Nastał kolejny słoneczny dzień. Przejrzałem swoje plany i byłem 4 dni do tyłu. Daje to 360 km straty, żeby wykonać plan dotarcia na Przylądek Północny w urodziny. Nie jestem zadowolony z takich danych.
Mimo dnia roboczego na krajówce było duże natężenie ruchu. Na szczęście długo tam nie zabawiłem. Uciekłem na boczne drogi. Mój plan znów zawiódł, bo prowadził po prywatnej drodze. Musiałem jechać po szlaku dłuższą drogą z niespodziankami.
Wyjechałem kawałek z fiordu i zaczęło mocno wiać. W tej samej chwili powróciły oznaczenia Krajowego Szlaku Rowerowego nr 1. Co więcej, znaki były na każdym skrzyżowaniu, jak pod Bergen. Jednakże tylko wyjechałem z wioski i skończyły się. Za to wiatr wręcz przeciwnie. Tylko nabierał na sile. Jazda stawała się uciążliwa. Jeszcze nie był to koszmar z Islandii, ale Norwegia pokazała kły.
Dojechałem do przeprawy promowej. Prom już czekał, ale był to jeden z dwóch promów. Ten płynął na wysepki, na których potrzebowałbym aż trzech promów, mimo krótszego dystansu do przejechania na rowerze. Obawiałem się, że promy mogłyby pływać co godzinę albo i rzadziej. Doliczając czas na oczekiwanie i przeprawy, ryzykowałbym. Wybrałem w zamian dwa promy i nieco dłuższą jazdę na rowerze.
Na wyspach wciąż wiało, więc pojechałem od ich południowej strony, żeby ukryć się za górami. Częściowo pomogło, ale ugotowanie obiadu i tak było nie lada wyzwaniem przy okresowych podmuchach.
Dojechałem kilka minut za późno na prom i musiałem czekać na kolejny. Mój plan zakładał, że z Molde do Kristiansund dostanę się promem. Po drugiej stronie udałem się do miasta w poszukiwaniu informacji turystycznej. Na próżno zdały się poszukiwania, ale zadzwoniłem na infolinię przewoźnika, który obsługiwał autokary i promy. Dowiedziałem się, że mogę zabrać rower do autobusu. Akurat przyjechał mój, więc rower i sakwy władowaliśmy z kierowcą do luku bagażowego. Podróż trwała nieco ponad godzinę, co promem zajęłoby ponad 7 godzin, jak widziałem w ich ofercie w internecie. Być może to nie ostatnia taka nierowerowa wycieczka, bo powinienem być już dzień drogi za Trondheim.
Widziałem dobre miejsca na obóz, ale potrzebowałem zrobić pranie, więc zatrzymałem się na kempingu. Dzięki autobusowi odzyskałem jeden dzień z czterodniowej straty.