Od początku powstania tego bloga używam niepowtarzających się tytułów, więc stąd tak często numeruję je. Zastanawiam się, czy nazwałem odpowiednio ten wpis. Przede mną długa droga, a na pewno nie był to ostatni tak kiepski dzień.
W nocy padało. Mżyło, gdy żegnałem się z Josephem. Wskazał mi drogę, by zjechać ze wzgórza, na którym mieszka, bez potrzeby przejazdu przez centrum, żeby dostać się na Krajowy Szlak Rowerowy nr 1, który został bardzo dobrze oznaczony. Bergen to drugie miasto Norwegii i choć ja aktywnie wypoczywam, to wielu Norwegów zmierzało do pracy, nierzadko na rowerze – mimo tego deszczu. Centrum byłoby jeszcze bardziej zatłoczone niż wzgórze, na którym mijałem dziesiątki ludzi. Skrót spisał się na medal.
Długo się nie nacieszyłem. Po dwóch godzinach przestało padać, a po kolejnych dwóch lunęło jak z cebra – i tak przez kolejne dwie godziny. Ubrania chyba dały radę i nie przemokły, tylko nie dały rady odprowadzać potu, więc jazda nie była przyjemna. Za to widoki, oj, ile ja zrobiłbym zdjęć. Tylko wyciąganie aparatu byłoby uciążliwe, więc nawet nie zatrzymywałem się.
Odwiedziłem dzisiaj punkt pocztowy w supermarkecie. Kasjerka obsługiwała na zmianę kasę i punkt pocztowy. Nakleiła tyle znaczków, że na pocztówce nie było miejsca na wszystkie.
Po tych dwóch godzinach ulewa przeszła w mżawkę, aż dotarłem do pierwszej przeprawy promowej, gdzie opad ustał całkowicie. Mogłem więc wyschnąć na wietrze, bo prom odpłynął kilka minut wcześniej. Informacje o promach są dostępne na skyss.no. Jako rowerzysta nie musiałem płacić. Obsługa skanowała tylko tablice rejestracyjne. Pewnie mają jakiś automatyczny system poboru opłat.
Miałem robić zdjęcia z pokładu, ale wszedłem do środka i było tam tak przyjemnie, że 20 minut rejsu spędziłem, grzejąc się i próbując robić jakieś zdjęcia przez brudne okna.
Pojechałem na kemping, bo miałem ochotę na gorący prysznic. Nie mieli takich wygód, więc nie miałem ochoty płacić za nic i wróciłem na szlak, szukając szczęścia. Trochę pomżyło, nawet przejechałem przez jedyny na trasie słoneczny odcinek, aż upatrzyłem sobie łąkę, wokół której nie było ogrodzenia, a te mijam nieustannie. Byłoby łatwiej, gdyby Norwegia nie była tak porośnięta lasami i pokryta skałami. Na Islandii łatwiej było znaleźć miejsce na dziki obóz.