Obudziły mnie słońce i deszcz. Całe szczęście przejściowy. Leniwie zebrałem się i przejechałem brzegiem jeziora. Wyjeżdżając z Powidza, widziałem pojazd wojskowy opuszczający bazę. Kawałek dalej uwagę zwracał znak ostrzegający o przejeździe jednostki. Maszyna wyglądała jak kamaz, a mając na uwadze liczbę wypadków i kolizji z udziałem Amerykanów, takie ostrzeżenie zaczyna mieć sens.
Miałem jechać przez Czerniejewo, ale coś mnie ciągnęło do Gniezna. Nie wiem tylko co, bo nawet nie dojechałem na Stare Miasto. Potem jeszcze zamieniłem Pobiedziska na Kostrzyn i końcówkę pokonałem po śladzie z wczoraj. Było strasznie gorąco, więc robiłem dużo przystanków, a mimo to wróciłem do domu wczesnym popołudniem. Pajęczyny latały dzisiaj wszędzie. Zrywałem je z twarzy niemal co chwilę.