Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Nadwarciańskie przedwiośnie

109.1206:11
W końcu udało mi się kupić bilety na pociąg (do tego pociąg był w połowie pusty w porównaniu do ostatniej próby), więc znalazłem się w Kostrzynie. Była świetna pogoda: pochmurno, umiarkowana temperatura, wiatr w plecy.
Na pierwszy cel wybrałem Dąbroszyn. Dostałem się tam po jeszcze znośnych drogach dla rowerów. Po drodze minąłem kilka kwitnących drzew. Przejechałem się po dąbroszyńskim parku pałacowym w poszukiwaniu ruin Świątyni Zofii. Nic ciekawego po niej nie zostało. Zachowała się za to wyremontowana Świątynia Cecylii z rzeźbą Chronosa. Jedynie dojście zostało utrudnione przez wciąż nieusunięte wiatrołomy.
Moim głównym celem był Park Narodowy „Ujście Warty”. Miałem dotrzeć do drogi na wale przeciwpowodziowym, aby dostać się do ścieżki biegnącej po drewnianej kładce, ale wpadłem na lepszy pomysł i zrobiłem zygzak, poznając większy obszar parku. Na przykład, wzdłuż Bobrowej Drogi ostało się zaledwie kilka drzew. Dużo zostało powalonych przez bobry. Ciekawe, że ślady wyglądały na świeże. Tak jakby bobry wkroczyły tam relatywnie niedawno. Spotkałem kilka stad saren i jeleni, wśród ptactwa dominowały łabędzie, a gęsi tym razem niemal nie widziałem. Kaczki z kolei były najbardziej płochliwe, ale zauważyłem, że one już tak mają.
Po spacerze na drewnianej ścieżce wróciłem na szlak wzdłuż Warty. Nie zmienił się wiele. Jedynie woda opadła o jakieś pół metra. Pojechałem prosto do Świerkocina, bo zrobiłem się głodny. Chyba wciąż mogę rozważać powrót do tego parku latem, bo zimowe i wczesnowiosenne krajobrazy już mam utrwalone w pamięci.
Chciałem zobaczyć architekturę nadwarciańską, o której czytałem na początku roku. Wybrałem tylko kilka miejscowości ze względu na ograniczony czas. Mimo to minąłem kilka ładnych szachulców, a także sporo zaniedbanych i sypiących się budynków. Nawet trafiły się okazy w nowym budownictwie.
Pozostała ostatnia atrakcja na dzisiaj. Niestety zakładałem, że nie zdążę przed zmrokiem, więc pojechałem prosto na nocleg. Po drodze wpakowałem się na drogę z kocich łbów, typowy urok ziemi lubuskiej, a potem jeszcze na asfalt w formie sera szwajcarskiego. Przynajmniej liczba wzgórz była mniej straszna niż się obawiałem.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, mikrowyprawa, Polska / lubuskie, setki i więcej, terenowe, rowery / Fuji, Park Narodowy „Ujście Warty”
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa dziej
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

19:09 niedziela, 10 kwietnia 2022
Na razie inną porą tam nie byłem, więc muszę uwierzyć na słowo :D
18:42 niedziela, 10 kwietnia 2022
Nad Wartą o dziwo zawsze jest najładniej wczesną wiosna..
10:28 niedziela, 10 kwietnia 2022
Poza tymi ładniejszymi budynkami widziałem także te sypiące się i zaniedbane. Aczkolwiek zauważyłem kilka świeżo wybudowanych domów w tym stylu, więc tak szybko nie znikną :)
00:02 niedziela, 10 kwietnia 2022
Ładną architekturę można zobaczyć w tych rejonach, ekstra fotorelacja :)
21:44 piątek, 8 kwietnia 2022
Jeszcze trzeba mieć szczęście do asfaltu :P
21:43 piątek, 8 kwietnia 2022
Świetny klimat i piękne budynki. Tylko te lubuskie asfalty straszą moją duszę szoszona :)
Przedwiosenne Szachty
Zbąszyń na pociąg

Kategorie

Archiwum

Moje rowery