Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

za granicą

Dystans całkowity:51584.50 km (w terenie 1323.85 km; 2.57%)
Czas w ruchu:3093:25
Średnia prędkość:16.68 km/h
Maksymalna prędkość:72.10 km/h
Suma podjazdów:444607 m
Maks. tętno maksymalne:130 (66 %)
Maks. tętno średnie:150 (76 %)
Suma kalorii:23072 kcal
Liczba aktywności:689
Średnio na aktywność:74.87 km i 4h 29m
Więcej statystyk

Wzdłuż rzek

  45.62  03:06
Planowałem jechać na północ, ale doświadczony z ostatniej wiosennej wyprawy, zdecydowałem się zmienić plany i kontynuować od południa. Zaskoczył mnie przyjemny chłód spowodowany zachmurzeniem. Jechało się bardzo dobrze, choć na mojej mapie nie znalazł się żaden punkt do odwiedzenia. Pozostała więc spontaniczność. Widziałem dużo drzew wiśni, przejechałem wzdłuż kilku rzek, ruch był zaskakująco mały. Po południu temperatura nieco obniżyła się, a niebo bardziej pociemniało, ale dojechałem do celu suchy. Ponownie hotel kapsułowy. Trafiłem do miasta, gdzie trudno znaleźć napisy po angielsku czy użytkowników tego języka. O pomoc w znalezieniu parkingu rowerowego poprosiłem policjanta, bo taką pełnią tu funkcję.
Kategoria za granicą, Japonia / Kanagawa, Japonia / Tōkyō, rowery / Fuji, wyprawy / Japonia wiosną 2023, z sakwami, kraje / Japonia

Odprawa

  45.06  03:06
Odprawiam się z metropolii, choć zajmie to pewnie kilka dni. Dzień zaczął się upalnie. Ruszyłem wzdłuż rzeki, podziwiając nieliczne drzewa wiśni, które zakwitły nieco wcześniej. Zobaczyłem kilka interesujących mnie miejsc, pod pałacem cesarskim było mnóstwo policji, a jeden nawet zwrócił mi uwagę, że nie można fotografować ze względów bezpieczeństwa. Dziwne to, bo wystarczyło zrobić zdjęcie z tłumu po drugiej stronie ulicy i nikt nawet nie zauważyłby.
Zajrzałem jeszcze pod wieżę tokijską i ruszyłem na zachód. Zahaczyłem o świątynię z figurkami szczęścia w kształcie kotów, a po drodze jeszcze zauważyłem, że będę przejeżdżał obok muzeum studia Ghibli, więc skoczyłem tam na chwilę. Robi się za gorąco, a to dopiero marzec.
Kategoria za granicą, z sakwami, wyprawy / Japonia wiosną 2023, rowery / Fuji, kraje / Japonia, Japonia / Tōkyō

Przeprawa

  98.78  06:09
W kafejce internetowej nie było łóżka ani nawet futonu. Cała podłoga była materacem – niestety bardzo twardym. Nie udało mi się wyspać. Przynajmniej zrobiło się słonecznie, choć chłodny wiatr nie dawał się ogrzać.
Ruszyłem do Kamakury. Miałem na liście dawną rezydencję markiza Kachō Hironobu. Niestety tylko ogród w stylu europejskim był otwarty. Potem podkusiło mnie, żeby wjechać do centrum Kamakury. Korkom nie było końca, a chodniki były pełne ludzi. Zatoka gościła setki amatorów wodnych sportów.
Przejechałem kawałek drogi wzdłuż wybrzeża, aby ominąć strome podjazdy. Widziałem pociągi jadące środkiem ulicy niczym tramwaje. Potem był horror. Rak zwany metropolią, przez którą musiałem się przeprawić. Ciągłe światła, korki, przejścia nad ulicą zamiast zebr, szaleni taksówkarze zatrzymujący się na środkowym pasie, by odebrać klienta (lewy pas jest przeznaczony do parkowania i dla rowerzystów, więc mało kto nim jeździ). Czasem dało się przecisnąć między barierkami i autami, czasem po prostu jechałem chodnikami dla rowerów. Było sporo podjazdów. Trafiłem nawet na krótki odcinek spacerowy wzdłuż rzeki, to choć chwilę odetchnąłem. Minąłem kilka rzek obsadzonych sakurą, które przygotowane zostały do obchodów okresu kwitnienia wiśni, choć do pełnego rozwinięcia kwiatów potrzeba jeszcze kilku dni.
Wielokrotnie zabłądziłem lub zboczyłem z obranej drogi, ale przy tak olbrzymiej siatce ulic można przebierać do woli. Zobaczyłem kilka miejsc, które zaplanowałem. W parku Ueno trafiłem na sakurę w pełnym rozkwicie. Tak samo w kilku innych miejscach, więc pewnie znalazłem się w cieplejszym obszarze. Dojechałem do hotelu, gdzie znowu trafiłem na piętro dla palących, ale właścicielka mówiła po angielsku, więc zmiana pokoju była prostsza. Wyszedłem jeszcze na spacer po dzielnicy Asakusa, by przy okazji zjeść sushi. Odrobinę podrożało, ale nadal jest taniej i smaczniej niż w Polsce.
Kategoria za granicą, z sakwami, wyprawy / Japonia wiosną 2023, rowery / Fuji, po zmroku i nocne, kraje / Japonia, Japonia / Tōkyō, Japonia / Kanagawa, góry i dużo podjazdów

Zatoka Tokijska

  42.81  02:27
Lało całą noc. Dopiero gdy ruszałem, opad zmalał, a na chwilę nawet przestał, choć towarzyszył mi do końca wycieczki. Zejście z góry, na której znajdował się hostel, też nie było proste, bo droga zamieniła się w glinianą maź, która pokryła opony i buty grubą warstwą. Nieważne, ile razy nie czyściłbym roweru, to i tak glina wyłaziła z jakichś zakamarków i chlapała na wszystko. Nawet deszcz nie dawał rady jej usuwać.
Kupiłem sobie parasolkę, żeby robić jakieś zdjęcia aparatem, ale zacinało tak nieprzyjemnie, że nawet nie chciało mi się stawać. Przynajmniej wiatr przez większość czasu był martwy, choć końcówkę zapewnił mi przeszywająco chłodną.
Dojechałem do przeprawy promowej. W biletomacie nie było opcji roweru, więc musiałem skorzystać z okienka. Oczywiście znajomość japońskiego była wymagana. Na obiad kupiłem sobie rybnego burgera – z użyciem biletomatu, a jak! Na promie było podobnie do promów norweskich, tylko obsługa sama przywiązała rower i zabezpieczyła go na wszystkie sposoby.
Dopłynąłem do prefektury Kanagawa. Zaskakująco noclegi w ten weekend były zarezerwowane do ostatniej sztuki. Musiałem zatrzymać się w kafejce internetowej. Te w Japonii oferują boksy z siedziskami, a niektóre także prywatne pokoje z miejscem do leżenia. Przestrzeni jest niewiele. Za późno się zorientowałem, że dostałem pokój dla palących, ale na szczęście – z pomocą innego gościa, który znał angielski – udało się zamienić, choć nowe lokum było o połowę mniejsze.
Wjechałem do nieprzyjaznej części Japonii. Chciałem zostawić na chwilę rower, by zameldować się w kafejce, ale wyskoczyli Japończycy, że nie można. Wiele stref większych miast jest zamknięta dla rowerów, choć na o wiele większe auta blokujące przejazd jakoś nikt nie narzeka. Zrobiło się zbiegowisko i znalazł się ktoś z działającym telefonem, bo mój akurat dziwnym trafem odmówił współpracy. Udało mi się przetłumaczyć to, co chciałem zrobić od początku, czyli zostawić rower na 5 minut, a potem go przeparkować. Parking znalazłem dopiero przy stacji kolejowej. 50 jenów za godzinę. Jutro będę jeden obiad w plecy. A telefon nie wiem, co zrobił, ale wymagał twardego resetu, by znów współpracować.
Miałem cały wieczór wolny, więc wsiadłem do pociągu i ruszyłem do Yokohamy, gdzie chciałem zobaczyć chińską dzielnicę nocą, bo za dnia już ją widziałem. Dużo ludzi. Zrobiłem kilka fotek i wystarczyło ze mnie. Nawet przestało padać, więc jest nadzieja na pogodną niedzielę.
Kategoria za granicą, z sakwami, wyprawy / Japonia wiosną 2023, rowery / Fuji, kraje / Japonia, Japonia / Kanagawa, Japonia / Chiba

Wybrzeżem i górami

  117.90  06:49
Było pełne zachmurzenie z prognozą przelotnych opadów. Słońce tylko na chwilę przedarło się przez chmury. Wiatr zmienił się i pchał mnie przez cały poranek. I dobrze, bo nie wyobrażałem sobie jechać inaczej, taki był silny.
Wróciłem się kawałek, by zajrzeć do marketu z owocami morza. Potem wjechałem na krajowy szlak wzdłuż Pacyfiku. Koszmarny, jak każdy chodnik dla rowerów. Japończycy nie wiedzą, co to wygoda podczas podróży.
Dotarłem do gór. Tam pierwszym punktem było cmentarzysko pociągów, a właściwie użycie nieużywanych już lokomotyw do celów rozrywkowych. W wybranych wagonach były galerie zdjęć, punkty gastronomiczne, sklepiki i inne. Wagony przegapiły kilka lat malowania, ruda dobiera się do wielu elementów, ale atrakcja dla fanów lokomocji jest. Trochę pogawędziłem z przemiłą starszą panią, która obsługiwała przyjezdnych. Szkoda, że nie znam japońskiego na wyższym poziomie.
W miasteczku Ōtaki moją uwagę przykuł zamek. Chciałem podjechać bliżej, żeby zrobić lepsze zdjęcie, a ostatecznie wylądowałem pod samym budynkiem. Kolejne atrakcje były w sumie rozsiane po górach, w których znalazłem się. Dojechałem do piętrowego tunelu, który powstał, gdy drugi tunel postanowiono wybudować nieco niżej.
Następny był zamek Kururi. Dojazd okazał się strasznie stromy. To kolejny zamek obsadzony sakurą, na której pełne kwitnienie będzie trzeba poczekać jeszcze kilka dni. Niestety była to też ostatnia atrakcja, którą udało mi się zobaczyć przed zmierzchem. Po drodze i tak zauważyłem kilka kolejnych miejsc do odwiedzenia, więc będzie do czego wracać. Tymczasem musiałem jechać nieco dalej niż planowałem, bo jestem gapą i za późno rozejrzałem się za noclegiem. Na miejscu zastałem ciemność i bardzo nietypowy hostel. Położony na uboczu, bez drogi dojazdowej, a na górę prowadziło mnóstwo schodów. Na szczęście właściciel mi pomógł wnieść cały majdan. Dojechałem suchy, ale godzinę później lunęło. Zapowiada się deszczowy weekend.
Kategoria góry i dużo podjazdów, wyprawy / Japonia wiosną 2023, za granicą, z sakwami, setki i więcej, rowery / Fuji, po zmroku i nocne, kraje / Japonia, Japonia / Chiba

Ohayō

  104.09  06:05
Dzień dobry. Japonia była zamknięta na turystykę przez niemal 3 lata. Gdy w październiku ogłosili otwarcie się, zacząłem myśleć o kolejnej podróży. Rozważałem wiosnę i jesień. Wypadło na wiosnę. Po wielu przygodach w końcu udało mi się po raz kolejny postawić koła na ziemi japońskiej. Tym razem na trzecim rowerze (wcześniej na kolarzówce i na trekkingu).
Miałem się rozpisywać, ale po prostu streszczę wszystko. Rano wyciągnąłem rower z pudła (zajęło mi to 1,5 godziny w porównaniu do 5 godzin, które spędziłem na przycięciu pudła, aby odpowiadało warunkom przewoźnika i skomplikowanym rozebraniu roweru, aby wcisnąć go w tak mały karton, czego i tak nie weryfikowali) i spróbowałem się wydostać z lotniska, co okazało się dużym wyzwaniem. Zwiedziłem lotnisko, znalazłem kilka kwiatów i po kilku nawrotach mogłem jechać dalej. Było sporo pagórków. Pierwszym celem była tajska świątynia, ale po dotarciu na miejsce okazało się, że stała w remoncie. Przynajmniej po ukończeniu odzyska swój blask.
Mijałem pola uprawne rozciągające się po horyzont. Rolnicy przygotowują je pod nawodnienie zanim zasadzą ryż, więc wkrótce widoki tarasów ryżowych będą atrakcyjniejsze.
Zacząłem mieć problem z indeksowaniem tylnej przerzutki i na podjeździe niemal wkręciłem ją w szprychy. Całe szczęście w porę się zorientowałem. Pewnie podczas transportu coś się uszkodziło, bo rower ogólnie wyglądał na sprawny po złożeniu.
Kolejne na liście było miasto Katori, gdzie w jednej z dzielnic została zachowana dawna architektura. Miejsce nazywane jako Małe Edo (z kolei Edo to dawna nazwa Tōkyō). Objeździłem, obszedłem i obfotografowałem je. Lubię takie widoki.
Ta część Japonii raczej nie jest zbyt turystyczna. Trudno tutaj o obcokrajowców, toteż mało tutaj znaków i napisów po angielsku. Na szczęście funkcja tłumaczenia tekstu ze zdjęcia jakoś działa. Na migi z mieszkańcami, którzy rzadko komunikują się po angielsku, też można się dogadać.
Trafiłem na pierwszą stację drogową Michi-no-Eki. Nie mieli stempli (zazwyczaj każda stacja ma swój unikalny stempel), ale to i dobrze, bo nie udało mi się znaleźć odpowiedniego notesu na dziennik. Zaraz obok biegła droga dla rowerów. Wybudowana na wale rzeki, prowadziła daleko ku ujściu. Jechało się super, choć brakowało widoków.
Odwiedziłem jeszcze kilka miast i w końcu znalazłem notes, który mi pasował. Niestety nastał zmierzch. Zachód nie był spektakularny, ale temperatura spadła. Jak przez cały dzień smażyłem się w 24 °C, że aż opaliłem sobie dłonie, to wieczorem spadło do przyjemnych 13 °C. Niestety całe szczęście z szybkiej jazdy wywrócił do góry nogami wiatr, który teraz wiał mi w twarz.
Dokąd dalej? Mam kilka tygodni, więc z pewnością zobaczę po raz czwarty kwitnienie wiśni w Japonii i odwiedzę miejsca, których nie widziałem podczas poprzednich eksploracji wysp.
Kategoria wyprawy / Japonia wiosną 2023, kraje / Japonia, Japonia / Chiba, za granicą, z sakwami, setki i więcej, rowery / Fuji, po zmroku i nocne

Jesienne babie lato

  81.05  05:05
Kolano nie tylko stłukłem, ale też otarłem. Nie bolało bardziej niż wczoraj, więc kontynuowałem wyprawę. Nastał kolejny gorący, złoty dzień. Od wczoraj ściągałem z siebie mnóstwo pajęczyn i pająków. Babie lato powróciło.
Pojechałem prosto do Kowar, żeby wspiąć się na Przełęcz Kowarską. Otaczające mnie złoto spowalniało jazdę. Na górze zdecydowałem o uatrakcyjnieniu dnia i wspiąłem się na Przełęcz Okraj. Zajrzałem jeszcze na stronę czeską za widokami, zjadłem obiad w schronisku i pojechałem w dół. Chciałem wskoczyć na ER-2, ale zobaczyłem znak informujący o zamknięciu kilku szlaków. Zaskoczyło mnie, że Lasy Państwowe postawiły taką tablicę. I tak na dole wyjechałem w miejscu krzyżowania się szlaku, więc chyba wiele nie straciłem.
Pojechałem przez Chełmsko Śląskie i Mieroszów, aż za Wałbrzych. Ten ostatni przywitał mnie kosmicznymi krawężnikami. Mam nadzieję, że nie połamałem kół.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Czechy, kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, wyprawy / Jesienne góry 2022, z sakwami, po zmroku i nocne, za granicą, rowery / Fuji

Słowacja – EuroVelo 11 – Nowy Sącz

  114.51  06:26
Dzień zaczął się upałem. Pojechałem najpierw na muszyński Rynek, a potem Głównym Karpackim Szlakiem Rowerowym (GKSR) wzdłuż Popradu. Chciałem rzucić okiem na dwie drewniane cerkwie. Przy granicy ze Słowacją trafiłem na straszny jarmark, auto na aucie, ludzkie bydło wchodzące bez namysłu pod jadące auta. Chciałem stamtąd jak najszybciej uciec, więc zobaczyłem obie budowle i przekroczyłem granicę.
Zauważyłem pewną niebezpieczną korelację, że im bardziej opalony kierowca, tym bliżej mnie jechał podczas wyprzedzania. Nie czułem się bezpiecznie, ale szybko zjechałem na lokalne drogi, które doprowadziły mnie do drogi dla rowerów biegnącej po wzniesieniu. Były widoki, ale był też upał. Smażyłem się na tej patelni bez szans na jakiekolwiek drzewo. Potem nawet jak pojawiły się drzewa, to trudno było o cień. Z tego powodu nie miałem ochoty zatrzymywać się na zdjęcia, bo jazda dawała namiastkę ochłody, a postoje oblewały gorącym potem.
Dotarłem do granicy, ale chciałem przejechać się kawałkiem EuroVelo 11, który dał odrobinę cienia. Po polskiej stronie też biegł EV 11, ale nie dawał żadnego cienia. Za to podobał mi się GKSR. Szlak po słowackiej stronie biegł raczej po płaskim, a po polskiej stronie było dużo widoków. Nawet doświadczyłem trochę cienia. Potem nawet z ciężkich chmur, które widziałem na horyzoncie, wyłoniła się cienka warstwa chmur. Przesłoniła słońce i zrobiło się jak w szklarni. W sumie najwyższą temperaturą na liczniku było 37 °C.
W Piwnicznej-Zdroju chciałem zobaczyć widok z platformy widokowej w parku, ale okazało się, że dojście jest nie po ścieżkach, a po schodach. Nie chciałem zostawiać roweru, więc darowałem sobie atrakcję. Za to za zamkiem w Rytrze zrobiło się ciekawie. Jechałem po EV 11, który zmienił się w brzydki szuter o grubych kamieniach. Potem szlak zwęził się, a nawierzchnia poprawiła się, że poczułem się jak na singletracku. Szkoda tylko, że odcinek był taki krótki.
Słońce przedarło się przez chmury i znów zrobiło się gorąco. Wjechałem na drogi, którymi zdobyłem punkt widokowy w Woli Kroguleckiej. Tym razem odpuściłem sobie ten podjazd, ale zaliczyłem kilka innych, bo odbiłem od jazdy wzdłuż Popradu i ruszyłem na wschód, modyfikując po drodze plan, żeby zminimalizować podjazdy. W międzyczasie zaczęło kropić. Nieintensywnie, ale przez kilka kilometrów postraszyło. Przynajmniej temperatura spadła.
Pod znalezioną wiatą autobusową obdzwoniłem kilka obiektów w poszukiwaniu noclegu. Zwlekałem z tym, bo nie wiedziałem dokąd dojadę. Planowałem dostać się do Grybowa, 30 km dalej, a byłem wciąż w Nowym Sączu i robiło się późno. W dodatku prognoza pogody zrobiła się bardzo niekorzystna, więc możliwe, że z tej wyprawy zostanie tylko mikrowyprawa, jeśli sytuacja się nie poprawi.
Przestało padać, a ja zgłodniałem. Ruszyłem do centrum Nowego Sącza, bo ostatnim razem byłem tam dawno temu. Wjechałem na znajomy szlak Velo Dunajec, którym dostałem się na Rynek. Zjadłem i pojechałem do hotelu. Prognoza pogody zmienia się jak w kalejdoskopie. Ciekawe, jak to będzie w rzeczywistości.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, kraje / Słowacja, Polska / małopolskie, setki i więcej, wyprawy / Drewniane cerkwie 2022, z sakwami, za granicą, rowery / Fuji

Lakselv

  17.92  01:16
W nocy pokropiło, rano było zachmurzenie, ale potem i tak słońce rozgrzało mój namiot, dając do zrozumienia, że pora wstawać.
Nie było żadnych aktualizacji w sprawie strajku lotników, więc decyzja zostanie podjęta, gdy będę na pokładzie samolotu. Mając część dnia wolnego, wybrałem się na przejażdżkę po mieście. Temperatura od rana podskoczyła do 35 °C, ale była groźba deszczu, więc nie zamierzałem długo się kręcić. I tak wszystko było zamknięte przez niedzielę.
Po powrocie na kemping zakwaterowałem się w pokoju, gdzie było gorąco, komary cięły jak szalone. W Norwegii jeszcze nie odkryli moskitier na okna. W takich warunkach przyciąłem karton do wymiarów mojego roweru, spakowałem wszystko (zgubiłem gdzieś klucz do odkręcania pedałów, ale uprzejmość tutejszych ludzi nie ma granic) i mam nadzieję, że uda mi się wrócić do domu.
Pozostaje krótko podsumować tę długą wyprawę. W ciągu 40 dni przejechałem 3329 km. Do tego trzeba dodać 155 km w dwóch pociągach, 282 km na 22 promach, 63 km na dwóch łodziach, 365 km w pięciu autobusach i 80 km w dwóch autach, a jeszcze nie policzyłem dystansu pokonanego pieszo. Najwyżej byłem na 1222 m n.p.m., najniżej na 212 m p.p.m. Na mojej drodze stanęło 85 tuneli (wiem, bo sfotografowałem chyba każdy z nich), z czego najdłuższy miał niemal 7 km. Zrobiłem łącznie 5032 zdjęcia. Norwegia od samego początku zaskakiwała. Klimat w maju, urokliwa architektura, ogólne bezpieczeństwo na drogach, piękne fiordy, niesamowite widoki, drogi zasypane śniegiem, dziwne deszcze (miałem szczęście, że padało tylko kilka dni), dni polarne, okropne upały, islandzkie wiatry, tunele, renifery, problemy z nietypowymi rozwiązaniami, awarie i wiele, wiele więcej. Niewykluczone, że jeszcze tu wrócę. Zostało tyle miejsc do odkrycia.
Kategoria kraje / Norwegia, pod namiotem, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, rowery / Fuji

Fiord Porsanger

  54.63  03:28
Co innego mogło mnie obudzić, jak nie słońce? Tym razem drzewo, pod którym się rozbiłem, dawało nieco więcej cienia, więc miałem jedynie 24 °C w namiocie. Zapowiadał się kolejny upalny dzień.
Dzisiaj było bardzo mało atrakcji. Przejechałem jedynie obok rezerwatu przyrody Stabbursnes, który jest siedliskiem wielu gatunków ptaków, a do tego wygląda nietypowo z głazami rozrzuconymi na całych mokradłach. Komary i inne paskudztwa gryzły w cieniu jak oszalałe. Temperatura dochodziła nawet do 35 °C. Jechałem cały czas na południe wzdłuż fiordu Porsanger, cały czas pod słońce. Do tego wiało w twarz. O ile przed południem było to rześkie powietrze, o tyle później buchało ciepłem niczym z piekarnika.
Według ostatnich informacji z frontu strajkowego początek strajku lotników został przełożony z dzisiaj na poniedziałek, czyli na dzień mojego wylotu. Nadal status lotu do Oslo to „prawdopodobnie zostanie odwołany, jeśli nastąpi strajk”. Będę więc do ostatniej minuty czekał z informacją o strajku. Być może będę siedział w samolocie, gdy strajk zostanie ogłoszony, ponownie przesunięty lub odwołany.
Spieszyłem się do Lakselv przed zamknięciem jedynego sklepu rowerowego. Udało się, dostałem karton na rower… elektryczny. Gigantyczne pudło, które będę musiał poprzycinać, bo z pewnością nie zmieści się do samolotu. Już poprzednie ledwo wchodziło na taśmę skanera na lotnisku. Problemem logistycznym było przetransportowanie tego na kemping, gdzie zaplanowałem spędzić resztę urlopu. Nie udało mi się w żaden sposób przymocować kartonu do roweru, więc zostawiłem swój pojazd i ruszyłem pieszo. Zwykłe pudło, a tyle problemów. Udało mi się donieść je na plecach, ale była to okropnie wyczerpująca wędrówka. Na kempingu poznałem Fina, który zaoferował, że przechowa pudło w domku u siebie, bo jutro ma padać. Potem jeszcze podrzucił mnie do miasta, żebym nie musiał iść do roweru. Odwiedziłem jeszcze kilka sklepów, bo jutro wszystko ma być zamknięte, jak co niedzielę, a potrzebowałem folii do owinięcia sakw, aby stworzyć z nich jeden bagaż. Do tego chciałem kupić trochę słodkości dla znajomych i dla siebie. Dobrze, że na kempingu była lodówka, bo w tym upale wszystko rozmemłałoby się.
Kategoria kraje / Norwegia, pod namiotem, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, rowery / Fuji

Kategorie

Archiwum

Moje rowery