakikolwiek znak postawić, żebym nie marnował czasu.
Po chwili błądzenia po Koninie dotarłem do dworca, kupiłem bilet, wziąłem chińszczyznę na wynos i pojechałem do domu. Było sporo ludzi, więc pozostało mi rozsiąść się na podłodze. Listopad zapowiada się bardzo deszczowo. Martwi mnie to. Nienawidzę jeździć poznańskimi tramwajami.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, setki i więcej, Polska / wielkopolskie, dojazd pociągiem, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery