Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

Polska / wielkopolskie

Dystans całkowity:51913.57 km (w terenie 4524.34 km; 8.72%)
Czas w ruchu:2454:54
Średnia prędkość:21.09 km/h
Maksymalna prędkość:56.53 km/h
Suma podjazdów:218119 m
Maks. tętno maksymalne:165 (84 %)
Maks. tętno średnie:160 (81 %)
Suma kalorii:160092 kcal
Liczba aktywności:906
Średnio na aktywność:57.30 km i 2h 42m
Więcej statystyk

Wycieczka nr 500

  43.76  02:06
Ale ten czas leci. Minęło 4,5 roku odkąd kupiłem nowy rower i wyruszyłem na wyprawę. Co prawda nie pierwszą, bo jeszcze mając składanego Rometa wybierałem się na kilkunastokilometrowe wyprawy do miejsc, które odwiedziłem kiedyś podczas pieszych wycieczek. Nigdy jednak nie zapuściłem się w nieznane (przynajmniej na rowerze), aż do 4 stycznia 2012. Dzisiaj pojechałem i to zrelacjonowałem po raz pięćsetny.
W tydzień po powrocie z urlopu dopadło mnie przeziębienie. Podejrzanych mam dwóch – nadmiar pracy, który mógł osłabić moją odporność oraz klimatyzację, która została uruchomiona po moim powrocie. W klimatyzowanych pomieszczeniach pracowałem podczas moich wakacji w Krakowie, więc to chyba jednak praca mnie wykończyła. Dzisiaj jeszcze mam lekki katar i wciąż męczy mnie kaszel, ale jest zdecydowanie lepiej niż 2–3 tygodnie temu, bo zwykła jazda do pracy kończyła się bólem gardła, więc pracowałem głównie z domu. Tym samym nawet długi weekend majowy (ten drugi) spędziłem bez roweru.
Dzisiaj chciałem pojechać tylko do sklepu sportowego, ale skoro już uruchomiłem Garmina, to czemu miałem jeździć tak krótko? Wyjechałem w kierunku Szczepankowa i pomknąłem nieznanymi drogami. Przez Kobylepole dojechałem do lasów komunalnych i wyjechałem przy Jeziorze Maltańskim. Wydaje mi się, że po raz pierwszy jechałem tamtą drogą, ale zjeździłem Poznań tak bardzo, że już nie pamiętam, gdzie mnie nie było. Wydłużyłem sobie dystans, jadąc jeszcze na Morasko. Kolejne inwestycje. Poznań się mocno buduje. Ostatnio zauważyłem kilka nowych dróg dla rowerów. Coś niebywałego. W tym mieście inwestycje rowerowe?
Tuż po powrocie z majówki oddałem rower na przegląd i wymianę napędu. Pięknie chodzi, ale stukanie jak było, tak wciąż jest obecne. Może powinienem kupić sobie nowy rower, żeby zaoszczędzić na nerwach? Ale to chyba po powrocie z Islandii. Przygotowania pełną parą, bo zostały raptem 2 tygodnie. Mam już przednie sakwy, czekam jednak na bagażnik, żeby móc je zamocować. Wymieniłem gripy oraz rogi na Ergon GP4 i jeździ się bardzo wygodnie, choć ciężko się było przyzwyczaić do innego chwytu. Szukam też torby na kierownicę, ale takiej, abym nie musiał demontować lemondki. Do wymiany jest jeszcze tylna opona, bo nie chciałbym przykrych niespodzianek. Wciąż nie mam pomysłu na źródło energii, bo pewnie będę rzadko zatrzymywał się blisko cywilizacji. Na pewno jeszcze o czymś zapomniałem.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Lasek Marceliński

  39.54  01:57
Dzisiejsza wycieczka jest tak właściwie zaległą z poniedziałku i wtorku, bo ilekroć nie próbowałbym, to i tak nie udaje mi się wyjść w porę z pracy. Dzisiaj też późno się wygramoliłem, przez co nie zdążyłem dostać się do sklepu po odbiór przesyłki, ale mimo wszystko wyszedł nie najgorszy dystans.
Pomyślałem, żeby pojechać gdzieś na zachód, bo wiało z północy. Po drodze wpadłem do sklepu rowerowego, żeby zapytać o uchwyt do mojej zabawki, bo wciąż wożę ją w kieszeni. Nie mieli i nie wiedzą gdzie takie cudo można dostać. Cóż, będę szukał dalej, aczkolwiek chciałbym przed majówką mieć skompletowane to, czego potrzebuję.
Zawiedziony chciałem pokręcić się po mieście, ale znalazłem drogę, po której jeszcze nie jechałem, jednak po znakach zobaczyłem, że jest ślepa. Ślady pokierowały mnie więc w inne miejsce – na leśne drogi. Przyszło mi do głowy, że może to być las Marceliński i to był strzał w dziesiątkę, bo tam też trafiłem. Jest on dużo większy od lasu obok mojego osiedla. Dodatkowo mnogość ścieżek i nawet szlak rowerowy sprawiły, że zadaję sobie pytanie: dlaczego dopiero teraz tam trafiłem?
Długo się nie nacieszyłem, bo z chmur, które sunęły się po niebie od dobrych kilkudziesięciu minut, zaczął siąpić deszcz. Ale co tam – pomyślałem sobie – nie przerwę frajdy, póki nie leje. Zjeździłem więc las w te i wewte, aż trzeba było wracać. Deszcz ustał, a ja zamiast wracać do domu, pojechałem dalej na zachód. Nie chciało mi się wracać po własnym śladzie, więc skierowałem się na Przeźmierowo. Potem z braku pojęcia gdzie się znajdowałem, pojechałem drogą krajową. Zaliczyłem jeszcze przejażdżkę po zachodnim klinie zieleni i wróciłem do domu. Mam nadzieję, że moja kondycja da radę w czasie majówki. Dzisiaj ledwo dawałem radę przy wyższym tempie. Gdyby tak to wszystko rzucić i wyjechać w nieznane.
Kategoria terenowe, Polska / wielkopolskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Po Poznaniu, część 25

  31.77  01:43
Miałem dzisiaj wyjść na rower z rana, ale wyszedłem po południu. Wyszedłem mimo wiszących chmur oraz tego, że przez kilka godzin widziałem deszcz za oknem. Ale już nie padało, więc pomyślałem, że może więcej nie będzie.
Za tydzień jest majówka i w końcu odpocznę. Mam już dość pracy dzień w dzień. 9 dni wolnego powinno wystarczyć. A jeśli nie, to za 2 miesiące bez dwóch dni będę miał cały miesiąc na mentalne oderwanie się od świata pracy. Liczę na szczerą przygodę, bo planu nadal nie mam. A skoro mowa o majówce, to pojechałem na dworzec, aby kupić bilet i nie czekać z tym do ostatniej chwili. Dokąd się wybiorę? Po części niespodzianka, a po części sam jeszcze nie wiem. Na pewno zabiorę namiot i kilka koron.
Potem pojechałem w miasto, przed siebie, aż znalazłem się na nieznanych drogach. Wpadłem na pomysł, aby dostać się nad Wartę – tak od strony, na której jeszcze nie byłem. Drogami osiedlowymi, kilkoma pustymi chodnikami i parą schodów udało mi się trafić na właściwe miejsce. Wpierw pomyślałem, że niegdyś wejście do parku było płatne, a to za sprawą zapuszczonych stróżówek, ale objazd terenu wyjaśnił sprawę i nakierował na inny trop – tereny rekreacyjne, na których znajduje się między innymi boisko do piłki plażowej. Wzdłuż tej części wału nadwarciańskiego ciągnie się droga dla pieszych i rowerów, aczkolwiek ząb czasu zdążył ją nadwyrężyć. Zbadałem jej oba końce i posunąłem dalej, odnajdując się tuż przy moście Królowej Jadwigi. Za kolejnym mostem skręciłem na tereny Politechniki Poznańskiej, po których studenci chyba poruszają się rowerami, bo takie to ogromne. Drogą dla rowerów donikąd dojechałem do ronda, potem zaryzykowałem wjazd na ścieżkę w kierunku buszu i znalazłem się na kolejnym fragmencie drogi dla rowerów. Dlaczego nie można zrobić normalnej drogi, tylko powstają takie odcineczki niczym linia przerywana?
Pojechałem nową drogą aż do Nadolnika, a że nie chciało mi się czekać na światłach, to zacząłem wracać do domu południową częścią mostu Lecha. Gdy ślamazarne pleciugi nie zważały na innych uczestników ruchu, ominąłem je, skręcając na drogę, którą nazywają Wartostradą, choć jest ona niedostępna dla ruchu innego niż pieszy lub rowerowy w porównaniu do popularnej warszawskiej Wisłostrady. Czarne chmury kłębiły się na niebie i uznałem, że pora wracać do domu. Tuż za Cytadelą zaczęło kropić, więc przyspieszyłem jazdę, aby szybko dojechać do sklepu i schronić się przed deszczem. Wyszedł z tego całkiem rześki prysznic. A jak pachniało po deszczu. Oby do majówki się wypadało.

Kategoria Polska / wielkopolskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Niedoszła ósemka w zachodnim klinie

  26.58  01:18
Myślałem, że wyjdzie piękna cyfra, ale zapomniałem, że jeziora Rusałka i Strzeszyńskie są tak mocno od siebie oddalone. Wyszła więc wycieczka w terenie.
Planowałem dzisiaj wyjść wcześnie z pracy i pojechać gdzieś na północny-zachód. Pod wiatr, a potem – wymordowany i z pomocą – do domu. Niezbyt mi się to udało i wyskoczyłem tylko na chwilę. Może i dobrze, bo wiało bezlitośnie. W poniedziałek jechałem do zmierzchu w koszulce, a dzisiaj od początku opatulony w kurtce.
Ludzi nie było za dużo, ale to chyba normalne w środku tygodnia. Nie wiedzieć czemu znalazło się kilku dziwaków, którzy oślepiali jeszcze za dnia. Szczęście, że nie spotkałem tych oryginałów nocą. Jak można im uprzykrzyć życie? Musiałbym kupić jakąś ultrawydajną lampę ksenonową i błyskać im przed tymi tępymi ślepiami, aby zrozumieli, jak wielki błąd popełniają oślepiając innych.
Po wyjechaniu z użytku ekologicznego (zabawne, że w pewnym miejscu jechałem przez środek lasu, mając użytek ekologiczny po prawej, a po lewej było co – nieużytek?) trafiłem na drogi, na których nigdy mnie nie było. Szybko się jednak odnalazłem i wróciłem do domu; po raz kolejny zanim niebo stało się czarne.

Kategoria kraje / Polska, terenowe, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

W Zielonce na szlaku Dużego Pierścienia Rowerowego

  52.70  02:32
Wreszcie pojawiło się okienko w deszczowych dniach, więc mogłem się gdzieś wybrać. No dobra, okienko zaczęło się wczoraj po południu, ale byłem zbyt leniwy, żeby gdziekolwiek wyruszyć. Dlatego dzisiaj chciałem to odrobić i pojechałem tam, gdzie mi się nie udało dwa tygodnie temu – do Zielonki.
Z Poznania wyjechałem jedyną możliwą drogą, czyli przez wielki plac budowy, na którym Gdyńska dostanie prawie prawdziwą drogę dla rowerów oraz 3 wiadukty – jeden nad torami, drugi dojazdowy do elektrociepłowni i trzeci prawdopodobnie dla pieszych, bo jakiś taki mały jest. Dwa z tych wiaduktów są zrobione z brzydkich prefabrykatów jakby z blachy falistej, choć z drugiej strony, graficiarze nie będą mieć powierzchni do niszczenia.
Drogi w puszczy były pokryte kałużami, ale na szczęście błoto nie przeszkadzało, więc rower wyszedł z tego cało. Widziałem wiele zamalowanych znakowań szlaków rowerowych. Oby to był szybki remont i nie będą się lenić z domalowaniem rowerów. Chociaż szlak Dużego Pierścienia Rowerowego ma czarny rower na granatowym tle (ktokolwiek uznał to za czytelną kombinację) i nietrudno go pomylić z jakimkolwiek innym szlakiem.
Dojechałem do serca puszczy Zielonki, czyli do Zielonki i zobaczyłem piękną scenerię „płonącego” lasu kontrastującego się z granatowo-błękitnym niebem i odbitego w spokojnej tafli jeziora... Zielonka? W każdym razie widok był piękny, ale mój telefon zrezygnował z uwiecznienia tego widoku na zdjęciu ze względu na zbyt niski poziom naładowania baterii. Posiedziałem więc chwilę, aby się nacieszyć widokiem i pojechałem dalej.
Nie minęło zbyt wiele czasu, gdy wyjechałem z lasów i ujrzałem widok jeszcze piękniejszy, który opisałbym jako rozżarzoną pracownię Hefajstosa w czasie kucia mieczy dla Aresa. Ale ze mnie wierszokleta. Jeszcze nigdy nie widziałem tak pięknego zachodu słońca i jakże żałowałem, że nie mogłem uwiecznić takiego widoku.
Do domu wróciłem zanim niebo zdążyło poczernieć. Może następnym razem uda mi się przejechać cały ten szlak.
Wpadło mi ostatnio kilka ciuchów w ręce. Od Endury. Dzisiaj przetestowałem wkładkę z serii 500. Z początku czułem olbrzymią różnicę w porównaniu z wkładkami z Decathlonu, ale może był to efekt placebo. Po powrocie do domu wydawało mi się jakbym miał odparzenia, chociaż temperatura dzisiaj nie była zbyt wysoka. Trzeba się rozejrzeć za czymś innym, bo latem nie wytrzymam z tak grzejącą pieluchą.

Kategoria kraje / Polska, Puszcza Zielonka, terenowe, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Kórnik

  74.32  03:45
Chociaż miało padać, chociaż nie miałem ochoty, to zabrałem aparat i pojechałem, gdzie oczy poniosły. Tak właściwie miałem pojechać tylko do sklepu na Franowie, ale wyszła z tego dłuższa przejażdżka.
Nie spodziewałem się tego, ale z mojego okna widać pięknie ukwiecone drzewa, które wyglądają jak dostrzeżona przeze mnie ostatnio wiśnia. To już obsesja na punkcie sakury, bo jak długo tam mieszkam, nigdy nie zwróciłem uwagi na te drzewa. Mimo wszystko z bananem na ustach posunąłem na południe.
Od kilku lat miałem na oku urządzenia Garmina. Nadszedł dzień, aby zafundować sobie własną zabawkę. Wybór padł na model z serii eTrex. Nie zwróciłem uwagi, że w zestawie była mapa Europy zachodniej, przez co mapę Polski musiałem sobie zapewnić sam. To jednak nic trudnego ze względu na popularność tego producenta. Skorzystałem z generatora map OpenStreetMap. Przydałoby się trochę poprawić odznaczanie map do pobrania, ale pobieranie całych map państw to bułka z masłem. Trzeba mieć jedynie cierpliwość, bo strasznie długo to trwa (w przeciwieństwie do map zamawianych na e-maila, ale tutaj też trzeba czekać, aż się wygenerują). Oby wybór urządzenia był strzałem w dziesiątkę.
Skoro dostałem to, czego chciałem, to nie było sensu wracać od razu do domu. Po co, skoro można wybrać się za miasto? Skierowałem się na Kórnik, jadąc trochę po nieznanych drogach. W Kórniku pokręciłem się po ścieżkach nad jeziorem, a potem pomyślałem, aby odwiedzić arboretum, ale brak słońca mnie zniechęcił. Jeszcze tam wrócę, z aparatem i odrobiną nadziei na ładne zdjęcia.
W stronę Poznania chciałem, jak zwykle, pojechać innymi drogami, ale znałem tylko tamtą jedną – przez Mościenicę. Trzeba było poszukać nowej. Trafiłem na coś wzdłuż ekspresówki. Słaba trasa, a do tego szybko się skończyła. Trafiłem do Borówca i dalej już z zamkniętymi oczami do domu.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Sakura no ki

  46.11  02:07
Zaledwie kilometr od mojego biura rośnie piękna sakura. Ta japońska odmiana wiśni już od wieków zachwyca swym kolorem i zapachem miliony osób. Choć wspomniane drzewa mijałem od dwóch lat, to dopiero wczoraj przyciągnęły mnie swoim zapachem. Dzisiaj chciałem się podzielić szczęściem z innymi.
Tak naprawdę nie znam się na roślinach i nie mam pojęcia, czy jest to odmiana wiśni japońskiej i czy w ogóle jest to wiśnia, ale i tak jej widok wywołał we mnie tęsknotę za Japonią. Odwiedziłem ten kraj w zeszłym roku. Moja pierwsza podróż samolotem (przynajmniej będę miał łatwiej w czasie podróży latem na Islandię). Rozważałem wtedy zabranie roweru, ale Japonię najlepiej zwiedza się pieszo. A dla upartego i rower można wypożyczyć za przystępną cenę. Chciałbym kiedyś tam wrócić, ale tak na kilka lat. A może wcześniej zacznę włóczyć się po świecie?
Wybrałem się do Zielonki. Byłem tam niedawno, jednak nie miałem innego pomysłu. Ciepło wyciągnęło ludzi z domów i od kilku dni jest coraz tłoczniej na ulicach. Niestety są to bezmyślni ludzie, którzy blokują sobie nawzajem drogę i powoli muszę zacząć się rozglądać za lepszą trasą do pracy i do domu – z dala od dróg dla rowerów, bo na nich robi się coraz mniej bezpiecznie.
Dzisiaj wybrałem się po raz pierwszy tego roku w spodenkach. Do tego koszulka i wiatr we włosach (serio, muszę je obciąć). Jechało się świetnie, a do tego na liczniku same wysokie liczby. Jeno w Poznaniu trzeba było zwolnić, bo ludzi jak mrówek. Będąc w puszczy, pomyślałem o starych śmieciach i ruszyłem do Wierzonki, a potem do Poznania. Coś mi jednak nie pasowało – najwidoczniej tak dawno tamtędy jechałem, że zapomniałem o jakimś skrzyżowaniu i ostatecznie wylądowałem w złym miejscu, bo na starej krajowej piątce. Gdy wjeżdżałem do Poznania, zaczynało zmierzchać, a na drogach dla rowerów pojawiali się kretyni oślepiający pieszych i rowerzystów. I znów krew się gotuje, choć kiedyś byłem takim spokojnym człowiekiem.
W weekend uznałem, że mam dość problemów z telefonem do nagrywania tras, więc wyczyściłem mu pamięć i znów zaczął działać. Pojawił się inny problem, bo ze sklepu z aplikacjami zniknęły dwie apki, z których korzystałem, czyli Traseo oraz Moje trasy na Androida. Zniknięcie tej drugiej, wydanej przez Google, było dla mnie wielkim rozczarowaniem. Jedna z najlepszych aplikacji do nagrywania tras. Brak kopii wymusił na mnie znalezienie alternatywy. Przetestowałem kilka zamienników i jak do tej pory najlepszym jest GPS Logger, aczkolwiek bardzo mi się nie podoba jego sposób oszczędzania baterii. Wyłącza i włącza GPS co 3 sekundy. Nie wydaje mi się, aby to było jakieś optymalne rozwiązanie. Co w wypadku, gdy nie będzie mógł odnaleźć sygnału? Trzeba by powrócić do pomysłu napisania własnej aplikacji.
Sakura no ki, czyli drzewo wiśniowe. Coś mi się widzi, że będę koło niego przejeżdżał codziennie.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Puszcza Zielonka, terenowe, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Po Poznaniu, część 24

  29.10  01:26
Choć dzisiaj niedziela, to miałem trochę pracy. Nadal spędzam czas nad rozwojem naszego zwycięskiego projektu i dzisiaj nie miałem za dużo czasu na wycieczkę. Wybrałem się z aparatem i myślą o uchwyceniu ładnego widoku.
Aż do Kiekrza nie było nic ciekawego, zwykły asfalt i typowe poznańskie drogi dla rowerów. Potem w sumie podobnie. Nawet ludzi nie było za dużo. Przemoczyłem sobie buty, gdy robiłem jedno ze zdjęć przy Jeziorze Strzeszyńskim, a Rusałka mnie jak zwykle nie zawiodła, bo zachodzące słońce pięknie się komponowało nad wodą. Gdy jednak chowałem aparat, na taflę wypłynęły dwa łabędzie. Nie chciały zbytnio pozować, ale i tak jestem zadowolony z jeszcze lepszego ujęcia. Ostatnio mam szczęście widzieć zwierzęta w parach. Mam nadzieję, że żaden potop się nie szykuje.
Kategoria kraje / Polska, terenowe, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Po Poznaniu, część 23

  22.73  01:31
Po wczorajszym późnym powrocie do domu spałem bardzo długo. Nie chciałem jednak marnować czasu, więc zabrałem aparat i ruszyłem do miasta, żeby pobawić się w fotografa.
Początkowo planowałem wybrać się do trzech lokalizacji: Cytadeli, Rynku oraz plaży nad Wartą. Ostatecznie zjeździłem pierwsze miejsce, w drugim znalazłem się tylko przejazdem, a z plaży pozostało tylko wypróbowanie drogi dla pieszych i rowerów, która ciekawiła mnie od kilku miesięcy. Nie postarałem się dzisiaj, a i na zdjęciach nie uchwyciłem niczego, co by mnie zadowoliło. Może następnym razem będzie lepiej.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Warta warta wyprawy

  239.69  13:12
Skoro plan był, to czemu by go nie wykonać? Warta czekała na mnie, a ja nie po to spędziłem noc na dziko, żeby tak sobie zawrócić. Spakowałem manatki i pojechałem dalej, znów w stronę słońca.
Tej nocy nie spędziłem najlepiej. Kawał drogi za Poznaniem zorientowałem się, że nie zabrałem materaca. Miałem nikłą nadzieję, że uda mi się pożyczyć karimatę na kempingu, ale ponieważ wylądowałem na szczerym polu, to nie było co szukać wygód. Wsunąłem się w nowy śpiwór marki Fjord Nansen o temperaturze komfortu 1 °C i poczułem, że jest mi strasznie ciepło. Martwiłem się, że przez to nie zasnę, ale problem się rozwiązał po jakiejś godzinie, bo zacząłem odczuwać zimno. Ubrania, które rozłożyłem pod śpiworem dały odrobinę izolacji, ale i tak mną telepało. Wydawało mi się, że nie spałem tej nocy. Rano jednak opaska Xiaomi Mi Band, której używam od pół roku do monitorowania snu pokazała, że spałem 10 godzin (nie wiem tylko, czy uwzględniła zmianę czasu), ale z kilkoma przebudzeniami. Teraz będę o tyle mądry, że sprawię sobie karimatę, aby się tak nie męczyć. Nie znam jedynie temperatury, jaka panowała w nocy, bo mój nowy licznik nie umie zapamiętać skrajnych wartości.
Spakowałem się, choć wszystko było pokryte rosą oraz ziemią, na której się rozbiłem (nie udało mi się trafić na łąkę). Pojechałem do zamku Czartoryskich, bo zauważyłem go wczoraj na mapie. Zakaz jazdy rowerem po parku okalającym zabytek trochę mnie zniechęcił, więc przespacerowałem się tylko chwilę i poszukałem ławki, aby zjeść śniadanie. Wyznaczyłem drogę do Warty i pojechałem. Wzdłuż krajowej dwunastki drogi dla rowerów ciągną się niemiłosiernie. W Kaliszu zatrzymałem się tylko na kawę i podczas przeprawy przez rzekę wpadłem w pułapkę tamtejszych inżynierów. Przy drodze stoi zakaz wjazdu rowerem, obok ciągnie się jakaś droga dla rowerów, która kończy się na rzece. Na most wjechać się da, ale po starej, nieprzystosowanej do ruchu rowerowego (serpentyna na „kilkanaście” zakrętów) pochylni. Po drugiej stronie musiałem po czymś podobnym (jeszcze więcej zakrętów) zjechać. To jeszcze nic, bo dalej jest kolejna rzeka i tam droga dla rowerów też kończy się na korycie rzecznym. Trzeba wciągnąć rower na kolejny most, ale tym razem... po schodach. Dla wprawy trzeba go jeszcze znieść. Dalej było ciut lepiej. Gdy się wydostałem z podłych dróg (czyt.: dziur) dla rowerów, do Opatówka pojechałem po szerokim poboczu. Za miastem już nie było tak dobrze, ale na szczęście ruch dzisiaj nie przytłaczał.
Do miasta Warty dojechałem po południu. Późno, ale udało się. Chciałem wybrać się nad rzekę Wartę, jednak dopiero teraz zorientowałem się, że to kilka dodatkowych kilometrów. Zrezygnowałem z tego pomysłu i pojechałem – w końcu z wiatrem – w kierunku domu.
Zachód słońca złapał mnie za Stawiszynem, ale znów – puste drogi pozwalały mi jechać środkiem, więc położyłem się na lemondce i od czasu do czasu zerkałem na lusterko, czy coś nie jedzie. Aha, bo kilka tygodni temu zamontowałem na kasku lusterko Zéfal Z-Eye. Na początku trudno było się do niego przyzwyczaić, ale jest bardzo przydatne (no chyba że ghost rider wyjedzie na ulicę nocą). Do tego ludzie stają się bardziej ciekawscy.
Początkowy plan przekroczenia Prosny w Choczy znów zmieniłem i pojechałem do samych Gizałek. Dalej Żerków, Nowe Miasto. Na krajowej 11 był większy ruch, dlatego jak najszybciej z niej zjechałem. Niestety na źle oznaczone drogi, które miały być z asfaltu, a były drogami polnymi. W Środzie Wielkopolskiej chciałem napić się herbaty, ale nie mieli gorącej wody. Przegryzłem coś i wychodząc ze sklepu, zauważyłem, że właśnie go zamknęli, a ja byłem ostatnim klientem. Pierwszy raz trafiłem na Orlen, który nie jest czynny całą dobę. A może powodem jest poniedziałek wielkanocny? Nie ma to jak święta w podróży.
Miałem już niedaleko do domu, ale w połowie drogi, jaka mi pozostała ze Środy, zmienił się wiatr – na przeciwny. A myślałem, że będę pierwszy. Nie było jednak najgorzej i w domu zameldowałem się gdzieś o godz. 2 czasu letniego. Bateria w telefonie wyczerpała się po cichu przed centrum w Poznaniu, ale dorysowałem ślad, żeby jak zawsze mieć wszystko udokumentowane. Może kiedyś uda mi się zrealizować plan stworzenia mapy wszystkich moich śladów. Ciekawe, jak by to wyglądało.
Ach, takiej wycieczki właśnie było mi potrzeba.
Kategoria Polska / łódzkie, kraje / Polska, po zmroku i nocne, pod namiotem, setki i więcej, terenowe, Polska / wielkopolskie, z sakwami, rowery / Trek, dojazd pociągiem

Kategorie

Archiwum

Moje rowery