Prognoza pogody w połowie tygodnia zapowiadała deszczowy weekend. Dzisiaj było bardziej optymistycznie, więc ruszyłem się na chwilę. Wiało z południa, więc tam też się skierowałem, aby mieć w miarę lekki powrót.
Pojechałem do Mosiny. W Puszczykowie przejazd kolejowy był zamknięty, więc przejechałem przez centrum. Drogi dla kaskaderów nic się nie zmieniły. No, może poza tym, że na paru skrzyżowaniach usunięto przejazdy rowerowe i teraz nie wiadomo, czy łamać przepisy, jeżdżąc po przejściach dla pieszych, czy traktować drogę jako niebiegnącą w moim kierunku i poruszać się po ulicy. (Chociaż już widzę ignorantów, którzy trąbią na rowerzystów).
W Mosinie skręciłem na Stęszew. Po drodze wjechałem do Łodzi. Chyba już po raz trzeci. Wydaje się, że nie uległa zmianom, ale widziałem tylko jej kawałek, więc kto wie.
Na trzy wioski przed Poznaniem zaczęło kropić. Zanim jednak wjechałem do miasta – przestało. Zdążyłem wyschnąć przed powrotem do domu.