Z rozsądku spędziłem półtora tygodnia w domu. Kilka dni temu zauważyłem przez okno parę drzew wiśni i zatęskniłem za Japonią. W weekend spodziewałem się dużo ludzi, więc nawet nie wystawiałem nosa na zewnątrz. Dzisiaj nie wytrzymałem, bo obawiałem się, że drzewa zdążą zgubić kwiat – czy to przez ostatnie przymrozki, czy po prostu przekwitłyby.
Drzewa wiśni okazały się stać na podwórzach, więc nie mogłem ich sfotografować. Pojechałem w zamian do parku Szachty. Poza grupami ludzi, których było zatrważająco dużo, trafiłem na kwitnące drzewa mirabelek i pewnie paru innych śliw. Zrobiłem szybki objazd i wróciłem do domu, żeby nie ryzykować.