Wziąłem urlop, bo planowałem pojechać na majówkę na południe, ale prognoza pogody mnie zniechęciła. Nie byłem odpowiednio przygotowany, więc zmieniłem plany. W zamian pojechałem w najbardziej oczywiste miejsce, czyli do Poleskiego Parku Narodowego.
Wiało z północnego-wschodu. Z początku niebo było prawie bezchmurne, ale szybko się to zmieniło. Temperatura wahała się od 14 do 18 °C w zależności od tego, czy było widać słońce. Niestety z tych chmur szybko zaczęło kropić. Na szczęście nic poważnego, więc nawet nie zmieniałem ubrań.
Widoki po drodze były bardzo wiosenne. W Chełmskim Parku Krajobrazowym widziałem mnóstwo bagienek i jeszcze więcej zawilców. Przy platformie widokowej w Poleskim Parku Narodowym zdziwiły mnie liczne pszczoły przy domku dla owadów. Dopiero po chwili zwróciłem uwagę, że pszczoły chowały się w zakamarkach każdej struktury drewnianej w pobliżu. Potem przyszła ulewa, przed którą pszczoły awaryjnie szukały schronienia. Deszcz trwał krótko, choć zrobiło się parę kałuż.
Dojechałem do ścieżki „Czahary”.
Rok temu było zdecydowanie bardziej
jesiennie. Tym razem widziałem tam pierwsze zwierzęta, a także kilka kwiatów. Za każdym razem jest inaczej. Może kolejną wizytę uda mi się zaplanować na lato.
Pojechałem wgłąb parku i wszedłem na ścieżkę „Dąb Dominik”, po której
ostatnim razem przeszedłem w pośpiechu tuż przed zmierzchem. Tym razem słońce przedzierało się między chmurami, więc miałem dużo czasu na spacer. Do tego nie było ludzi, bo to środek tygodnia. Zwierząt niestety też nie dostrzegałem, zwłaszcza żółwi błotnych, u których trwa teraz okres godowy.
Miałem dylemat, czy jechać dalej, a jeśli tak, to do której ścieżki, bo jeszcze nie widziałem dwóch. Wypadło na ścieżkę przyrodniczo-historyczną „Obóz Powstańczy”. Niestety przegapiłem skręt i gdy zorientowałem się o pomyłce, byłem już za daleko. Zdecydowałem się dojechać do ścieżki przyrodniczej „Perehod”. Ścieżka była ładna (pomijając chmary komarów i nierówną drogę), widziałem kilka ptaków, nawet czaplę białą, ale brakowało mi drewnianych kładek, które są obecne na wszystkich innych ścieżkach w parku. Oczywiście to tylko moje widzimisię, bo kładki ładnie wychodzą na zdjęciach, a park ma na celu ochronę przyrody.
Wydostanie się z parku nie było najwygodniejsze. Wjechałem na ścieżkę rowerową „Mietiułka”, po której
jeździłem od strony północnej. Południowa część była koszmarnie nierówna, bo nikt nie ujeździł tej drogi, jak na odcinku północnym, gdzie jest droga prowadząca do domostw. Do tego nad drogą latały chmary komarów, których nie dało się ominąć. Jedyne szczęście, że to były samce, więc mnie nie pogryzły.
Wyjechałem z parku. Nie chciałem pchać się najkrótszą drogą przez Łąki Krychowskie, więc z wiatrem pojechałem do Urszulina, a potem prosto do domu zanim zrobiło się ciemno.