Gdy wracałem z pracy, spodobała mi się pogoda. Słońce przedzierające się przez chmury przyjemnie grzało. Nie mogłem nie skorzystać z okazji. Ruszyłem na północ, aby dostać się do zachodniego klina zieleni. Niestety już po kilku kilometrach zacząłem odczuwać zimno. Jesień zbliża się dużymi krokami, sezon grzewczy już się zaczął, a do tego wraki poruszające się po polskich drogach były dzisiaj cierniem w oku. Przez ostatni miesiąc nie było tak źle, jak dzisiaj. Czasem nie mogłem oddychać, a gdy tylko widziałem kłęby spalin strzelające z rozpadających się rzęchów przede mną, od razu wstrzymywałem oddech.
Ulgę przyniósł dopiero klin zieleni. Było pusto i... zimno. Temperatura spadła o kilka kresek, a ja nie pomyślałem o zabraniu rękawiczek. Zacząłem przemarzać. Po wydostaniu się do miasta zrobiło się nieco cieplej, ale niestety wrócił miejski smród, który dusił mnie przez resztę wycieczki.