Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

Polska / wielkopolskie

Dystans całkowity:51913.57 km (w terenie 4524.34 km; 8.72%)
Czas w ruchu:2454:54
Średnia prędkość:21.09 km/h
Maksymalna prędkość:56.53 km/h
Suma podjazdów:218119 m
Maks. tętno maksymalne:165 (84 %)
Maks. tętno średnie:160 (81 %)
Suma kalorii:160092 kcal
Liczba aktywności:906
Średnio na aktywność:57.30 km i 2h 42m
Więcej statystyk

Kiedy jest pora na namiot?

  122.88  06:15
Na taką pogodę czekałem od dawna. Wiatr z północnego-zachodu wyciągnął mnie w kierunku Warty, miasta nad Wartą. Zapakowałem sakwy i popędziłem w kierunku słońca.
Z tymi sakwami nie było tak prosto. Po raz pierwszy założyłem na bagażnik zakupione niedawno Crosso. Trochę się nagimnastykowałem, ale zamontowałem je. Jestem zawiedziony, że mają taki krótki naciągacz dolnego haka. Ciężko je założyć, a jeszcze ciężej zdjąć.
Spotkałem wczoraj rowerzystę, gdy wracałem do domu. Zaintrygował mnie napis z datą oraz kilometrami na jego bagażniku. Pomyślałem, że to obcokrajowiec, ale nie – to Polak. Od 2006 roku podróżuje po Europie, zwiedził prawie wszystkie kraje poza Białorusią. Przebył ponad 120 tys. km, ale to nie dystans się dla niego liczy. Każdego dnia przejeżdża niewielkie odcinki, żeby niczego nie przegapić. Żyje z grania na instrumencie i bardzo mu zazdroszczę umiejętności. Gdyby ktoś go szukał, to na pewno ma dużą szansę w Hiszpanii, ponieważ planuje on tam kiedyś zamieszkać.
Jako pierwszy punkt dzisiejszej wyprawy obrałem kościół w Krzesinach, drugi w Polsce, obok świątyni Wang, kościół w stylu norweskim. Tyle razy przejeżdżałem obok i nawet nie wiedziałem, że on tak blisko stoi. Jedyny drewniany kościół w Poznaniu. Pomyśleć, że kiedyś robiłem zdjęcie każdemu napotkanemu kościołowi. Teraz nie zawsze mi się chce wyciągać aparat i budowla musi zwrócić moją uwagę, bo coraz częściej widzę zwyczajne kopie. Za dużo się naoglądałem.
Spotkałem dzisiaj kilku kolarzy, a właściwie samych buców. Dwie dziewczyny w Borówcu były tak rozgadane, że nie widziały korka, który się za nimi ciągnął. Potem minąłem je w Zaniemyślu, ale leciało z ich ust więcej bluzgów niż zrozumiałych słów. I ani jednej reakcji w moim kierunku. Co to się dzieje z tymi ludźmi?
W Kórniku przejechałem się nad nowe molo na jeziorze i pobawiłem się nowym aparatem. Potem była nuda. Zjadłem obiad w Nowym Mieście nad Wartą, trafiłem na znajome drogi. Moim kolejnym celem stała się droga przez las, którą przypadkiem oznaczyłem na mojej ściennej mapie Wielkopolski jako przebytą. Zaczynała się za Tarcami i nie było jej na mapie OpenStreetMap, więc na leśnych rozstajach dróg nie byłem pewny, czy zmierzam w dobrym kierunku. Dalej miałem przedostać się przez rzekę Prosnę w Choczy, ale wyliczyłem sobie, że nie uda mi się znaleźć noclegu. Znalazłem camping w Gołuchowie i tam też ruszyłem. Zachód słońca złapał mnie w Pleszewie, a do celu dotarłem chwilę po zapadnięciu zmroku. Gdy znalazłem miejsce, facet za bramą oznajmił, że camping jest zamknięty i nie kwapił się, aby mi pomóc, bo podobno o pierwszej w nocy ktoś tam przyjedzie, żeby zamknąć wszystko na klucz. Po co w ogóle stróż w zamkniętym obiekcie? Byłem zły i zacząłem rozglądać się za miejscem na obóz. W lesie próżno go szukać, więc wyjechałem na ubocze w nadziei na kawałek łąki. Dojrzałem stertę bel prasowanej słomy i schroniłem się za nią, aby nie było mnie widać od drogi. Rozbicie namiotu trochę mi zajęło, tak samo zdjęcie sakw z bagażnika, ale rozłożyłem się, zjadłem kolację i poszedłem spać.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, pod namiotem, setki i więcej, terenowe, Polska / wielkopolskie, z sakwami, rowery / Trek

Po Poznaniu, część 22

  43.92  02:19
Po naszej ostatniej wygranej nie spoczęliśmy na laurach. Rozwijamy nasz produkt, aby mógł zostać użyty przez zespoły w innych organizacjach. Z tego powodu dzisiaj nie miałem dużo czasu na jazdę, a jednak udało mi się nawet zobaczyć efektowny zachód słońca.
Od pewnego czasu (tj. od kilku lat) chodzi za mną aparat. Dzisiaj postanowiłem rozejrzeć się po sklepach, aby wypróbować różne modele, czy aby dobrze leżą w ręku. Pojechałem więc w kierunku Lubonia, bo w Komornikach był interesujący mnie sklep. Ponieważ nie znalazłem tam tego, czego szukałem, to ruszyłem na Franowo. Po drodze, w Górczynie, trafiłem na beznadziejny układ dróg dla rowerów (gdyby chociaż były tam jakieś znaki drogowe) i chwilę pobłądziłem po okolicy. Potem podczas powrotu z Franowa miałem niespodziankę w postaci zablokowanej drogi dla rowerów i braku oznakowanego objazdu. Poznań to złe miejsce dla rowerzystów, zwłaszcza gdy podpatruję działania np. w Krakowie i widzę tę przepaść.

Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Pod Poznaniem, część 5

  52.05  02:33
Po pracy skierowałem się na Tarnowo Podgórne dla paru dodatkowych kilometrów. Już połowa miesiąca, a mnie tak mało nosi. Mam nadzieję, że ten rok się dopiero rozkręca.
Ruszyłem najpierw wzdłuż Bukowskiej, aby mniej uczęszczanymi, choć bardziej zużytymi drogami dojechać do Tarnowa. Potem do Rokietnicy i przez poznański zachodni klin zieleni do domu. Spotkałem strasznie dużo baranów bez świateł oraz trzy cioty stwarzające zagrożenie w ruchu drogowym poprzez używanie silnych świateł skierowanych w oczy innych uczestników ruchu. Naprawdę tak się boją, że ktoś ich nie zauważy? Byłoby lepiej, gdyby zostali w domu, bo kiedyś zginą przez swoją bezmyślność.
Na początku tygodnia, jak co dzień, zaparkowałem rower pod galerią handlową, ale wyjątkowo nie chciało mi się zabrać osprzętu ze sobą. Pół godziny później nie miałem licznika. Ochrona na monitoringu mnie olała. Nie chcieli nawet spojrzeć na nagranie, czy może sprawca nie porzucił licznika gdzieś w pobliżu. Co za tępych leni tam zatrudniają. Zabawne, że byłem w sklepie sportowym i przy okazji przeglądałem liczniki rowerowe. Nie pierwszy raz zostałem okradziony i wiem, jak uciążliwe jest zgłaszanie kradzieży na policji, więc po prostu wróciłem, by kupić nowy. Padło na najtańszy, który choć trochę dorównywał Crivitowi – Sigmę 1200. Nie jestem zadowolony, bo liczba braków jest wprost proporcjonalna do ceny. Crivit, kilkakrotnie tańszy, był dużo lepszy. W Sigmie brakuje temperatury minimalnej i maksymalnej, podświetlenia ekranu, możliwości wyłączenia zbędnych funkcji, do tego czas jazdy wyłącza się po kilku sekundach od zatrzymania roweru, a programowanie licznika jest bardzo niewygodne, bo do wciśnięcia przycisku zmiany ustawień trzeba użyć ostrego przedmiotu. Być może ten licznik ma jeden plus, ale nie miałem jeszcze okazji tego sprawdzić – wodoodporność. Gdy styki Crivita były wystawione na ciężkie warunki pogodowe, po pewnym czasie dochodziło do zwarcia i zatrzymania naliczania kilometrów (trzeba było wytrzeć podstawkę do sucha). Ciekawe, jak to jest w Sigmie.
Nie pamiętam, czy się ostatnio żaliłem, ale zajechałem już trzy środkowe zębatki w mojej siedmiorzędowej kasecie. Stąd też od ciągłego przerzucania o cztery biegi nadwyrężyłem sobie kciuk. Może manetki nie są bez winy, bo prawa ciężko wrzuca na największe zębatki, a regulacja niewiele daje. Nie chcę teraz wydawać pieniędzy na kolejne naprawy, choć zastanawiam się, czy nie wybrać osobno manetek i osobno klamek, bo w tej chwili mam klamkomanetki Shimano ST-EF51, a zużycie tych elementów odbywa się w różnym tempie. Wydaje mi się, że w mieście wystarczyłby mi rower z dwoma biegami. No, może trzema. Ciekawe, czy udałoby mi się złożyć coś takiego. Z przodu blat 36-zębowy, z tyłu 13-18-24. I do tego waga choć o połowę niższa niż moje obecne 17 kg, czy tam ile on teraz waży.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, terenowe, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Zagubiony w Zielonce

  63.55  03:21
Kiedy ja ostatnio byłem w Zielonce? Nie pamiętam, ale nie był to też mój dzisiejszy cel. Miałem zaliczać gminy, ale później jakoś mi się to źle zaczęło kalkulować, więc rzuciłem okiem na mapę na ścianie i wypatrzyłem dzisiejszy cel. Przynajmniej ten pierwotny.
Ruszyłem zwyczajowo do Koziegłów. Na Bałtyckiej i Gdyńskiej wciąż jest poligon doświadczalny. Oznakowanie znikome, nawierzchnia dziurawa jak po przebudowie kanalizacji, a wszak przebudowują tylko dwie ulice. Ciekawią mnie konstrukcje tuż przy stacji Poznań Karolin. Czyżby ktoś miał w planach wiadukt? Z newsa sprzed trzech lat wynika, że mają być aż 3, ale gdzie je wcisną?
Wjechałem do Zielonki, jak zwykle w Kicinie. Zobaczyłem kilka przewróconych ambon myśliwskich. Krew mi się zaczęła gotować, ale gdy zacząłem spotykać setki powalonych drzew, zacząłem się domyślać, że winny jest wiatr i pozostanę przy tym przekonaniu, że to nicpoń wiatr, a nie rodak.
Niestety źle pojechałem i trafiłem do Tuczna, mijając po drodze większą imprezę rowerową w Ludwikowie. Źle się ubrałem na tę wycieczkę i zacząłem wyczerpywać mój limit tolerancji wobec zimna. Zdecydowałem, że jednak wracam do domu. Pojechałem do serca puszczy, aby stamtąd przez Murowaną Goślinę i Biedrusko wrócić do Poznania. Już lepiej się czułem podczas zimowej wyprawy. Chyba to przez ten wiatr (syberyjski?).
Kategoria kraje / Polska, Puszcza Zielonka, terenowe, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Propsy

  37.56  02:00
Postanowiłem wybrać się po pracy na wycieczkę. Ostatnio tak rzadko to robię. Nie mogę znaleźć przyczyny mojego braku chęci do wypraw. Mam nadzieję, że to tylko dlatego, że znudziła mi się okolica, a nie że bierze mnie jakaś cholera.
Nie miałem planu, więc jechałem przed siebie. Rano na trawnikach była cienka warstwa śniegu, ale do wieczora zdążyło to stopnieć i porobić kałuże. Nie chciałem jechać po błocie, więc gdy dojechałem do zachodniego klina zieleni, to starałem się wybierać asfalt. Nie udało się, bo wciągnąłem się w leśną ścieżkę. Dosyć suchą, więc tyle dobrego. Nad jeziorem Rusałka próbowałem zrobić jakieś zdjęcie, póki zmrok nie zabrał wszystkich widoków, ale coś mi telefon szwankuje, bo nie wyszło tak ładnie, jak chciałem. Potem ruszyłem dalej na zachód. Wszystko się tak zmieniło, bo zrobili wycinkę drzew i ledwo się orientowałem w terenie. Przy okazji rozwalili drogę, więc nie widząc, gdzie błoto się kończy, pojechałem w innym kierunku, a potem to w ogóle zacząłem okrążać Rusałkę. Jakoś tak mi się jazda spodobała, że wyjechałem na miasto i zacząłem krążyć głównie po drogach osiedlowych, nie zawsze trafiając odpowiednio.
Miałem w głowie zrobienie pierścienia w granicach miasta, jednak nie chciałem zabłądzić, więc skierowałem się bliżej centrum, potem jakoś na drugą stronę Warty, za rondo Środka, które przerywa ciągłość drogi dla rowerów i trzeba kombinować (nie lubię tamtego komunistycznego przejścia podziemnego, więc zwykle nadrabiam kilometrów), aż dojechałem pod muzeum Brama Poznania, żeby dalej podążyć nową drogą dla rowerów na północ. Nawet nie wiem, jak się ten skrawek ziemi nazywa, ale cieszę się, że go rewitalizują. Z drugiej strony mogliby spojrzeć też na ulice, które wymagają przebudowy lub dodania dróg dla rowerów. Codziennie do pracy dojeżdżam po zakorkowanych ulicach i muszę wjeżdżać na chodniki, żeby bezpiecznie i szybko dostać się do biura.
W zeszłym tygodniu kupiłem amortyzowany widelec. W weekend cudem go zamontowałem, ale i tak nie jestem zadowolony ze szczeliny między koroną widelca i sterami. Sama jazda to niebo w porównaniu z widelcem sztywnym czy starym amorem (który de facto zachowywał się jak sztywny). Teraz mi brakuje amortyzacji pod rzycią.
Słowem wyjaśnienia tytułu. W weekend, ponad 2 tygodnie temu, wraz z kilkunastoma osobami z firmy wziąłem udział w największym na świecie hakatonie (inaczej maraton programistyczny) i wygraliśmy to. Nasz projekt, Propsy, powstał jako narzędzie do monitorowania umiejętności zespołu i umożliwiania samorozwoju. Sama wygrana umożliwi mi realizację miesięcznej wyprawy przez Islandię.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Pętla: Poznań – Obrzycko – Rogoźno

  140.24  07:03
Niedzielny poranek upływał szybko, ale spiąłem się, wzrokiem obwiodłem kilkakrotnie mapę w poszukiwaniu nieznanych dróg i pojechałem. Miał to być przyjemny dzień ze zwyczajną podpoznańską pętlą.
W drodze do Szamotuł zaczepiłem o zachodni klin zieleni i tym samym odrobinę terenu. W Kiekrzu skończyli remont drogi, tworząc niby-drogę dla pieszych i rowerów. Typowe niedbalstwo polskiego projektanta-nieuka, którego wiedza zatrzymała się gdzieś na epoce PRL-u. Wysokie krawężniki, frezowana kostka Bauma, brak przejazdów dla rowerów czy znaki postawione w losowych miejscach to typowe błędy takich „inżynierów”. Całe szczęście, że po ostatniej nowelizacji prawa o ruchu drogowym zostało to wyjaśnione, że rowerzysta nie ma obowiązku poruszać się po współdzielonej drodze dla pieszych i rowerów. A niech no mi któryś zwróci uwagę.
Potem bez rewelacji przez Szamotuły, Obrzycko i Puszczę Notecką (ale wyjątkowo po asfalcie) w kierunku Rogoźna. Kombinowanie mi za bardzo nie wyszło, bo wiatr wiał z północnego-wschodu, więc ten ostatni odcinek był cięższy. Tuż przed Rogoźnem na krajowej jedenastce wciąż straszy głupota polskiej myśli inżynierii drogowej. Zakaz wjazdu rowerem, a droga dla rowerów oddalona od szosy głębokim i brudnym rowem. W dodatku kawałek dalej, na moście, zerwali połowę nawierzchni i ustanowili ruch wahadłowy. Co z rowerzystami? Oczywiście mieli ich w najciemniejszym miejscu. Przedostałem się w chwili, gdy obie strony miały czerwone światło. Patrząc na to, co się tam dzieje, nawet nie przechodzi mi przez głowę myśl, że może pojawić się tam szerszy chodnik (wcześniej było zwężenie – aż pół metra).
Zostało mi 40 km do domu. Zaczął zapadać zmierzch. Temperatura rano wynosiła 5 °C, potem w słońcu nawet dochodziło do 10 °C, ale wieczorem spadło do 0. Na szczęście walkę z wiatrem miałem za sobą, więc spokojnie dojechałem do domu, zahaczając o kilka osiedli. Droga dla rowerów na moście Lecha wciąż jest w teorii zamknięta. Ile to się jeszcze będzie ciągnąć? Drugą Kaponierę tam budują?
Wczoraj wybrałem się do Wrocławia na Międzynarodowe Targi Turystyczne. Szukałem pomysłu na majówkę. Co roku odwiedzam naszych południowych sąsiadów, ale może tym razem mój wzrok skieruję bardziej na zachód, na Czechy. Teraz zorientowałem się, że nie widziałem mojego roweru od piątku. Przerwałem prawie dwumiesięczny cykl codziennej jazdy.
Po ostatnim fikołku skręcanie rowerem przestało być przyjemne, bo zacząłem zahaczać butem o przednie koło, a w zeszłym tygodniu to nawet połamałem nowiuśki błotnik. Tym sposobem zraziłem się do sztywnego widelca i już zamówiłem amortyzator Santoura. Mam ogromną nadzieję, że będzie mi służył dużo dłużej niż poprzedni. Z pewnością zacznę dbać o jego konserwację.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Puszcza Notecka, setki i więcej, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Grunt to się trzymać

  54.78  02:58
Chciałem jakąś setkę, ale wyszła wycieczka z niespodzianką. W dodatku zima wraca. Albo nie zima, bo wczoraj była silna mgła. (Czy może mgła występuje też w ujemnej temperaturze? Kompletnie się nie znam).
Plan był taki, aby lasami pojechać na południe do Śremu, potem drogami, których nie znam do Czempinia i z powrotem do domu. Skierowałem się na początek na drugą stronę Warty, aby potem wrócić przez Starołękę na Dębinę. Gdy próbowałem zrobić to ostatnim razem, spotkałem się z blokadą przejścia. Po kilku miesiącach przebudowano cały most. Były nawet głosy poparcia dla budowy drogi dla pieszych i rowerów, ale na nowiusieńkim moście zmieścili tylko wąziutki chodnik. Chociaż i tak ledwo widoczna tabliczka obok wejścia ostrzega o ciągłych pracach i zakazie wstępu, co ignorują wszyscy – fizycznej blokady wszak nie ma.
Skoro już udało mi się dostać do Dębiny, to pocisnąłem starymi, nielubianymi chodnikami do Lubonia, aby wjechać tam, gdzie mnie dawno nie było – w teren i to do Wielkopolskiego Parku Narodowego. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio tyle w terenie jeździłem, a w parku narodowym to mnie już rok nie było. Niestety nie cieszyłem się długo, bo w pewnym momencie przednie koło zablokowało się, a ja przeleciałem przez kierownicę. Wylądowałem nawet dobrze, bo tylko jedno miejsce sobie stłukłem. Na nieszczęście było nim kolano. To zdecydowało o odwrocie. Naprawiłem uszkodzenia w rowerze (ale do tej pory nie wiem, jak to się stało, że koło stanęło jak wryte) i ruszyłem dalej, żeby wyjechać z terenu i przez Puszczykowo wrócić do Poznania. Coś mi jednak nie pasowało. Wciąż miałem wrażenie, że zmieniła się geometria roweru, bo kierownica jakoś inaczej się zachowywała podczas skrętów. Obawiam się, że mogłem wygiąć widelec. Zdjęcie roweru zrobiłem po, więc nie mam żadnego porównania z tym, jak widelec wyglądał wcześniej.
Kategoria kraje / Polska, terenowe, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek, Wielkopolski Park Narodowy

Niewierz

  107.59  05:18
Południowy wiatr nie dawał mi dużego wyboru. Wybrałem zachód, jako że najłatwiej tamtędy wydostać się z Poznania. Nie miałem szczególnego planu. Na mapie spojrzałem, gdzie moje koło jeszcze nie stanęło i wybrałem Pniewy oraz powrót przez Lwówek.
Planowałem dzisiaj pójść na Festiwal Na Szage, jednak zmieniłem zdanie. Chciałem się tam wybrać tylko dla dwóch interesujących mnie prezentacji, jednak znalazłem ich szczegółowy opis w internecie i rozmyśliłem się. Przeczytam je w przerwie na kawę. Zaoszczędziłem trochę pieniędzy, bo wstęp jest płatny, no i obawiałem się, że po prezentacjach mogło mi się nie chcieć jechać gdzieś dalej.
Nie miałem ochoty wjeżdżać na drogę krajową, więc do Tarnowa Podgórnego skierowałem się drogami o małym natężeniu ruchu. W Kiekrzu zatrzymał mnie pociąg, więc w oczekiwaniu na otwarcie rogatek pojechałem do lasu komunalnego. Wytelepało mną na kamieniach, ale taki tam spokój, i ptaki słychać. Wiosnę czuć.
W Tarnowie wjechałem na krajówkę. Było pobocze – szerokie i w miarę czyste. Do tego znaczna większość ruchu kierowała się na Poznań. Myślałem, że w weekend się raczej ucieka z miasta, a nie przeciwnie. Ostatecznie nie dojechałem do Pniew. Zrezygnowałem na 12 km przed miastem, kierując się na Buk. Chociaż i on był zagrożony, ale przekonałem siebie, że odpuszczenie sobie jednego celu jest wystarczające i dojechałem do końca. W międzyczasie zaliczyłem Niewierz, bo pomyliły mi się ronda na mapie i zorientowałem się, że jadę do Lwówka dopiero po kilku kilometrach. Na drodze wojewódzkiej do Poznania znaczny ruch biegł w przeciwnym kierunku. Może taka pora, że już wracali? Do Poznania dojechałem zmęczony, ale przed zmrokiem. Jeszcze trochę i będę wychodził z pracy bez włączania świateł. Szkoda tylko, że kondycja mi spadła.
W tym tygodniu przyszła do mnie paczka z częściami zamiennymi do napędu oraz sakwami. Zdecydowałem się na Crosso. Jeszcze ich nie testowałem, ale zaufam testom innych rowerzystów. Zamówiłem też worek Dry Bag. Teraz się z siebie śmieję, że mam nieprzemakalny śpiwór. Nie wiedziałem, że 80-litrowy będzie taki duży, a rozważałem też największą wersję. Strasznie wolno mi idą przygotowania. Zaczynam się wahać.
Kategoria Polska / wielkopolskie, setki i więcej, kraje / Polska, rowery / Trek

Pod Poznaniem, część 4

  47.14  02:16
Prognoza pogody się zmieniła, więc nie chciało mi się wstawać wcześnie z łóżka. Przedpołudnie spędziłem na grzebaniu przy rowerze. Przy okazji założyłem kawałek dętki na spodnią część sterów, aby osłonić łożysko. Podobno są tylko dwa sposoby: dętka lub neopren. Wybrałem najtańszą opcję (wszak mam mnóstwo dziurawych dętek), choć najtrudniejszą do zamontowania. Potem pojechałem do serwisu.
Skróciłem rurę sterową oraz kupiłem nowe błotniki. Stary błotnik nie pasował do nowego widelca, a w tym mizernym serwisie nie sprzedają części zamiennych i już nie chciało mi się latać po mieście za dwoma kawałkami drutu. Potem zrobiłem jazdę testową.
Nie miałem dużo czasu na kręcenie, bo przed wieczorem prognozowany był deszcz. Ruszyłem na miasto, żeby przejechać się drogą nad brzegiem Warty. Od dwóch lat mnie to korciło, aż w końcu się udało. Przy okazji zobaczyłem prawie stuletnie schody w Parku Szelągowskim, niegdyś największym parku Poznania. Później chciałem dotrzeć do centrum drogą z drugiej strony rzeki, ale na skrzyżowaniu zatrzymałem się i zastanowiłem, co też ciekawego się dzieje na Gdyńskiej. Pojechałem i rozczarowałem się. Nowa droga dla rowerów wciąż nie powstała, a ze starej zaczęli zdzierać kostkę. Jedno szczęście, że wkrótce wyłożą tam asfalt, czyli jest nadzieja, że będzie można tamtędy wygodnie jechać. Tylko dokąd? Droga za przejazdem kolejowym jest w fatalnym stanie. Do tego wąsko i liczba aut horrendalna, więc dzisiaj aż uciekłem do centrum Koziegłów. Tam po drogach osiedlowych (niektórymi miejscami widoki całkiem niezłe) wróciłem na główną. O dziwo wszystkie auta zaczęły zmierzać na południe. Tam chyba jest tak zawsze. W drodze uśmiechnęła się do mnie rowerzystka, której kiwnąłem głową. Jak strasznie mało widuję kolarzy ostatnimi czasy. Co to się dzieje w tak dużym mieście?
Dojeżdżając do Biedruska, rzuciłem okiem na drogę terenową do Poznania. Jezioro na drodze zdecydowanie odradzało wjazd, więc bez namysłu pojechałem dalej. Myślałem o dodatkowych kilometrach przez poligon, ale obawiałem się wiatru, który dzisiaj był wyjątkowo silny oraz deszczu, przed którym chciałem zdążyć do domu. W Poznaniu żadnej niepogody nie wyczuwałem, więc zrobiłem jeszcze przejażdżkę przez Morasko, potem na szybkie zakupy, jeszcze jedno okrążenie wokół osiedla i byłem w domu.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Mam sztywny

  36.78  01:40
Prognoza pogody grozi deszczowym weekendem, dlatego dzisiaj rano zamiast na siłownię, skierowałem się na przejażdżkę pod miastem. Miałem 2 godzinki przed pracą, więc zamiast typowych 5,1 km, zrobiłem trochę więcej.
Zastosowałem bardzo podłą technikę niczym pospolity brukowiec. Chciałem zwrócić uwagę na mój nowy, sztywny widelec, który w końcu wpadł mi w ręce. Zamontowałem go wczoraj samemu, bo w serwisie woleli składać rowery z nowej kolekcji zamiast obsłużyć klienta, i dzisiaj był pierwszy test. Z początku nie odczułem wielkiej różnicy, bo mój amortyzator od pewnego czasu był zapieczony, więc przyzwyczaiłem się do wibracji. Geometria się mocno nie zmieniła. Przód roweru siadł 5–10 cm, przez co zsuwałem się z siodełka, ale żadnego zwiększenia agresywności jazdy (o czym ostrzegali mnie w sklepie rowerowym) nie wyczułem. Dopiero po kilku kilometrach, gdy ochłonąłem z uciechy nowym nabytkiem, odczułem dyskomfort. Wjechałem na drogę dla rowerów z kostki Bauma i zacząłem się zastanawiać, czy nie popełniłem błędu. Sztywny widelec nie absorbuje tych drobnych wibracji tak dobrze, jak mój stary amortyzator. Poznań to prymitywne miasto, w którym znaczna większość dróg dla rowerów nie jest wygodna, a barbarzyńskie prawo niestety nakazuje poruszać się po tych wertepach. Wraz ze sztywnym widelcem moja niechęć do tego miasta może tylko urosnąć. Bardzo mnie to niepokoi.
Zdecydowałem się na zamontowanie sztywnego widelca, aby usunąć problem stukania podczas jazdy. Byłem przekonany, że jest to spowodowane rozklekotanym amortyzatorem, jednak myliłem się. Było bez zmian. Wciąż jest jednak nadzieja. Podczas grzebania przy rowerze zauważyłem, że łożyska są bardzo luźne, a po skręceniu całości występuje duży luz na sterach. Z drugiej strony może to być spowodowane tym, że rura sterowa jest za długa i nie mam zamontowanego grzybka, który ten luz wyeliminowałby. Muszę najpierw skrócić rurę, ale może pora wymienić łożyska? Przy okazji wyciągania roweru z piwnicy, prawie wypadł mi on z ręki, bo tak mocno przesunął się środek ciężkości. Przedni bagażnik większej różnicy nie zrobi, ale sakwy, którymi obłożę rower podczas najbliższej wycieczki testowej, już tak.
Rano w mieście były straszne korki. Straciłem przez nie dużo czasu i musiałem skrócić swoją wycieczkę. Może uda mi się częściej wybierać na takie przejażdżki. Tylko dokąd, skoro w Poznaniu marnuję tyle czasu i humoru?

Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery