Byłem przekonany, że wzgórze da mi schronienie przed porannym słońcem. Niestety już po piątej miałem 30 °C w namiocie. I tak po raz pierwszy spałem półnagi poza śpiworem, ale to było za mało. Otworzyłem namiot i w ten sposób udało mi się wpuścić choć trochę wciąż szalejącego wiatru, ale zasnąć już nie mogłem. Dobrze przynajmniej, że nie było żadnych owadów, które już kompletnie nie dałyby mi nawet poleżeć.
Poleżałem tak jeszcze z godzinę i zebrałem się. Poza namiotem temperatura była dużo lepsza, było nawet rześko, zwłaszcza w cieniu, ale po raz pierwszy ubrałem się na krótko, bo do tej pory przyjemnie jeździło mi się w długim rękawku. Zapowiadał się jednak nieprzyjemnie gorący dzień.
Tytuł wpisu oznacza Krajowe Drogi Turystyczne. Zostały one skrupulatnie wybrane przez Norweską Administrację Dróg Publicznych. Przejechałem przez kilka takich dróg i wczoraj znalazłem się chyba na najładniejszej z nich – na drodze Havøysund, po której dzisiaj kontynuowałem jazdę.
Na poranek zostawiłem sobie większy podjazd i już o tej porze było ciężko. Brak cienia, pot lejący się strumieniami. Oj, nie było łatwo. Na szczęście na górze wiatr mnie ochłodził. Potem zaczęły się ciekawe rzeczy. Skały, które składały się warstwami jak klocki. Tworzyły przeróżne formy, niczym Maczuga Herkulesa. Wieczorem wyglądały dużo piękniej. Ciężko było jednak znaleźć miejsce do odpoczynku, aby poczekać do kolejnego wieczora, a gdy już znalazłem odrobinę cienia w tym upale, to rzucały się na mnie komary. Nawet nie wiem, kiedy mnie pogryzły.
Gorąc dawał się we znaki. Zrezygnowałem z objazdu okolic i ruszyłem prosto do Olderfjordu, czyli punku wyjścia. Tam zatrzymałem się na dłużej. Zjadłem w markecie, bo mieli siedzenia wewnątrz. Na zewnątrz było 29 °C w cieniu i nawet 33 °C na słońcu. Nie mieli już nawet lodów, tak się ludzie rzucili.
Piekła mnie skóra, bo chyba pierwszy raz w tym roku opaliłem nogi. Twarzy też się oberwało. Mam tylko nadzieję, że tym razem będzie równo, bo ciągle mam problem, że nieopalone zostają miejsca pod paskami od kasku.
Spędziłem kilka godzin w cieniu i ruszyłem w dalszą drogę, choć o 18 słońce nadal paliło skórę. Szukanie noclegu na tej drodze nie było proste. Najlepsze miejscówki były prywatne, potem minąłem dużo niezbyt bezpiecznych skał, aż na jednym ze wzgórz znalazłem obiecujące miejsce. Tym razem chciałem mieć cień o poranku, więc rozbiłem się między drzewami. Jak przez ostatnie dwa wieczory nie atakowały mnie żadne stworzenia, tak dziś całe hordy komarów ganiały mnie tak, że spociłem się bardziej niż na podjeździe. Koszmar. Przynajmniej temperatura wieczorem zaczęła być znośna. Może tym razem uda mi się pospać nieco dłużej.