Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

212 m p.p.m.

99.1106:30
Tutejsze drzewa na wiele się nie zdały. Dawały tak mało cienia, że w namiocie miałem 27 °C, ale zmęczenie wzięło górę, bo tylko otworzyłem tropik i ponownie obudziłem się po kilku godzinach.
Kolejny dzień upałów. Nawet komary gdzieś przepadły. Przynajmniej na chwilę, bo skończyłem pakowanie i kilka mnie udziabało. Przynajmniej nie było ich tyle, co podczas rozbijania obozu.
Nie mogłem znaleźć cienia, więc śniadanie zjadłem dopiero w cieniu przydrożnej latryny (oczywiście komary już tam czekały). Turyści wydawali się cieszyć z tego upału. Ja niestety nie podzielałem tej radości. Czekał mnie długi dzień.
Na niektórych odcinkach wiało, dając odrobinę ochłody od lejącego się z nieba żaru. Ulgę dawały też tunele, ale nie było ich zbyt wiele. W końcu dojechałem do takiego, który miał kilka ekstremów. Już znak ostrzegający o mgle mnie zaniepokoił. Dalej była tablica z danymi: 6870 m długości oraz 212 m p.p.m. w najniższym punkcie. W Japonii było tylko 50 m, więc to będzie mój rowerowy rekord (jak nie życiowy, bo w Wieliczce schodzi się na 135 m) i nie sądzę, bym mógł go gdziekolwiek pobić.
Tunel wyglądał na stary (ukończony w 1999 r.), miejscami przeciekał. Tylko kilka turbin pracowało, więc powietrze pewnie było czyste. Mgła była niewielka, nie psuła widoczności. Zjazd był rześki, nawet aż za bardzo, ale lekka bluza wystarczyła. Potem i tak rozgrzałem się na wyczerpującej drodze w górę. Nie wiało poza podmuchami nielicznych aut, więc byłem cały mokry.
Za tunelem było miejsce postojowe. Znalazło się nawet zadaszenie – absolutny ewenement w Norwegii. Odpocząłem, wyschłem, zjadłem i nie dałem się zjeść komarom. Cóż, na początku wyprawy miałem mniejszego pecha do tych gadzin.
Kolejny długi tunel miał 4,5 km, ale biegł przez górę, więc był łatwy. W środku wisiała albo mgła, albo mieszanka pyłu, ale nie plułem płucami, więc pewnie to pierwsze.
Za tunelem był Honningsvåg, najdalej na północ wysunięte miasteczko. Przejechałem przez nie i znalazłem dobre miejsce na obóz. Obok drogi były ławka i dużo trawy. Ruch był dziwnie duży, bo droga prowadziła tylko do małej wioski, ale do wieczora pewnie ustałby. Gdyby nie wiatr. Nagle zaczęło wiać. Namiot z początku dawał radę, ale wichura nasilała się, że wyrwało śledzie, a potem zaczęło niemal kłaść namiot. Miarka się przebrała. Spakowałem się, zauważając, że aluminiowe pałąki stelaża powyginały się. Nie wiem, jak długo mogło wiać, ale wolałem nie testować sprawności mojego namiotu. Pojechałem na najbliższy kemping.
Droga nie była prosta. Wiatr targał mną, że ciężko się jechało. W końcu dotarłem na miejsce. Nie mieli żadnego wiatrochronu na polu namiotowym, jak to było na Islandii. Rozbiłem się za jakimś domkiem, gdzie wciąż wiało, ale nie tak okropnie. Użyłem dodatkowo linek, żeby znowu nie położyło mi namiotu. Miałem się ich pozbyć, ale chyba pierwszy raz znalazły zastosowanie. Inne namioty przetrwały wichurę w różnym stopniu, ale stały na otwartej przestrzeni. Dużo ludzi przeniosło się do pomieszczeń socjalnych. Widziałem toalety i prysznice wypełnione śpiworami.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Norwegia, wyprawy / Nordkapp 2022, z sakwami, za granicą, pod namiotem, rowery / Fuji
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa erwon
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

23:04 niedziela, 2 października 2022
W tunelu jest zasięg sieci telefonicznych, ale o sygnale satelitarnym mowy nie było. Musiałem dorysować brakujący profil, żeby ładnie wyglądał :P
Te albinosy jakoś tak posępnie wyglądają.
21:29 niedziela, 2 października 2022
6 kilosów tunelem. Miodzio. Tylko GPS-a szkoda :)
Ach, te renifery... Fota w wodzie mega!
Nasjonale turistveger
Przesada z tym wiatrem

Kategorie

Archiwum

Moje rowery